Sięgając po gazetę każdego ranka, po ulubiony dziennik, wierzymy, iż wiadomości, które dostarczają nam jego treści są w pełni zgodne z rzeczywistością. Zakładamy, że wydawca przekazuje nam jedynie prawdę, podpartą niezbitymi faktami, a pośród artykułów nie napotkamy na tanie spekulacje, rodem z tygodnika plotkarskiego. Prasa jest swojego rodzaju wyznacznikiem – jakości, stylu, miarodajności. Jeśli czytelnik nie będzie mógł zaufać dziennikarskiemu fachowi, to albo przestanie zwracać uwagę na to, co istotne, odsunie się od tego, co kształtuje jego poglądy, albo, w zamian, skupi się na tym, co jedynie przynosi oddech dla mózgu i myśli – na horoskopach, na plotkach, na działach rozrywkowych. Smutna byłaby taka utrata zaufania. Niepokojący odwrót od spraw istotnych. I tak naprawdę problem ten może dotyczyć nie tylko codziennej prasy, ale wszystkich dóbr kultury.
„–Doskonale, panie Colonna, należy wyrażać się językiem czytelnika, nie językiem intelektualistów mówiących ‘opatrzyć stemplem dokument podróżny’ zamiast ‘skasować bilet’. Nasz wydawca chyba kiedyś powiedział, że średnia wieku widzów jego stacji telewizyjnych… mam na myśli średnią wieku widzów pod względem dojrzałości umysłowej… wynosi dwanaście lat.”
O upadku dziennikarstwa, o spisku i eksperymencie, który nie może się udać opowiada najnowsza powiastka Umberto Eco zatytułowana „Temat na pierwszą stronę”. Wyrażenie „powiastka” niekoniecznie oznacza ujmę dla tej książki, a raczej odnosi się do jej rozmyślnie skróconej formy, do ograniczonej fabuły i skondensowanej ilości motywów wykorzystanych przez tego wybitnego, włoskiego pisarza i intelektualistę. To historia pół-żartem, pół-serio. Próba zwrócenia uwagi autora na to, co dzieje się we współczesnej kulturze, za kulisami świata dziennikarskiego, wydawniczego, czy w ogóle medialnego. Z każdej strony wyziera groteska, wyziera absurd i polityczny komentarz sytuacyjny, aktualny tak dzisiaj, jak dwadzieścia, czy trzydzieści lat temu. Wszystko to w atmosferze sztucznego wręcz spisku, wymuszonej i taniej sensacji, której poszukują wszyscy.
Pan magister Colonna, nieudacznik-intelektualista w średnim wieku, któremu jeszcze niczego konkretnego nie udało się osiągnąć, otrzymuje intrygującą propozycję. Niejaki Simei składa mu propozycję nie do odrzucenia. Przez najbliższy rok, wraz z garstką wybranych dziennikarzy, Colonna ma brać udział w pewnym eksperymencie. Na zlecenie tajemniczego Prezesa i mocodawcy, Simei zakłada fikcyjny dziennik, gazetę, która ma pojawiać się przez kolejne 12 miesięcy i prowadzić działalność tak, jakby naprawdę istniała. O fikcyjności przedsięwzięcia wiedzą wyłącznie Simei i Colonna, natomiast reszta współpracowników ma pozostać w nieświadomości. Rusza praca nad pierwszym z serii numerów zerowych, jednak niejaki Braggadocio wpada na trop niezwykłej historycznej afery i zwraca uwagę kogoś, dla kogo temat jego śledztwa okazuje się mocno niewygodny.
Bohaterowie „Tematu na pierwszą stronę” już od początku pracy nad dziennikiem stają się ofiarami systemu medialnego. Okazuje się, że nie można pisać wszystkiego i o wszystkim tym, co wydaje się istotne, gdy Prezes, jakiś tajemniczy „Zarząd” i „Grupa Dowodząca” mają określony światopogląd, status społeczny, a przede wszystkim, gdy posiadają pieniądze, które przekazują redakcji. Nawet najmniejszy nagłówek okazuje się mieć znaczenie – wszystko musi być uproszczone, dopasowane tak do wymagań pracodawcy , jego obozu politycznego, jak i do współczesnego odbiorcy. A tutaj, nie ma co ukrywać, wymagania są naprawdę niskie. Tak niskie, że dla większości czytelników liczą się przede wszystkim horoskopy (wyłącznie ogólne i pozytywne), oraz działy sportowy, czy plotkarski. I w ten sposób, gazeta sama tworzy „newsy”, wiadomości dnia, dodając co nieco od siebie, spekulując „nie spekulując”, prowadząc słowne gierki i przyciągając odbiorców tanimi chwytami rodem z ulotek pizzy.
„Temat na pierwszą stronę” zdaje się być wyrafinowaną odpowiedzią na przemiany, jakie zachodzą tak za kulisami mediów, jak i w umysłach odbiorców kultury. Umberto Eco przelał swoje obawy i lęki na papier, ubierając je w groteskową, prześmiewczą formę historii, która ma w sobie coś z pastiszu. Czytelnik zaznajomiony ze stylem Eco, z jego formą prowadzenia narracji i tworzenia bohaterów, może odnieść wrażenie, że ta powiastka jest żartem samym w sobie. Zarówno jej forma, jej budowa, jak i styl – z rozmysłem udramatyzowane, wyolbrzymione, przypominające thrillery w stylu noire. Tylko nic tutaj nie jest na poważnie. Nawet dziennik, który mają prowadzić bohaterowie nie jest prawdziwy. Farsa, w której biorą udział dziennikarze nosi znamiona komedii. Bohaterowie przypominają postaci z commedii dell’arte, gdzie każdy z nich ma przypisaną konkretną cechę dominującą i brakuje im tylko masek z wyrytymi, tak dobrze znanymi cechami charakteru.
Umberto Eco „Tematem na pierwszą stronę” stworzył powieść-eksperyment, taki czwarty wymiar, gdzie sam czytelnik poddawany jest próbie. Autor daje nam do zrozumienia, że tylko od nas zależy decyzja, czy uwierzymy w to, co dzieje się na papierze, czy uznamy to za godne naszej uwagi i słuszne. Co jest kłamstwem? Co wyolbrzymieniem? Co jedynie grą słów? Gdzie pomiędzy tym wszystkim leży prawda i ile z niej jest w całym tekście? Współczesna kultura korzysta coraz częściej ze skrótów, tworząc to, co chwytliwe oraz to, co łatwo sprzeda się dużej grupie ludzi. To co wyłapie spragniony tanich efektów tłum, a nie przyzwyczajona do jakości garstka niszowych czytelników i odbiorców kultury.
Umberto Eco snuje smutne rozważania. „Temat na pierwszą stronę” to tekst słodko-gorzki, którego nie można brać na poważnie. Nie da się go nawet porównywać do opasłych, wspaniałych dzieł autora, jak „Imię Róży”, „Baudolino”, czy chociażby „Wahadło Foucault”. To książka stworzona do naigrywania się. Do wyśmiewania wydawców, którym zależy wyłącznie na wynikach sprzedaży. Z mediów, których wolność jest jedynie pozorna i gotowe są sprzedać wszystko, co im nakaże „góra”. Oraz z czytelników, którym przestaje zależeć. Smutna to perspektywa, chociaż to już chyba nie jest przyszłość, a rzeczywistość, która nas otacza.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Księgarnią Internetową Bonito.
**Po więcej „Tematu na pierwszą stronę” Umberto Eco koniecznie zajrzyjcie na VLOGA!