„Upiór” Adam Mickiewicz

Bombla_Dziady

 

Wampiry, upiory, wąpierze, martwce, wuki i wiesczy – wiele imion, wiele twarzy, jedna krwiopijna legenda. Wspominały o nich podania i miejscowe baśnie. Szeptali o nich we wsiach i na rozdrożach. Szczuli nimi dzieci i opowiadali niestworzone historie po gospodach. Trzymać się z dala od cmentarzy po nocach, od pochówków samobójców, od dziewic utopionych… Pisali o nich John William Polidori, Bram Stoker, Sheridan Le Fanu, Edgar Allan Poe, Anne Rice, czy Charlaine Harris, a to tylko najpopularniejsze nazwiska, te najczęściej wspominane.

Czy kiedykolwiek jednak, wpadłoby Wam do głowy, że jednym z najbardziej wampirycznych pisarzy polskich był jak najbardziej swojski, tak popularny i wykładany wszędzie głos wieszcza, który wybił się w literaturze polskiej i do dziś rozbrzmiewa hucznie – głos Adama Mickiewicza? Tak, moi Drodzy, otóż Adam Mickiewicz, ten sam, a nie inny, co torturuje dzieciaki w szkole, co omawiany jest nadęcie i ze stron zupełnie nieciekawych – ten sam Mickiewicz o wampirach pisał, rozprawiał i opowiadał na odczytach w Europie!

Dla Adama Mickiewicza wampiry uchodziły za element jak najbardziej swojski, nasz, tutejszy, wywodzący się ze słowiańskiego folkloru. Żadna inna kultura nie mogła wykreować bytu tak rozdwojonego, tak zbolałego i na wskroś romantycznego, który zmaga się i walczy z własnym cielesnym żywiołem. Mickiewicz wierzył i propagował odpowiednią wiedzę, podpartą przykładami. Nie stronił od wampirzych tematów, co najlepiej widać po jego wiekopomnym dziele, mrocznym i upiornym w przesłaniu – „Dziadach”. Niestety „Dziady” większości kojarzą się z bolesną lekturą, z przemierzaniem połaci wyrwanych z kontekstu fragmentów tekstu, który dla dzieciaka w gimnazjum, czy liceum niekoniecznie musi być fascynujący.

A gdybym powiedziała Wam, idąc tropem mojej ukochanej Marii Janion, że „Dziady” to twór totalnie i absolutnie wampiryczny? W całości. Od niedokończonych skrawków części pierwszej, przez wstęp do części drugiej, czyli ballady, wraz z symboliczną przemianą Gustawa w Konrada w części trzeciej, aż do czwartej, ostatniej. Szaleństwo folkloru. Taniec upiorów. Zwycięstwo nocy nad dniem.

I dlatego dzisiaj, w ten Dzień Zaduszny, gdy wspominamy zmarłych, mam dla Was mickiewiczowskie cudo – moją ukochaną wampiryczno-upiorną balladę, która wprowadza nas w niesamowitą, niezwykłą atmosferę „Dziadów” – „UPIÓR”.

„Upiór”

Serce ustało, pierś już lodowata,
Ścięły się usta i oczy zawarły;
Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata!
Cóż to za człowiek? – Umarły.

 Patrz, duch nadziei życie mu nadaje,
Gwiazda pamięci promyków użycza,
Umarły wraca na młodości kraje
Szukać lubego oblicza.

Pierś znowu tchnęła, lecz pierś lodowata,
Usta i oczy stanęły otworem,
Na świecie znowu, ale nie dla świata;
Czymże ten człowiek? – Upiorem.

Ci, którzy bliżej cmentarza mieszkali,
Wiedzą, iż upiór ten co rok się budzi,
Na dzień zaduszny mogiłę odwali
I dąży pomiędzy ludzi.

 Aż gdy zadzwonią na niedzielę czwartą,
Wraca się nocą opadły na sile,
Z piersią skrwawioną, jakby dziś rozdartą,
Usypia znowu w mogile.

Pełno jest wieści o nocnym człowieku,
Żyją, co byli na jego pogrzebie;
Słychać, iż zginął w młodocianym wieku,
Podobno zabił sam siebie.

 Teraz zapewne wieczne cierpi kary,
Bo smutnie jęczał i płomieniem buchał;
Niedawno jeden zakrystyjan stary
Obaczył go i podsłuchał.

 Mówi, iż upiór, skoro wyszedł z ziemi,
Oczy na gwiazdę poranną wywrócił,
Załamał ręce i usty chłodnemi
Takową skargę wyrzucił:

 „Duchu przeklęty, po co śród parowu
Nieczułej ziemi ogień życia wzniecasz?
Blasku przeklęty, zagasłeś i znowu,
Po co mi znowu przyświecasz?

„O sprawiedliwy, lecz straszny wyroku!
Ujrzeć ją znowu, poznać się, rozłączyć;
I com ucierpiał, to cierpieć co roku,
I jakem skończył, zakończyć.

„Żebym cię znalazł, muszę między zgrają
Błądzić z długiego, wyszedłszy ukrycia;
Lecz nie dbam, jak mię ludzie powitają;
Wszystkiegom doznał za życia.

 „Kiedyś patrzyła, musiałem jak zbrodzień
Odwracać oczy; słyszałem twe słowa,
Słyszałem co dzień, i musiałem co dzień
Milczeć jak deska grobowa.

„Śmieli się niegdyś przyjaciele młodzi,
Zwali tęsknotę dziwactwem, przesadą;
Starszy ramieniem ściska i odchodzi
Lub mądrą nudzi mię radą.

„Śmieszków i radców zarówno słuchałem,
Choć i sam może nie lepszy od drugich,
Sam bym się gorszył zbytecznym zapałem
Lub śmiał się z żalów zbyt długich.

„Ktoś inny myślał, że obrażam ciebie,
Uwłaczam jego rodawitej dumie;
Przecież ulegał grzeczności, potrzebie,
Udawał, że nie rozumie.

 „Lecz i ja dumny, żem go równie zbadał,
Choć mię nie pyta, chociaż milczeć umiem;
Mówiłem gwałtem, a gdy odpowiadał,
Udałem, że nie rozumiem.

 „Ale kto nie mógł darować mi grzechu,
Ledwie obelgę na ustach przytrzyma,
Niechętne lica gwałci do uśmiechu
I litość kłamie oczyma;

„Takiemu tylko nigdym nie przebaczył,
Wszakżem skargami nigdy ust nie zmazał,
Anim pogardy wymówić nie raczył,
Kiedym mu uśmiech okazał.

„Tegoż dziś doznam, jeśli dziką postać
Cudzemu światu ukażę spod cieni;
Jedni mię będą egzorcyzmem chłostać,
Drudzy uciekną zdziwieni.

„Ten dumą śmieszy, ten litością nudzi,
Inny szyderskie oczy zechce krzywić.
Do jednej idąc, za cóż tyle ludzi
Muszę obrażać lub dziwić?

 „Cóżkolwiek będzie, dawnym pójdę torem:
Szydercom litość, śmiech litościwemu.
Tylko, o luba! tylko ty z upiorem
Powitaj się po dawnemu.

„Spojrzyj i przemów, daruj małą winę,
Że śmiem do ciebie raz jeszcze powrócić,
Mara przeszłości, na jednę godzinę
Obecne szczęście zakłócić.

„Wzrok twój, nawykły do świata i słońca,
Może się trupiej nie ulęknie głowy,
I może raczysz cierpliwie do końca
Grobowej dosłuchać mowy.

„I ścigać myśli po przeszłych obrazach
Błądzące jako pasożytne ziele,

Które śród gmachu starego po głazach
Rozpierzchłe gałązki ściele”.

Pięknego i spokojnego dnia!

O.