„Dotyk” Alexi Zentner

Bombla_Dotyk

 

„Mówił nam o qallupilluit i Amaguqu, wilczym bogu-przecherze, o wilkołakach i krwiopijczych adlet, o wszystkich potworach i wiedźmach z lasów. Mówił nam też o innych rodzajach magii, na które natknął się przy wycince: jak trociny, którym wyrosły skrzydła, wleciały drwalom za koszule niby komary; jak jakieś drzewo podniosło się i uciekło od ostrych zębów piły. Mówił nam o tym, jak rozszczepili jakiś pień, a w środku znaleźli królestwo wróżek, o tym, jak ściął cały las jednym machnięciem topora i jak znalazł rodzinę drzew, splecionych ze sobą i pnących się ku niebu miłosnym warkoczem.”

Istnieją takie miejsca na ziemi, do których nigdy nie dotrze cywilizacja. Istnieją takie miejsca na ziemi, które bez względu na mijający czas wciąż pozostaną niezmienione, naznaczone pradawną tajemnicą. Miejsca, które kryją w sobie sekret, starszy niż ludzie, starszy niż wszystko to, co znamy dzisiaj. Miejsca, które nawet jeśli dotrze do nich człowiek, powstanie tam wioska, czy miasteczko, okolą słupy telegraficzne, czy przetną drogi, nieistotne, a tak ludzkie „ulepszenia”, to pozostaną sobą na zawsze zjednoczone z tym co naturalne i pierwotne. W takich miejscach każdego dnia powracają do życia legendy. Mityczne stworzenia wciąż można spotkać wśród pni prastarych drzew, pośród skał, w nurcie bystrych strumieni… Terenami rządzi inne prawo niż to wykreowane sztucznie przez człowieka – prawo natury. Siły przyrody, wciąż niezbadane i bezlitosne kierują przeznaczeniem tych, którzy wejdą w ciemną głuszę.

Takie właśnie miejsce, ukryte głęboko w kanadyjskiej puszczy opisuje w swojej debiutanckiej powieści zatytułowanej „Dotyk” („Touch”) Alexi Zentner. Wykorzystując inuickie legendy, tradycyjne opowieści indiańskich plemion północy i baśniowe elementy stworzył osaczoną lodem, zakorzenioną silnie w realizmie magicznym historię o rodzinnej klątwie, wielkiej miłości i koszmarnej tajemnicy z przeszłości, która naznacza kolejne pokolenia. A wszystko to w niewielkiej osadzie zwanej Sawgamet (od przepływającej w okolicach rzeki), powstałej w czasach kanadyjskiej gorączki złota, gdy dziewicze, wciąż niezbadane połacie lasów skrywały w swoich zakątkach nie tylko wartościowe drewno, ale także kosztowny kruszec, drogocenne źródło bogactwa, które zdobyć chciał każdy na północnej części kontynentu. I tak powstaje Sawgamet – dzięki wytrwałości jednego człowieka, który w poszukiwaniu szczęścia trafia na w leśne ostępy, przemierza niepoznane szlaki i zupełnie przypadkiem odkrywa miejsce, które ściągnie kolejnych spragnionych poszukiwaczy złota.

Tym człowiekiem był Jeannot. To miejscowa legenda, dziadek Stephena – narratora „Dotyku”– który poprzez snucie opowieści, odradzające się wspomnienia z młodości i odkrywane rodzinne sekrety, powraca na nowo do domu, do umierającej matki, a przede wszystkim do Sawgamet, które od lat przyzywało go niedopowiedzianym przeznaczeniem. Stephen wraca do czasów swojego dzieciństwa, pierwszych lat u boku żyjącego jeszcze ojca i siostry, gdy rodzina była w komplecie, a życie wydawało się spokojnie płynąć, wytyczone jedynie mijającymi porami roku. Jednak wypadek na lodzie zmienił wszystko, rozbił szczęście i odwrócił bieg wydarzeń. A może jedynie złowieszcze duchy pokierowały życiem chłopaka zgodnie z ich własnym planem? Stephen pływa w czasie, powraca do historii rodziny, wraca do czasów swojego dziadka i do pewnej mitycznej zimy. Tamte wydarzenia sprowadziły na założycielski ród klątwę, której nawet długotrwała pokuta nie potrafiła zatrzeć.

Ta mityczna zima zamieniła okolice Sawgamet w krainę lodu na kilka długich miesięcy. Złapała osadę w szpony jeszcze późną jesienią i nie wypuszczała aż do lipca, gdy strumieniami przypinającymi nowe rzeki spływała w głąb puszczy. Tamtej zimy miasteczko nawiedziły mary z indiańskich legend z Wendigo na czele, niosąc ze sobą samotność i obłęd. Gdy znowu wyjrzało światło, a mieszkańcy wykopali się spod śniegu, wielu już nigdy nie było takimi jak przedtem. Część zginęła przywalona nieskończonymi masami śniegu, część zamarzła jeszcze przy pierwszych zawiejach, inni odeszli, a jeszcze inni stracili cały swój dobytek i zmuszeni byli zacząć wszystko od nowa. Ale lód zapamiętał ich przewiny na zawsze. Odszedł i wkrótce powrócił w pełnej sile, jak każdego roku po lecie, by zebrać żniwo i kolejne ofiary, które należały się prastarym drzewom i istotom, które tam żyły. Gdy Stephen wspomina tamte czasy, granica między tym co prawdziwe, a co magiczne i nierealne zamazuje się. Znika w wirujących płatach śniegu, w lodowych skorupach i człekokształtnych zaspach. Coś szepcze, coś woła, coś śpiewa w głuszy. Mgła, zawierucha, migoczące płatki mamią wzrok, kuszą jak ogniki na bagnach i wciągają w śmiertelny uścisk wiecznego mrozu.

Leśne kanadyjskie ostępy wykreowane przez Alexi Zentnera w „Dotyku” zdają się przyciągać nadprzyrodzone. Każde drzewo zyskuje tutaj dwa znaczenia – to zupełnie realne, życiodajne, w którym stanowi źródło ciepła, światła i utrzymania dla mieszkańców Sawgamet pracujących w tartaku, jak również to drugie, magiczne, gdzie drzewa kryją w sobie uśpione dusze, które tylko czekają na przebudzenie i na zemstę za wszystkie krzywdy, te prawdziwe i urojone, jakie przyniósł za sobą Jeannot i kroczący za nim ludzie. Drzewa potrafią wywołać iluzje, zwierzęta mamią złotem i kuszą na ukrytych szlakach, a woda wciąga w odmęty i zamyka pod napierającym lodem. Nagle człowiek przestaje być bezpieczny. Niby otacza się pozornym schronieniem, sprowadza chroniące go boskie prawa, buduje bezpieczną przystań… Ale to wszystko w mgnieniu oka może zamienić się w proch z jednym zimowym podmuchem. Czasami wydaje się, że Sawgamet istnieje wyłącznie dzięki kaprysom leśnych duchów, które bawią się jego mieszkańcami, uginają ich przeznaczenie według swojego widzimisię, śmiejąc się z prób ucieczki przed nieubłaganym losem.

„Dotyk” to piękna, melancholijna opowieść o zawieszonym w czasie miejscu, gdzie legendy, mity i baśnie mieszają się z codziennością. Gdzie inuickie czarownice stąpają ramię w ramię z Bogiem i nic nie jest takie, jak mogłoby się wydawać. Miejsce, gdzie śmierć wcale nie musi oznaczać ostatecznego zniknięcia, a zmarłych można wciąż spotkać spacerujących pośród drzew. To historia o rodzinie, o miłości i pożegnaniu. O utracie i braku, które mogą  jednak wypełnić pustkę. O świecie, który już nie ma prawa istnieć, a jednak wciąż istnieje nieodnaleziony. O tęsknocie za prostszym życiem, według pierwotnych, zapomnianych już zasad. Opowieść hipnotyzująca, magiczna, taka, w której chce się zatracić, zejść z utartej ścieżki i pójść tropem złotego karibu. Za którą pragnie się podążyć niczym za głosem z głębin i zanurzyć w niej na zawsze.

O.

* Za tę niezwykłą powieść pragnę podziękować panu Michałowi Alenowiczowi z wydawnictwa Wiatr Od Morza.