„A secret deserves a secret, and a tale deserves a tale.”
„The Luminaries” Eleanor Catton
Odkąd sięgam pamięcią nigdy specjalnie nie zwracałam uwagi na to, czy dana powieść była nagrodzona, czy zdobyła jakieś literackie odznaczenie, wyróżnienie, czy też może nie. Kwestia nagród była mi całkowicie obojętna i w żaden sposób nie wpływała na mój osobisty wybór lektury, czy odbioru dzieła. Nie odczuwam potrzeby zaczytywania się w twórczości tych „największych z największych”, o ile po prostu na ich książkę nie natrafię i zachwycę się tak po prostu, bądź nie i zostawię na później. Jednak od jakiegoś czasu, może ze względu na zwiększone zainteresowanie nowinkami ze świata literatury, zaczęłam zauważać zwycięzców i zdobywców podium literackich, a ich twórczość coraz częściej zaczęła pojawiać się na moich listach buków obowiązkowych do przeczytania.
Jedną z nich była najnowsza, druga w karierze powieść Eleanor Catton, „The Luminaries”, za którą zdobyła tegoroczną Nagrodę Bookera. Jest to zwycięstwo wyjątkowe, bo pisarka ma tylko dwadzieścia osiem lat i jest najmłodszą laureatką w historii tego odznaczenia, a jednocześnie dopiero drugim autorem pochodzącym z Nowej Zelandii. Sama powieść, pomimo swojej porządnej rozpiętości, jest dosłownie niezwykła, dopracowana do perfekcji i wciągająca jak diabli. Łączy w sobie najlepszy kryminał z powieścią wiktoriańską, grozę i mistycyzm, a do tego powieść przygodową z pierwszymi kronikami odkrywców. To kawał najbardziej mięsistej opowieści sensacyjnej. Napisana jest pięknym, bogatym językiem, który tak rzadko można spotkać we współczesnej prozie i tym bardziej zaskakującym. Podobnie z budową i stylem snutej przez Catton historii, którą oparła na mapach nieba, układach planet i znakach zodiaku, wchodzących w poszczególne koniunkcje z innymi ciałami niebieskimi. To właśnie ich pozycje na niebie odpowiadają nadchodzącym wydarzeniom i to ich zależności zmieniają fabułę – stąd tytuł „The Luminaries”, gdzie słowo „luminary” oznacza jasne ciało niebieskie, które ma wpływ na inne ciała wokół niego.
Akcja powieści rozpoczyna się w 1866 roku, gdy na południowo-zachodnie wybrzeże Nowej Zelandii, do miasteczka Hokitika przybywa Walter Moody. To młody prawnik, który na nowym kontynencie pragnie rozpocząć nowe życie i porzucić za sobą towarzyszącego mu dotychczas pecha. Jest wietrzna, burzliwa noc, a przerażony i przemoczony do suchej nitki Moody trafia do jednego z najbliższych hoteli, czyli Crown Hotel. Tam, by ogrzać się i wypocząć, a także uspokoić naruszone nerwy schodzi do pokoju kominkowego i dołącza do towarzystwa dwunastu mężczyzn. Moody nie wie jednak, że przypadkiem wtargnął na bardzo ważne, sekretne spotkanie najbardziej wpływowych mieszkańców Hokitiki, którzy zebrali się, by omówić tajemnicze wypadki ostatnich miesięcy. Jak szybko się okazuje, także Moody może dodać coś od siebie w tej kwestii i opowiada swoje makabryczne wspomnienie, jakiego świadkiem był na statku, którym kilka godzin wcześniej przybył do wybrzeży Nowej Zelandii.
Rozpoczyna się wieczór opowieści, z którego dowiadujemy się najważniejszych wydarzeń, jakie miały miejsce w Hokitice od początku jej założenia, główne problemy i mieszkańców, z których wszyscy (jak Moody) próbują od czegoś się uwolnić i przed czymś uciec. Zeznania wszystkich zebranych w pokoju zazębiają się, uzupełniają i wyjaśniają dziwne wypadki przeszłości, a pomiędzy bohaterami tworzy się więź niczym wśród członków tajnego stowarzyszenia. Cała, skomplikowanie powiązana ze sobą historia mieści w sobie morderstwo, porwanie, wielką miłość, przyjaźń aż po grób, zemstę, a wszystko to wokół dwóch najważniejszych i naznaczonych przez opatrzność postaci, które w układzie stworzonym przez Eleanor Catton są jej głównymi „luminaries”, czyli słońcem i księżycem.
Wszyscy bohaterowie, czyli zarówno trzynastu mężczyzn z Crown Hotel, jak również cała plejada postaci uzupełniających, wciąż wymieniają się i krążą wokół siebie, w najdziwniejszych układach i zbiorach. Wszyscy wydają się wpływać na siebie, tworzyć pozornie niewidzialne związki, które z drugiej strony oddziałują na tych pozostałych, zarówno w widoczny, jak i niewidoczny sposób. Hokitika to miejsce wyjątkowych zależności, gdzie nic nie jest pewne, gdzie nic ani nikt nie jest jednoznaczne, a fabuła którą obserwujemy robi pełny obrót, jak konstelacje na niebie. Wszystko wraca tam, gdzie się zaczęło, a czytelnik staje się świadkiem prawdziwych dramatów, sytuacji absurdalnych i tych niepojętych, których do końca nikt nie będzie potrafił wyjaśnić.
Jednym z głównych założeń powieści, którym dzieli się z nami Walter Moody jest stwierdzenie, że nie istnieją zbiegi okoliczności, a zbyt wiele przypadkowych zdarzeń może wcale nie być tak przypadkowa, jak mogłoby się wydawać. Każdy z bohaterów oprócz swojej opowieści ma także ukryty w tym spotkaniu interes. Osobistą tajemnicę, którą nie chce się z nikim dzielić. Tym samym pozostawia po sobie niedomówienia, symbole zaledwie, ścieżki i znaki, które jednak zbiegają się gdzieś razem i zostają wyjaśnione w kolejnych historiach. Pozostaje pytanie, czy wcześniejsze niepokojące wypadki, spotkanie w Crown Hotel i przybycie Waltera Moody’ego, bez którego nic do końca nie mogłoby się wyjaśnić były faktycznie zupełnie przypadkowe. Czy było to zwykłe zrządzenie losu, czy może ręka przeznaczenia?
Całość „The Luminaries” jawi się jako marzenie o nowym początku, czystej karcie i odrodzeniu, które nigdy nie będzie do końca możliwe. Nowa Zelandia tamtego okresu, podczas gorączki złota, to niczym Ameryka lata wcześniej, kraj nowych szans, a raczej drugiej szansy dla tych, którzy nie odnaleźli się na starym kontynencie lub popełnili niewybaczalne błędy. Nowymi przybyszami kieruje pragnienie zysku, marzenie o bogactwie, wzniesieniu się poza ustalone pozycje społeczne i ucieczka przed samymi sobą. Tylko że nawet tam nie jest to do końca możliwe, bo „The Luminaries” udowadnia, że przeszłość zawsze nas odnajdzie i przypomni o sobie w najmniej oczekiwanym momencie, bez względu czy tego chcemy, czy nie.
O.