BEZSENNE ŚRODY: „Wierzby” Algernon Blackwood

Bombla_BezsenneWierzby

 

„When common objects in this way become charged with the suggestion of horror, they stimulate the imagination far more than things of unusual appearance; and these bushes, crowding huddled about us, assumed for me in the darkness a bizarre grotesquerie of appearance that lent to them somehow the aspect of purposeful and living creatures. Their very ordinariness, I felt, masked what was malignant and hostile to us. The forces of the region drew nearer with the coming of night. They were focusing upon our island, and more particularly upon ourselves. For thus, somehow, in the terms of the imagination, did my really indescribable sensations in this extraordinary place present themselves.”

Tak to już bywa, że jak się raz wpadnie w sidła horroru, to jakoś tak trudno się z nich wywlec o własnych siłach. Jeden autor prowadzi do drugiego, a kolejne opowieści kierują nas do innych. Tak właśnie było z twórczością Algernona Blackwooda, na którego w moich bukowych podróżach natrafiłam zupełnie przypadkiem, nie przez kogo innego jak przez H.P. Lovecrafta i pobocznie przez Stephena Kinga. No bo jeśli Samotnik z Providence pisze w swoich tekstach, że opowiadanie „Wierzby” jest najlepszą opowieścią grozy jaka kiedykolwiek powstała, a Mistrz Horroru odwołuje się do „Wendigo” tego właśnie brytyjskiego pisarza, to nie pozostaje mi nic innego jak rzucić się i czytać. I zachłysnąć się totalnie, bo twórczość Algernona Blackwooda to perełka weird fiction. Zostawia po sobie czystą, nieskalaną grozę i dziesiątki pytań bez odpowiedzi. 

Na pięknych i modrych wodach Dunaju, dwóch przyjaciół zorganizowało sobie spływ kajakami. Nie mogli wybrać piękniejszej pory roku. Nie mogli wymarzyć piękniejszej lokacji. Okolica jest dosłownie idylliczna – przyroda w najczystszej postaci. Brzegi rzeki wydają się być nietknięte stopą człowieka, liście zdają się błyskać i tańczyć na wietrze, słońce przyświeca, a nurt rzeki lekko niesie dwóch podróżników. Tylko dlaczego w odwiedzanych po drodze wioskach mieszkańcy proszą ich, by nie płynęli w dół rzeki? Czemu wykonują znak krzyża na samo wspomnienie o wysepkach na rzece? Dlaczego wierzby nad wodą zdają się złowieszczo dotykać ich ramion? Coś dziwnego ogarnia przyjaciół, mąci ich spokój i mami wyobraźnię. Woda okazuje się pozornie bezpieczna, jej bystre nurty potrafią spędzać kajak na kamienne mielizny. Słońce oślepia zamiast ogrzewać. Drzewa nie szumią już, ale huczą złowrogo. A pewnego dnia, na powierzchni pędzącej wody przyjaciele dostrzegają dziwny kształt, przypominający ciało topielca. Rozmyślają nad powrotem do cywilizacji. Przerwaniem podróży. Ale zanim zdążą cokolwiek zrobić, jakkolwiek zareagować, okaże się, że na zawrócenie z obranego szlaku już od dawna było za późno.

Nie przez przypadek „Wierzby” zyskały w gatunku miano opowieści kultowej. Sennie i zjawiskowo wprowadzają nas w świat odizolowanej, nietkniętej przyrody, gdzie nic nie jest już przychylne człowiekowi. To prawdziwa naturalna dzicz, która zdaje się uważnie śledzić kroki tych, co odważą się w nią wstąpić, nastawiać pułapki, by w końcu nie wypuścić ze swoich szponów. A z pewnością nie o zdrowych zmysłach. Dziewicze połacie lasów znad Dunaju hipnotyzują i wciągają. Wydają się być jednocześnie piękne, jak i nieskończenie przerażające. W opowieści Blackwooda nabierają niemal mistycznego charakteru. Jego Wierzby reprezentują niepokonaną moc natury i są wszystkim tym, czym człowiek nigdy nie będzie. Są tym, czego ludzkość nigdy nie pojmie i nie zdobędzie. Ich szept, ich ruchy, niezwykły kamuflaż – one kreują zupełnie nową rzeczywistość, tworzą zupełnie nowe warunki.  Nad modrymi wodami Dunaju już niczego nie można być pewnym.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo gałęzie za oknem szepczą złowrogo, tańcząc na wietrze.

O.

*Opowiadanie „Wierzby” (org. „The Willows”) całkiem za darmo, po angielsku, znajdziecie na stronie Project Gutenberg TUTAJ (klik! klik!), podobnie jak inne jego opowieści – bardzo warto znać 😀

**A kto jeszcze się nie przekonał, a jest zaintrygowany może poczytać o prześwietnym opowiadaniu „Wendigo”, o którym pisałam w zeszłym roku TUTAJ (klik! klik!).