BEZSENNE ŚRODY: „Indianka” Bram Stoker

Bombla_BezsenneIndianka

 

„But the central object in the whole of this chamber of horrors was the engine known as the Iron Virgin, which stood near the centre of the room.”

Uwielbiam wpadać na tropy doskonałych opowieści.  Zajrzeć, podejrzeć, przeczytać gdzieś, gdzie często zaglądam i odkryć coś wspaniałego. Tym bardziej, gdy taka odkryta opowieść okazuje się być zupełnie przypadkowo polecana przez uwielbianego pisarza (ach, ten Stephen King!) i uznana za idealny przykład literatury grozy. Taka historia zyskuje jeszcze istotniejszy wydźwięk, gdy okazuje się być opowieścią o zemście, z morałem, z przesłaniem, który zostawia po sobie godziny wypełnione nie tylko bezsennością i strachem, ale przede wszystkim rozmyślaniem nad kondycją człowieka i jak to bywa w takich przypadkach, nad odwieczną walką dobra ze złem. Gdy zaczęłam lekturę wspaniałego zbioru opowiadań Brama Stokera zatytułowanego „Gość Draculi” (ang. „Dracula’s Guest”) nie spodziewałam się, że trafię na tak przejmujące opowiadanie jakim jest „Indianka” („The Squaw”). Opowiadanie dające do myślenia, niby wcale niestraszne (przynajmniej nie w ten typowy gotycki sposób), ale o wiele mroczniejsze i potworniejsze, gdy tylko się nad nim głębiej zastanowić.

Podczas podróży poślubnej, do pewnej młodej pary objeżdżającej europejskie krainy, przyłącza się niejaki Elias P. Hutcheson, by ożywić lekko znudzone już sobą towarzystwo. W Norymberdze we trójkę postanawiają zwiedzić zabytkowy zamek, w którym na największą uwagę zasługuje idealnie zachowana Sala Tortur, wraz z całym arsenałem przyrządów do zadawania bólu, w tym Żelazną Dziewicą jako główną turystyczną atrakcją. Jeszcze przed zamkiem stają na murach, by podziwiać sielankowe okolice, a ich uwagę przykuwa mały kotek podskakując wesoło wokół wylegującej się na słońcu matki. Zupełnie przypadkiem Elias, by popisać się przed nowymi znajomymi i przykuć uwagę zwierząt, zrzuca kamień, który niefortunnie spada na głowę kotka i zabija go na miejscu. Zrozpaczona kocica rusza tropem bohaterów, by wymierzyć karę i zemścić się na ludzkim mordercy. A ten, Amerykanin o wesołym i pewnym siebie usposobieniu, wydaje się być jedynie dobrodusznym turystą, jednak im więcej opowiada anegdot z własnego życia (w tym wspomnienia z wojny i spotkania z Apaczami), tym bardziej ujawnia się jego druga, skrywana natura.

Kto jak kto, ale Bram Stoker wie dokładnie jak budować napięcie. W „Indiance” tworzy bardzo nastrojowe sceny – maluje sielankowe krajobrazy, by w chwilę później przełamać je nagłą potwornością śmierci, a zaraz potem zamknąć opowieść w surowych i zimnych wnętrzach średniowiecznego zamczyska. Dawkuje emocje, rozprasza uczucia – od radości, żartu, uśmiechu do przerażenia, krzyków i omdleń. Jest tu dokładnie wszystko co tworzy perfekcyjne opowiadanie grozy. Jest powód, jest przyczyna i są konsekwencje. Stoker udowadnia, że nic nie ginie w naturze ot tak, przypadkowo, a z całą pewnością nic nie umiera na marne. Coś zawsze zostaje – szyderczy uśmiech, klątwa, skaza, które grożą powrotem, gdy nadchodzi czas prawdziwej zemsty. „Indianka” poraża realnością kary. Podkreśla to miejsce, podkreśla powrót do przeszłości, a przede wszystkim podkreśla narzędzie, które wciąż potrafi wymierzyć sprawiedliwość.

Dziś nie zmrużę oka, bo słyszę głuchy dźwięk uderzających kamieni i jęk rozpaczy tuż po.

O.

*Za polecenie „Indianki” i całego wspaniałego tomu „Gość Draculi” dziękuję Tommyknockerowi z Samotni.

**Kto zaintrygowany i zainteresowany lekturą, to znajdzie cały tom opowiadań Brama Stokera „Dracula’s Guest”, w oryginale, całkowicie za darmo na stronie Project Gutenberg TUTAJ, a samą „Indiankę”, również w oryginale TUTAJ.