„Tyle wydarzeń od tego czasu przeszło, iż nie umiem sobie obecnie zdać sprawy, czy go kochałam. Był ogromnie we mnie zakochany i niekiedy przerażał mnie wybuchami swojej miłości. Wszyscy przy tym byli zachwyceni jego uprzejmością, jego rzadkimi zaletami i uważali mnie za najszczęśliwszą z dziewcząt.”
Kiedyś, przy okazji, wspominałam Wam już o mojej ukochanej baśni z dzieciństwa, autorstwa niezastąpionych Braci Grimm, czyli o „Jednooczce, Dwuoczce i Trójoczce”, ale pewnie nie zdradziłam Wam jeszcze, że następną w kolejności, przed baśniami Oscara Wilde’a, była potworna, a jakże hipnotyzująca baśń o drapieżnym Sinobrodym, którego niecne tajemnice odkryła przypadkiem jego młodziutka żona. Ile strachu, ile nerwów, ile paznokci zjadłam – mała dziewczynka wpatrzona w ilustrację zakazanej komnaty pełnej krwi i kobiecych trupów… Takie opowieści o sekretach, zamczyskach i okrutnikach kryjących się w ich korytarzach zawsze mnie przyciągały. Płynęła z nich dziwna nauka o mroczności ludzkiej natury, o tym, że nie wszystko (w tym człowiek) jest dokładnie takie, jak się wydaje, a przede wszystkim o tym, że warto zadawać pytania, warto dociekać i nigdy nie milczeć, czy udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Ten mit o mężczyźnie w mroku, swego rodzaju Sinobrodym przewijającym się przez historie powtarzane w mitologiach całego świata, wykorzystała również dziewiętnastowieczna brytyjska pisarka Elizabeth Gaskell w swojej noweli „Szara Dama” („The Grey Woman”). Całość zaczyna się tak, jak każda porządna opowieść grozy tamtych czasów – pamiętnikiem kobiety z portretu, który skrywa jej najskrytszą tajemnicę, a zarazem wyjaśnienie i spowiedź pod koniec życia. Kobieta, która po niefortunnych wydarzeniach była zwana Szarą Damą, opowiada dzieje swojej młodości. Wyszła za mąż za francuskiego, uwielbianego przez wszystkich szlachcica, niejako zmuszona jego natarczywymi zalotami. Zamieszkała w zamku na skałach, daleko od domu, otoczona wrogo nastawioną wobec niej służbą, u boku męża, który zamyka ją tam jak egzotycznego ptaszka w klatce. I zabrania samotnej żonie krążenia po zamku, szczególnie zaglądania do starego skrzydła, gdzie mąż jej ma swoje komnaty. A naiwna dziewczyna zaczyna szukać odpowiedzi. I poznaje ją, ryzykując życie.
„Szara Dama” to klasyczna opowieść, w gotyckim stylu, pełna wewnętrznych ciemności i małżeńskich tajemnic. To historia uśpionego instynktu, dziewczęcego zagubienia w pierwszej miłości, przywdziewania maski, byle odsunąć możliwe reperkusje towarzyskie. Nawet kosztem własnego szczęścia. To historia stara jak świat, o drapieżcy i młodziutkiej ofierze, która nieświadoma (bo z początku świadoma wcale być nie chce) wchodzi w dorosłe życie i od razu poznaje smak smutku i osamotnienia. Elizabeth Gaskell doskonale straszy i zaskakuje rozwiązaniem. Wykorzystuje znany motyw, by mistrzowsko obrócić go i przeniknąć do opowieści w opowieści. Wciąż świeża klasyka gatunku, wielowymiarowa i doskonale przerażająca w odkrywaniu tajemnicy. Aż chce się bać.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo oczami wyobraźni widzę cienie w opuszczonych korytarzach zamczyska.
O.
*Za skuszenie i polecenie „Szarej Damy” pięknie dziękuję Agnieszce z Książkozaura 🙂
**A kto chciałby się skusić na „Szarą Damę” to odnajdzie ją zupełnie za darmo po polsku TUTAJ (klik! klik!) i po angielsku TUTAJ (klik! klik!) 🙂