Rereading: Część 2

Bombla_ReReading2Powracając do tematu re-readingu, czyli ponownej lektury… Dla przypomnienia co to i skąd się wzięło link do części pierwszej:

http://wielkibuk.com/2013/01/15/rereading-czesc-1/

Profesor Patricia Meyer w swoim książkowym eksperymencie skupiła się również na jednym z ciekawszych aspektów ponownej lektury jakim jest powrót do książek z dzieciństwa. Taki był nawet jej pierwotny cel. Pragnęła odnaleźć w ukochanych książkach sprzed lat to, co odczuwała sięgając pierwszy raz po daną opowieść. Ponadto, chciała również spojrzeć na nie okiem osoby dojrzałej, obeznanej z książkami, bo w końcu wieloletniej specjalistki od literatury.

Książki dla dzieci pisane są przez dorosłych, to oczywiste. Jednak właśnie dzięki temu stają się, w gruncie rzeczy, o wiele bardziej uniwersalne i potrafią cieszyć całe pokolenia. Mały czytelnik w lekturze, czy w słuchaniu odczytywanych mu opowieści (wtedy jest małych słuchaczem, ale opowieści to opowieści, obojętne jak przekazywane dalej) skupia się przede wszystkim na fabule, zazwyczaj delikatnie uproszczonej. Przygody przeżywane przez głównych bohaterów przekłada na swoje własne, małe jeszcze doświadczenia i  świetnie bawi się odnajdując różne analogie. Utożsamia się z bohaterami i z ich codziennością, dopasowując ją, w wyobraźni, do własnego życia.

A co dzieje się kiedy wracamy do książek z dzieciństwa po latach przerwy? Czy da się odwzorować to pierwsze „czyste” spotkanie z lekturą? Sądzę, że na swój dziwny sposób można powrócić i odtworzyć wspomnienie pierwszej lektury, bo nasz dojrzały, doświadczony życiem umysł pozwala wejść na całkowicie inny poziom książki dla dzieci. Taki, który dla małego czytelnika jest całkowicie ukryty, ale istnieje paralelnie do niego. Dorosły czytelnik spogląda na taką opowieść, jak na rodzaj pewnej alegorii, czy metafory w zależności od tego na jakim etapie życia obecnie się znajduje.

Powiem Wam (a raczej napiszę), że odczytywanie na nowo książek z dzieciństwa sprawia mi ogromną frajdę 🙂 Doszukiwanie się ukrytych wątków i odkrywanie zatajonych sensów sprawia, że czuję się jak jakiś detektyw na tropie. Dla mnie takie powroty to jak przejście na „drugą stronę lustra” i jednocześnie rodzaj autentycznego oświecenia. Dla przykładu, cały czas jestem zaskoczona czytając książki o moich ukochanych Muminkach, bo ilość filozofii, życiowych prawd i przesłań ukrytych w opowieściach Tove Jansson jest niezliczona, a przecież z założenia historie o trollach powinny być totalnie dziecinne! Najlepsze w nich jednak jest to, że ta ich „dziecięcość” nadaje im w moich oczach status bardzo starych, poczciwych przyjaciół, do których wraca się z przyjemnością i którzy nigdy Cię nie zawiodą.

I w ten sposób, specjalnie dla Was przygotowałam ranking moich ukochanych książek z dzieciństwa, do których wracam regularnie na poprawę nastroju, po poradę, po filozoficzne wsparcie, po pocieszenie, w chorobie i tak po prostu, bo się stęskniłam 🙂 

Muminki1. Seria opowieści z Doliny Muminków Tove Jansson

Nikogo nie zdziwię pisząc, że to moje ukochane lektury z dzieciństwa. Nikogo też nie powinno dziwić, że powracam do nich co roku, o różnych porach, w zależności od nastroju. Pełne melancholii, ukrytej tęsknoty i przypowieści o życiu. Niewiarygodnie smutne, takie właśnie idealnie skandynawskie, północne duchem. Dla wszystkich, którym niestraszna zima i dmący północny wicher.

Bullerbyn2. „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren

Moja pierwsza książka, którą pochłonęłam w jeden dzień, czym bynajmniej wcale nie zaskoczyłam domowników. Jedna z najzabawniejszych i najbardziej uroczych książek dzieciństwa. Przez lata żałowałam, że nie mieszkam w skandynawskiej wiosce, po nocach śniłam o poziomkowych polankach, skokach na sianie i polowaniu na raki. Czasami, jeszcze teraz, zdarza mi się zapomnieć i powracać do tych beztroskich dziecięcych marzeń.

Madika3. „Madika z Czerwcowego Wzgórza” Astrid Lindgren

Mogę bez wstydu napisać, że pani Lindgren jest literacką idolką moich dziecięcych lat. Kolejna moja niezapomniana bohaterka. Troszkę szalona, odważna Madika, której „pomysły lęgną się w głowie szybciej, niż prosię zdąży mrugnąć” 🙂 Latała na parasolce, jeździła po zamarzniętej rzece, tropiła duchy, wkładała groch do nosa (siostrze), bawiła się w Mojżesza i biła ze znienawidzoną Mią. Dla mnie niezastąpiona i kultowa. Wracam często i ciągle pękam ze śmiechu.

Andersen4. Baśnie Andersena i Baśnie Braci Grimm

„Królowa śniegu”, „Mała Syrenka”, „Dziewczynka z Zapałkami”, „Świniopas”, „Czerwone Trzewiczki”, „Choinka”, „Latający Kufer”… „Jaś i Małgosia”, „Czerwony Kapturek”, „Stoliczku, nakryj się”, „Dwunastu Braci i ulubiona z ulubionych makabryczna „Jednooczka, Dwuoczka i Trójoczka”. To tyle niektóre, najlepsze, chwytają za serce, uczą i przerażają grozą. Sami wiecie. Te baśnie, tradycyjnie przekazywane z pokolenia na pokolenie, bronią się same.

Wilde5. Baśnie Oscara Wilde’a

Trafiły do mnie jako nagroda w drugiej klasie szkoły podstawowej. Przeczytane zostały jednym tchem zanim jeszcze skończyły się uroczystości (jak widzicie od zawsze byłam nawiedzoną czytelniczką), czym bardzo zmartwiłam wychowawczynię 😉 Mało znane w Polsce, a szkoda, bo wybitne. A do tego tak smutne, że trzeba czytać z chusteczkami pod ręka, bo przyrzekam, że inaczej nie da rady. Dla zapoznania się, na początek polecam opowiadania pt. „Szczęśliwy Książę”, „Syn Gwiazd” i „Młody Król”.

O.

Dodaj komentarz: