„Opowieść Wigilijna” Charles Dickens

Bombla_CrhistmasCarol2

„Opowieść Wigilijna” to historia, do której powracam każdego roku. Nie wyobrażam sobie grudnia bez tej pięknej zimowej opowieści. Charles Dickens we wspaniały i niepowtarzalny sposób pozwala nam zanurzyć się w przedświąteczną atmosferę wiktoriańskiej Anglii. Nie jest to jednak obrazek jak ze starej uroczej pocztówki, a raczej smutny przekrój przez brytyjskie społeczeństwo. Nic nie ucieknie przed wzrokiem tego pisarza, który wielokrotnie poruszał temat biedy i różnic między ludźmi. Który widział i sam przeżył smutki i problemy nękające rodziny z marginesu, osierocone dzieci i żebraków.

W tym roku postanowiłam spojrzeć na „Opowieść Wigiliją” inaczej. Zostawiając za sobą obrazy ludzkiej nędzy i społecznej rozpaczy skupiłam się na postaci głównego bohatera i jego głębokiej melancholii i samotności.

Od kiedy pamiętam Ebenezer Scrooge stanowił symbol chciwości. Był uznany za człowieka zimnego i bez serca. Wydarzenia przedświątecznej nocy były konieczne, by zmienić go przede wszystkim dla innych, by otworzył serce i… swoją sakiewkę. A co z samym Ebenezerem? Kim jest człowiek, który posłużył Dickensowi za przykład przemiany idealnej?

Ebenezer Scrooge z pewnością nie jest postacią, na której możemy się wzorować. Idąc tym tropem stwierdzam, że Scrooge to raczej antybohater. Jego działania są z założenia złe, samolubne i antypatyczne. Jest „starym grzesznikiem”, którego rysy twarzy, a nawet postura wyznaczają zło. Samotny, bez bliskiej rodziny i bez przyjaciół, o zaciętych ustach, zimnym oceniającym spojrzeniu… Za Scroogem idzie ciemność i chłód, a w prozie Dickensa to symbole śmierci. Śmiercią zaczyna się sama powieść i to dzięki śmierci Scrooge ma szansę poznać samego siebie, wędrując w czasie pod opieką duchów.

Skąd przeświadczenie o zagubieniu tego dickensowskiego antybohatera? Już na samym początku poznajemy codzienność Scrooge’a. Dla niego liczy się tylko biznes. Biznes jest wszystkim. Biznes to Scrooge. I Marley. Wychodzi na to, że wszystko jedno jakim nazwiskiem zwrócimy się do Ebenezera, gdyż reaguje zarówno na swoje, jak zmarłego przed laty wspólnika. Dla niego forma działania jest całkowicie obojętna, podobnie jak dla jego towarzyszy w biznesie. Liczą się tylko ostateczny wynik i zysk, jaki czerpią z danego układu. Życie Scrooge’a to seria transakcji, wyliczeń opłacalności, tabelek strat i podpisywania powiadomień o eksmisji ubogich lokatorów.

Scrooge sam siebie zdehumanizował. Utracił integralność na rzecz biurokracji, tej najgorszego sortu, tej którą rządzi jedynie pieniądz i w której nie ma miejsca na jakiekolwiek uczucia, bo uczucia to „brednie”, humbug, co powtarza raz po raz. Ma się wrażenie, że Scrooge to maszyna, kalkulator, któremu na niczym nie zależy. Jednak czy jest chciwy i samolubny z serca, czy to profesja i uwielbienie pracy doprowadziły go w takie, a nie inne miejsce? W końcu on sam nic nie zyskuje na tym, co robi, sam siebie ogranicza i… wszyscy wokół niego wydają się mieć tego świadomość, tylko nie on sam.

Czas Świąt Bożego Narodzenia jest niezwykły, bo pozwala zapatrzonym w zaczarowaną pocztówkową wizję, otworzyć oczy na to, co dzieje się wokół i przypomnieć o co w Świętach tak naprawdę chodzi. To właśnie teraz najłatwiej podjąć decyzję o zmianie, nadrobić zaległości w działalności charytatywnej i dzięki udzielonej komuś pomocy samemu poczuć się lepszym człowiekiem.

Ebenezer Scrooge nie potrafi przełamać się i wyjść poza stworzony przez siebie świat. Co roku powtarza te same, smutne frazy, przegania ludzi w potrzebie, przymyka oczy na nieszczęścia, których jest świadkiem, a nawet odgania swojego ukochanego siostrzeńca! O tak, bo Scrooge kocha go bardzo. Tak samo, jak jego zmarłą matkę, swoją siostrę, tylko tak jakoś nie umie już tego pokazać. Zagubił się we własnych rytuałach, rutynie codzienności, okrutnej i niezmiennej od lat. Zjawa Jacob’a Marley’a przybywa właśnie po to, by go obudzić i uwolnić z kajdanów, które sam na siebie nakłada, a które nękać go będę po śmierci, jeśli nic w swoim życiu nie zmieni.

Gdy Marley zwraca się bezpośrednio do Scrooge’a, imiennie, przekonuje go o jego własnej cielesności i człowieczeństwie, bo przecież odczuwany przez niego strach to wyjątkowo ludzkie uczucie. Na tą jedną noc, nasz antybohater staje się nareszcie sobą, by ostatecznie uświadomić sobie, jakim wielkim był głupcem, że zmarnował życie, największy dar, jaki możemy otrzymać. By to życie odzyskać, chociażby częściowo, Scrooge musi wyjść z cienia, opuścić mrok, którym się otacza i na nowo narodzić się dla świata, tym razem w jasności.

Nie przez przypadek pierwsza zjawa, Duch Przeszłych Świąt, cały otoczony jest światłem. Jego celem jest pokazanie Scrooge’owi tego co było jasne w jego historii, czyli dobre i pełne życia. Były to czasy, gdy pieniądze nie były jedynym celem, a Ebenezer miał możliwość wyboru. Kiedy jeszcze liczył się drugi człowiek: koledzy, siostra, ukochana Belle. Ich odrzucenie poskutkowało zgorzniałą, wyalienowaną egzystencją. Konfrontacja z przeszłością wywołuje wstyd, ale także ponownie otwiera serce Scrooge’a, a Duch Przeszłości dzieli się z nim swoim światłem.

Duch Tegorocznych Świąt Bożego Narodzenia (ubolewam nad nieprzetłumaczalnością pięknych wyrażeń Dickensa) pokazuje mu to, co stanie się, kiedy wydarzenia będą biegły wybraną przez Scrooge’a ścieżką. Czyli, gdy nic się nie zmieni, a Ignorancja i Bieda będą panowały na ziemi. Niby szara codzienność, znane twarze, a jednak te obrazy świątecznej radości w każdym, nawet najbiedniejszym zakątku miasta poruszają naszego antybohatera niezrównanie. Ten Duch otwiera Scrooge’owi oczy i kieruje jego wzrok na innych. Po raz kolejny Scrooge wstydzi się i rozumie, jak bardzo zmarnował życie.

Gdy pojawia się Duch Świąt, które Mają Nadejść (of Christmas Yet to Come), Ebenezer już wie, że zmiana jest konieczna i nieunikniona. Świadomość utraty tak wielu ludzi i ich miłości nie pozwoli mu już powrócić do tego, co było. Duch Przyszłości otwiera mu umysł i w dramatyczny sposób ukazuje, jak mógłby się taki smutny żywot zakończyć. Duch ten jawi się jako mroczna, ciemna zjawa, niosąca smutek i śmierć. Wizje, jakie niesie ze sobą np. okradzenia ciała czy pokazanie nagrobnej płyty z nazwiskiem Ebenezera wywołują w Scrooge’u silniejsze emocje i większą potrzebę przemiany niż cokolwiek do tej pory.

Dickens po mistrzowsku pokazuje nam, że nie warto marnować życia. Daje nadzieję, że nigdy nie jest zbyt późno, by obrócić własny los. Udowadnia również, że pieniądze potrafią naprawiać życie i mają wielką siłę, ale tylko wtedy, gdy to nie namnażanie ich jest celem, ale dzielenie się z potrzebującymi.

Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam i sobie, byśmy nie stali się Scrooge’ami. Byśmy otworzyli serca, oczy i umysły! Żyjmy teraz i dziś zarówno ze wspomnieniem przeszłości w sercach jak i z pomysłem na przyszłość! Nie tylko w Święta Bożego Narodzenia, ale zawsze, o każdej porze roku.

Wesołych Świąt!

O.

P.S. Poniżej piękna piosenka z genialnej muppetowej adaptacji powieści „Muppet Christmas Carol” Jima Hansona śpiewana przez Maleńkiego Tima.