Simone de Beauvoir mawiała, że nikt nie rodzi się kobietą, ale się nią staje. Kobiecość to proces, to istnienie w społeczności, w ogóle, w środowisku, które tworzy to, kim się jest. Stereotypowa kobieta to słaba, histeryczna istota, której humory bywają przedmiotem żartów, a wyidealizowane pragnienia, podsycane przez „kobiece” czasopisemka i inne „kobiece” elementy kultury, to idiotyzmy, o których należy zapomnieć. To musi być perfekcyjna córka, idealna żona, wyszkolona kochanka i doskonała matka, czyli każda kobieta musi wpisać się w przypisane jej odgórnie role społeczne. Nie bez przyczyny kobieta, która odstaje, która się buntuje zamienia w czarownicę, w amazonkę, symbol pierwotnej mocy z praczasów, która próbuje obalić ustalony porządek. Siła, ambicja, drapieżność niby nie przystają tej stereotypowej kobiecie, a jednak kuszą, bo ta wizja wbrew utartym schematom jest o tyle bardziej fascynująca. Także w tej okrutnej, mrocznej wersji, która niesie za sobą szaleństwo i czystą ciemność.
„– Mówię tylko, że na tym starym świecie kryje się więcej, niż może się wydawać. – Brygadzista przysunął rozwarte dłonie bliżej ognia. – I ciemność. Nie można jej zobaczyć, tak jak nie można zobaczyć powietrza, ale jak otacza człowieka, to on o tym wie.”
Kobietę-drapieżnika, kobietę-łowczynię, kobietę niemal mityczną, która stała się legendą za życia przedstawił Ron Rash w powieści zatytułowanej „Serena”. Serena to jej główna bohaterka, to jej historia i jej tajemnica. Nie bez przyczyny na miejsce wydarzeń autor wybrał odizolowane lasy Karoliny Północnej, obóz drwali i górskie doliny Appalachów, gdzie mit jest wciąż żywy, bo miejscowa ludność żyje według starej wiary wymieszanej z pradawną magią, która wpływa na każdą dziedzinę życia. Jest rok 1929, czas Wielkiej Depresji, gdy biznesy upadają, strach inwestować w wielkie projekty, a siła robocza jest tańsza niż kiedykolwiek. I tylko ona się z tego cieszy. Wieje pomyślny wiatr dla przyszłej baronowej przemysłu drzewnego, padają kolejne pnie, giną kolejni ludzi, a nad wszystkim czuwa właśnie ona – Serena Pemberton.
Świeżo poślubiona Georgeowi Pembertonowi przybywa wraz z mężem w leśne, dzikie ostępy z jedną myślą – chce wykupić wszystkie możliwe połacie lasów, wykarczować wszystko, zrównać z ziemią cały świat i sama stanąć na jego szczycie. Pragnie imperium, a imperium tworzą ludzie. Już na stacji czeka na nią dziwne powitanie – ciężarna dziewczyna wraz z ojcem, który twierdzi, że dziecko to sprawka Pembertona właśnie. W pojedynku jednak ojciec ginie, a dziewczyna na odchodnym dostaje od Sereny (która w tym czasie chłodno przygląda się rozgrywającej się scenie) nóż i radę, by sprzedała go, bo to ostatnia rzecz, jaką kiedykolwiek dostanie od Sereny i jej męża. I tak zaczyna się panowanie pani Pemberton. W obozie jest królową, symbolem władzy, silną kobietą, która jak nikt inny zna się nie tylko na drzewach, ale na całym tym biznesie. I na manipulacji. Na grze na emocjach. Wkrótce zaczyna się śmiertelna rozgrywka między Pembertonami a przeciwnikami ich drastycznej polityki.
Kim jest Serena? To kobieta z niepewną przeszłością, „której nie potrzebuje”, z przyszłością, która rysuje się jej samej w ognistych barwach zwycięstwa, ale przede wszystkim z chwilą obecną, bo jak sama bohaterka powtarza – liczy się to, co teraz i tutaj. Serena ma cel i zrobi wszystko, aby go osiągnąć. Jest ambitna do bólu, do krwi. Zniszczy wszystkich wokół siebie, byle osiągnąć to, czego pragnie. Ona nie waha się, tylko działa. Pemberton jest jej wspólnikiem w zbrodni, ale przez większość czasu przede wszystkim biernym obserwatorem, bo boi się tego, co Serena uznaje za konieczne.
To niezwykła, hipnotyzująca kobieta, która jawi się swoim pracownikom i otoczeniu jako jakaś bogini, mityczna olbrzymka, której towarzyszy perfekcyjny biały wałach i orzeł, tylko na jej wezwanie. Jest jak posąg, jak istota wyższego rzędu, która zamiast miotać się jak w ukropie, z chłodem i dystansem dokonuje najgorszych zbrodni. Serena onieśmiela najtwardszych zawodników – już pierwsze spotkanie z nią udowadnia jej wyższość. Męskie spodnie, buty do konnej jazdy, męska koszula, surowe spojrzenie i silny uścisk dłoni. To kobieta biznesu, która przemysł drzewny ma we krwi i nie musi udawać kogoś kim nie jest. Ona nie ma przyjaciół, ale ma popleczników. Ma męża, wspólnika, jednak również pionka w swojej wyrafinowanej grze. Dzięki temu właśnie jest najbardziej niebezpieczna i zaskakująca. Odstaje od pozostałych kobiet i idealnie wpasowuje się w ten naturalny górski porządek z Appalachów.
Serena to Lady Makbet Karoliny Północnej. Ona poluje, czai się w mroku i osacza tych, którzy stoją jej na drodze. Przyroda, która ją otacza jest odzwierciedleniem stanu jej duszy, jej charakteru. Puma, jako legenda o perfekcyjnym drapieżniku, którego nie da się złapać. Orzeł jak potwór, który atakuje znienacka, kiedy nic nie zwiastuje jego nalotu. Grzechotnik, który kryje się w balach i zabija podstępem. To Serena jest tą pumą, orłem i grzechotnikiem. Wydaje się niepokonana, bo czerpie siły i moc ze zniszczenia i spustoszenia, jakiego dokonuje na okolicy. Park Narodowy, który ma chronić przyrodę jest jej wrogiem, bo ona nie myśli o przyszłych pokoleniach. Nie liczy się dla niej nikt więcej, ponad nią samą, co w jakiś sposób jest zupełnie niezgodne z naturą samą w sobie. I to sprawia, że Serena jest tak niezwykła i fascynująca jednocześnie.
„Serena” Rona Rasha to piękny i surowy portret kobiety drapieżnej, morderczyni z gór, która popada w coraz większe szaleństwo wraz z władzą, którą udaje jej się zdobyć. Chciałoby się ocenić jednoznacznie tę mroczną postać, jednak ciemność, która za nią stąpa ma w sobie coś hipnotyzującego. Serena odrzuciła wszystkie z góry narzucane jej role. Odrzuciła bycie matką, żoną, ułożoną damą w towarzystwie. Pogodziła się ze swoim losem, z niedogodnościami, z ułomnościami własnego ciała na rzecz wzmocnienia umysłu. Ona żyje w przeświadczeniu własnej nieomylności, chociaż może tylko tak się wydaje czytelnikowi? Bo przecież w ostatecznym rozrachunku nigdy nie dowiadujemy się, o czym rozmyślała Serena spoglądając na pusty krajobraz, na zniszczenie jakiego udało jej się dokonać. Pozostajemy z poczuciem tajemnicy, jakiegoś ostatecznego sekretu i tylko ten mrok, jaki otacza nas po zakończonej lekturze może świadczyć o tym, że byliśmy świadkami czegoś naprawdę strasznego. Nieodwracalnego i drapieżnego. Czegoś, co zaatakowało z przestworzy i porwało w górską otchłań.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Księgarnią Internetową Bonito.
**Po więcej „Sereny” koniecznie zajrzyjcie na vloga: