„Kaïken” Jean-Christophe Grangé

Bombla_Kaiken

 

„Japonia działa jak trucizna. (…) Japonia odgrywała na Zachodzie rolę sztucznego ujścia, rozładującego napięcie. Zamiast zastanowić się nad tamtejszymi problemami, snuto rojenia o azjatyckim edenie, japońskim ideale, pełnym spokoju i równowagi.”

Japonia. Kraj Kwitnącej Wiśni. Oczami wyobraźni widzimy spacerujące gejsze pod papierowymi parasolkami, a wokół ich drobnych sylwetek otulonych jedwabnymi kimonami wirujące różowe płatki kwiatów. W uszach rozbrzmiewają samurajskie okrzyki i prawie słychać głosy pojedynków, drgającą stal ostrych jak brzytwa mieczy. Ogrody zen, których niezwykłe projekty odbierają dech w piersiach. Skomplikowane układy ikebany. Wnętrza, w których nie ma nic ponad to, co ma być. Ceremonia herbaty. Przepisowe ukłony. Delikatne uśmiechy. Dziesiątki codziennych rytuałów, których tajemniczość i skrupulatność wykonywania tak bardzo kusi przytłoczonych nadmiarem gaijinów, czyli cudzoziemców. Po drugiej wojnie światowej, gdy w ten magiczny świat legend i kodeksów, jakim była Japonia, wtoczyły się buciory turystów, ci zachłysnęli się tym, co oferowała orientalna część cywilizacji, a Japończycy nauczyli się wystawiać swoje rytuały na sprzedaż, już w wersji pop, nieświadomym niczego klientom.

O zgubnych skutkach orientalnych obsesji, o dziedzictwie kulturowym, od którego nie sposób uciec oraz o genach, których nic nie pokona opowiada doskonale skonstruowany thriller Jean-Christophe’a Grangé zatytułowany „Kaïken”. Japonia staje się punktem wyjścia dla fabuły opowieści, jest jego podstawową osią i tłem, w którym operują poszczególni bohaterowie. Japonia jako kraj i jako kultura, której elementy wykorzystał autor, by w pełni wykreować swoją główną postać, oficera policji – Olivera Passana. Ten, tak w życiu prywatnym, jak i w pracy, stara się, po części świadomie, po części intuicyjnie, postępować według zasad etycznych samurajów, czyli kodeksu wojownika – bushidō. Otacza się wszystkim co japońskie, począwszy od przedmiotów codziennego użytku, a kończąc na żonie, Naoko, która co prawda odrzuca japońskie tradycje, jednak idealnie wpisuje się w nowoczesny wizerunek Japonki. Passan jest wojownikiem, oddanym policji i sprawom, których się podejmuje. Jednak jego życie w doskonałej, niemniej totalnie sztucznej japońskiej bańce, powoli pęka i rozpada się w gruzy. A na dodatek, szalony morderca szaleje po dzielnicach Paryża i w bestialski sposób morduje kobiety w ciąży.

Passan wie, kim jest zbrodniarz. Wie to również czytelnik, który podąża z policjantem jego tropem. To pierwsze śledztwo, które wydaje się być głównym wątkiem powieści, tak naprawdę służy przede wszystkim temu, by pokazać czytelnikowi kim jest Passan, czym kieruje się w życiu i jakie wartości wyznaje. To także dobra okazja, by poznać jego rodzinę, obserwować jej rozpad, a także przyuważyć relacje pomiędzy nim a współpracownikami. Passan jest bezkompromisowy, często impulsywny, jednak zawsze honorowy. Poszukiwanie dowodów, które pomogą mu ująć szaleńca, ale i jego te poszukiwania zabiorą w podróż w przeszłość, do czasów swojej młodości, dzieciństwa, osamotnienia. Kultura Japonii stała się jego punktem zaczepienia, odegrała niezwykle istotą rolę w budowaniu jego światopoglądu i określiła go jako człowieka, jakim jest teraz. Gdy śledztwo dobiega końca, a okazuje się, że ktoś wciąż zagraża jego rodzinie, Passan już nie stanowi dla nas tajemnicy i będąc przekonanym o jego prawości możemy bez uprzedzeń towarzyszyć w rozwikłaniu tajemnicy, która tym razem dotyczyć będzie jego własnego, małego świata.

Grangé zdecydował się na nietypowy sposób prowadzenia fabuły. Ten, kto w dedukcyjny sposób, po nitce do kłębka, niczym legendarny Sherlock Holmes lubi zbierać strzępki informacji, cenne wskazówki i znajdować niepasujące elementy, by tuż przed finałem wykrzyknąć „Już wiem, kto jest mordercą!”, udowadniając to na sto różnych sposobów, ten po lekturze „Kaïkena” może być zawiedziony. Czytelnik przez cały czas pozostaje nieświadomy, bo po prostu autor nie dzieli się z nim informacjami. Tak jak nasz bohater Passan, tak i my skupiamy umysł na zupełnie innych kwestiach, bo w ogóle nie bierzmy pod uwagę rozwiązania, jakie serwowane jest nam na samym końcu. Z jednej strony taki zabieg tworzy naprawdę intrygujący element zaskoczenia, a z drugiej drażni, bo przecież wydawało się, że to będzie historia o zupełnie czymś i kimś innym. Grangé mami czytelnika genetyką, mami legendami o feniksach i odrodzeniu, ale tak naprawdę kluczem do całej intrygi jest właśnie Japonia i tytułowy kaïken – rytualny nóż żon samurajów, którym popełniały Jigaki – honorowe samobójstwo.

Passan jak nowoczesny samuraj, walczący dla ukochanej ojczyzny, niosąc sprawiedliwość, kieruje się zasadami, których ze świecą szukać wśród współczesnych. Niestety, jego japońska fascynacja, która w trudnych chwilach dała mu oparcie, którego potrzebował, z biegiem lat zamieniła się w chorobliwą obsesję, w której wszystko musi działać według jednego prawidłowego, wyobrażonego przez niego wzorca. I ta obsesja, jak również zakotwiczenie w marzeniu o nieistniejącej Japonii, sprawiają, że Passan traci rozeznanie w tym co realne, namacalne, a tym, co jedynie wyobrażone. Ma piękną, kochającą żonę, ale tylko dlatego, że w jego oczach nie stanowi doskonałej żony samuraja, tylko dlatego, że odrzuciła po części japońskie tradycje – on odrzuca ją. Wydaje mu się, że jest bardziej japoński od Japonki, przez co traci rozeznanie i nie zauważa, że ideał, który sam sobie stworzył w głowie, był tylko rojeniem, mrzonką gaijina o orientalnej krainie, której nigdy nie było.

„Kaïken” Jean-Christophe’a Grangé to brutalny thriller, który od początku do końca trzyma w napięciu, a dzięki meandrom i zawijasom fabularnym sprawia, że nie można się od niego oderwać. Pomimo, iż początkowe wątki mają jedynie przedsmak tego, co dzieje się naprawdę, a nic nie zapowiada finału, to czytelnik spragniony wyjątkowych wrażeń i mocnej intrygi będzie zadowolony i w pełni usatysfakcjonowany. Do myślenia daje cała japońska otoczka, sztucznie wykreowany świat, w którym schował się Passan, żeby nadać swojemu życiu głębszy sens. To takie krzywe zwierciadło całej zachodniej cywilizacji, która zamiast szukać ukojenia w swoich korzeniach, wyprawia się na daleki wschód, by tam, w zupełnym niezrozumieniu podstawowych zasad, czerpać garściami powierzchowne elementy i w groteskowy sposób nadawać im większe znaczenie. Cała filozofia zen, wabi-sabi, tradycje samurajów i gejsz – cała kultura Japonii – to wyłącznie jej dziedzictwo i przeszłość, którego nie pojmie żaden gaijin, żadna przebrana za postać z mangi dziewczynka, żadna upozowana na uroczą Japonkę kobieta. Kraj Kwitnącej Wiśni na zawsze pozostanie tajemnicą, a jego sekrety – za wyuczonym, dyskretnym uśmiechem jego mieszkańców.

O.

 

Komentarze do: “„Kaïken” Jean-Christophe Grangé

  1. Lolanta napisał(a):

    Jak wiesz, czytałam już kilka książek Garange i zdążyłam polubić. Ciekawa jestem jak odbiorę „Kaiken”. Brzmi dość osobliwie, ale w tym wypadku nie jestem pewna, czy będzie tak wciągająca, jak „Purpurowe rzeki”, czy „Imperium Wilkow”. Kiedyś myślałam, ze każda książka Garange to „pewnik”, ale trochę zawiodłam się na „Lot Bocianów”, wiec już bardziej ostrożnie podchodzę do jego dziel. Ale „Kaiken” na pewno spróbuję, bo już od pewnego czasu czeka na mnie ta książka w wersji ebookowej.

    • Bombeletta napisał(a):

      No a dla mnie to pierwsza jego powieść i na pewno sięgnę po „Purpurowe rzeki”, bo ekranizację uwielbiam <3 Jest tu sporo zakrętów fabularnych i zaskoczeń, a wszystko połączone cieniuteńkimi nitkami powiązań. Jestem ciekawa Twoich wrażeń, tym bardziej, że masz porównanie 🙂

  2. lacunerhei napisał(a):

    Tak! Jak dobrze go tu widzieć! Czekałam na porządną recenzję Kaikena. Autor kiedyś bardzo mi podpadł (Lotem bocianów, tragedia!), ale lubię go za Purpurowe rzeki (cóż, raczej za film ;)).

    Brutalny… i japoński… Nie wiem czemu mnie zainteresował, bo to jednak chyba nie dla mnie 🙂

    -Luka Rhei

    • Bombeletta napisał(a):

      Ale nie lubisz, bo ma orientalną nutę? Ja uwielbiam te japońskie klimaty wplecione w fabułę 😀
      Czytało się świetnie, niestety nie mam porównania, no chyba, że do ekranizacji „Purpurowych rzek”, którymi zachwycam się niezmiennie, a wtedy „Kaiken” wypada gorzej. Niemniej moim zdaniem to naprawdę fajny thriller 🙂

  3. takitutaki napisał(a):

    hmm Japonia ostatnio mi się spodobała dzięki Jesse Bellowi, a ostatnio w bibliotece Murakami mnie prześladował (ale się nie dałem) hehe hmm znów stwierdzam, że Kaiken to cosik dla mnie tylko jak te wszystkie lektury ogarnąć czasowo.. 😀

    • Bombeletta napisał(a):

      „Kaiken” jest prześwietny, a Japonia jest kluczem, ale nie do końca tłem, bo większość fabuły dzieje się w Paryżu 🙂 Mocno, brutalnie i godnie – spodobałoby Ci się 🙂

  4. Kura Mania napisał(a):

    Mam na oku „Kaikena”, a Twoja pozytywna opinia jeszcze mnie utwierdziła w chęci przeczytania tej pozycji, ale wg mojej nowej zasady na kupowanie książek musi swoje odczekać na liście must have. Jak za 3 miesiące dalej ja będę chcieć to zakupie. Z drugiej jednak strony, moze sie przyjemnie rozczaruje i biblioteka będzie to posiadać? Ech, o Japonii nie wiem prawie nic, ale tym bardziej mnie „Kaiken” mnie pociąga… I ciągle się mylę i myślę Kraken 😉

    • Bombeletta napisał(a):

      Haha, Kraken 😀
      To jest świetny thriller, a niewiedza w temacie Japonii nic nie przeszkadza, bo wszystko jest wytłumaczone 🙂 ale wcale Ci się nie dziwię z nowymi zasadami – na mnie tłum wyczekuje i też czas ograniczyć kupowanie 🙂

  5. Agulha napisał(a):

    Jeszcze nie próbowałam tego autora, ale chyba się skuszę 🙂

    P.S. Zmieniłaś niedawno logo, czy to ja jestem „spostrzegawcza”?;) W każdym razie bardzo zmyślne 🙂

  6. litera napisał(a):

    Zgrabnie napisany tekst i zachęca do lektury – zarówno tytuł, jak i autor są dla mnie nieznani, a zatem – do nadrobienia. Ośmielę się tylko nie zgodzić z podsumowaniem, ze zdaniem, jakoby żaden gaijin nie był w stanie pojąć Japonii, w całej jej złożoności. Owszem, będąc turystą – nigdy się to nie uda. Ale wtapiając się w tę kulturę, pozwalając, by nas przeniknęła, odrzucając analizy i porównania, a tym bardziej ocenę zachowań ludzi, w pewnej chwili człowiek pojmie wszystko. Odczuje.

    • Bombeletta napisał(a):

      To podsumowanie odnosi sę przede wszystkim do wniosków wypływających z „Kaïkena”, może faktycznie wyszło zbyt uogólnione i takie jakieś ostateczne 🙂
      I bardzo polecam lekturę, chociaż chyba „Purpurowe rzeki” tego autora będą jeszcze lepsze.:-)

  7. Ambrose napisał(a):

    Podoba mi się ten koncept z Japonią jako tłem wydarzeń, chociaż jest to krok dość ryzykowny. Łatwo wpaść w pułapkę schematów i przedstawić wszystko przez pryzmat stereotypów. Jestem ciekaw jak poradził sobie autor.

    • Bombeletta napisał(a):

      Tutaj jest to bardzo zmyślne, bo większość fabuły ma miejsce w Paryżu, ale Japonia cały czas przenika wszystko i jest punktem odniesienia dla bohaterów – wydaje mi się, że udało się uniknąć uproszczeń i stereotypów. Warto przeczytać i przekonać się samemu 🙂

  8. Agata napisał(a):

    Grange ma lepsze i gorsze książki, ostatnio trafiam na te drugie, ale „Kaiken” zapowiada się ciekawie. Akurat jestem w klimatach japońskich, bo czytam akurat „Japoński wachlarz” 🙂

  9. Ja subiektywnie napisał(a):

    No, no, zapowiada się fajnie. Z Japonią miałam problem już od dawna… To znaczy szanuję i podziwiam ich kulturę, ale w ostatnich latach uległa ona pewnej komercjalizacji, a poza tym to trochę zamknięty kraj. Nie mam konkretnego zdania na temat tego kraju, więc lektura z nim w tle byłaby ciekawa. 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Rozumiem całkowicie, co masz na myśli i właśnie ta komercjalizacja jest w pewien sposób wyśmiana w tej powieści, a raczej wykorzystana ku przestrodze. To brutalny i mocny thriller i polecam bardzo – świetne ujęcie tematu 🙂

Dodaj komentarz: