Moi Drodzy!
To historyczna chwila dla Wielkiego Buka oraz dla wszystkich moich czytelników! Mam zaszczyt gościć na blogu jedną z najbardziej wyjątkowych dla mnie pisarek, zdobywczynię Nagrody Pulitzera oraz National Book Award! Autorkę m.in. Kronik Portowych, Tajemnicy Brokeback Mountain oraz Drwali, która nieczęsto udziela wywiadów, a jednak zgodziła się, by odpowiedzieć na kilka pytań. Przed Wami:
ANNIE PROULX
Olga Kowalska: Kiedyś w jednym z wywiadów czytałam, że swojego czasu czuła się Pani dość niekomfortowo ze względu na uwagę mediów i całą tą marketingową otoczkę bycia znaną pisarką. Czy zmieniło się to w ostatnich latach? Czy przyzwyczaiła się Pani do tego? Można by pomyśleć, że w czasach szaleństwa mediów społecznościowych, ilości poświęcanej uwagi którą ja również tutaj dorzucam można od tego zwariować.
Annie Proulx: Niestety, czułam się i wciąż czuję się nieswojo udzielając wywiadów i pojawiając się publicznie. Zasadniczo jestem samotnikiem, osobą, która woli nie chodzić do zatłoczonych restauracji, na publiczne koncerty czy angażować się w konwersacje. Nie czuję się pewnie w kontaktach osobistych i długo zajmuje mi zrozumienie ludzi, których poznałam, miejsc, które odwiedziłam, co słyszałam i widziałam. Myślę w wolnym tempie, piszę w wolnym tempie.
Współczesny rynek wydawniczy jest trudny, ponieważ prawie wszyscy mówią o przesyceniu – jednak często patrzymy na przeszłość w różowych okularach. Czy dzisiejszy świat wydawniczy różni się od tego, który spotkała Pani w 1988 roku? Czy byłaby Pani zainteresowana podjęciem kariery pisarskiej, gdyby miała ją Pani podjąć dzisiaj?
Nigdy nie goniłam kariery wydawniczej. Lubiłam pisać i to właśnie robiłam. Miałam szczęście, że inni lubili to czytać. Mój kontakt ze światem wydawniczym jest ograniczony; większość spraw pozostawiam mojemu agentowi i wydawcy. Odkąd zaczęłam pisać trzymam się tego samego niedużego wydawnictwa Scribnera, obecnie spółki będącej częścią Simona & Schustera. Chciałam, by moje prace wydawał Scribner ze względu na jego wieloletnią reputację w wydawaniu dobrej fikcji, którą uzyskał w latach 20. dzięki wysiłkom słynnego redaktora naczelnego Maxa Perkinsa, a do czego zachęciły mnie córki owego redaktora, które spotkałam, kiedy mieszkałam w stanie Vermont. Wiele spośród książek dla dorosłych, które przeczytałam jako pierwsze, wydane zostało przez Scribnera, co zrobiło na mnie najpewniej wrażenie. Chociaż nie jestem ściśle związana ze światem wydawniczym, czytam dużo zawsze czytałam zaczęłam zauważać, że książki stają się coraz mniej atrakcyjne zarówno fizycznie, jak i dla czytelników. Bardzo uderzyło mnie, że w Polsce wciąż wydaje się piękne książki – pierwszorzędna grafika, dobry papier i bogata kolorystyka, książki, które z przyjemnością się ogląda i zachowuje. Tu westchnienie zazdrości.
Drwale opowiadają historię wielkiego projektu wylesiania Ameryki, obejmującego 300 lat. Wydaje się, że większość historyków traktuje to jako coś nieuniknionego, naturalny krok w rozwoju człowieka w kierunku w pełni uprzemysłowionego, nowoczesnego stylu życia. Jednak w Pani twórczości dostrzegam sprzeciw wobec takiej postawy. Czy kiedykolwiek istniała szansa na współistnienie człowieka i dziczy? Czy wielkie amerykańskie lasy zostały skazane na zagładę, gdy tylko dostrzegli je pierwsi przybysze?
Cóż, tak, ludzie i świat przyrody spędzili razem tysiące lat i istnieją dowody, że ludzie znaleźli bogów i sens życia w tym połączeniu. Jednak w ciągu ostatnich tysiącleci ludzie rozwinęli i skupili się na śmiałych innowacjach technologicznych i prestiżowej architekturze, a przepaść między cywilizowanymi ludźmi a światem przyrody otwierała się coraz bardziej. Coraz bardziej deifikowaliśmy samych siebie i uznaliśmy, że świat naturalny nie jest źródłem naszej istoty, ani nie zawiera sensu naszego życia, a jedynie niewolniczy surowiec, który istnieje, by ludzie mogli wykorzystywać go w dowolny sposób. Jednym z problemów jest wiara współczesnych ludzi w to, że są oni najwyższymi istotami, lepszymi od wszystkich innych form życia, którym się należy. Kolejnym jest to, że ludzie nie potrafią zrozumieć skali czasu, w jakiej działa świat przyrody – wieków i eonów, a nie tygodni i lat. Po prostu tego nie rozumiemy.
Pani, podobnie jak J.R.R. Tolkien, wydaje się być zakochana w tym, co rośnie, a podejrzliwie spoglądać na wszystko, co zostało zbudowane, na umysły z metalu i kół. Natura stanowi istotny motyw w Pani dziełach czy jest również ważną częścią Pani życia?
Tak, Natura, lub świat przyrody, jest centralnym elementem mojego życia – także Twojego, jak i wszystkich ludzi. Całe życie na Ziemi zależy od precyzyjnie zestrojonej siatki klimatu, pływów, lodu i wody, burzy i kwiatów, obfitości dzikiego pożywienia, wielkich łańcuchów egzystencji. Moja rodzina zawsze była zainteresowana roślinami polnymi i leśnymi, zwierzętami i ptakami, pływami morskimi, istotami przybrzeżnymi. Od najmłodszych lat uczyłam się obserwować przyrodę – zarówno florę, jak i faunę – i pogodę. Myślałem, że wszyscy to robili i zawsze dziwiło mnie, że wielu Amerykanów nie potrafi odróżnić drozda wędrownego od czapli, ani zrozumieć, dlaczego niektórzy z nas zdenerwowani są zanikaniem wielu gatunków. Ludzie, którzy nigdy nie widzieli orzechowców ani wysokogórskich świstaków, ani olbrzymich łosi z północnych jezior, nie są skłonni, by przejmować się ich zniknięciem. Ale ja jestem.
Jako kobieta zimnego morza, która wychowywała się na wietrznym i chłodnym wybrzeżu, ogromnie cenię sobie Kroniki Portowe. Jak to się stało, że napisała Pani tę książkę? Skąd wziął się pomysł?
Ja także mieszkam w pobliżu morza, w Puget Sound na półwyspie Olimpic w stanie Waszyngton, gdzie wiele osób jest głęboko zainteresowanych ochroną i opieką wybrzeża Oceanu Spokojnego oraz życiem morskim, które jest tu nadal dość obfite. Kroniki Portowe powstały z mojego zainteresowania skalistym atlantyckim wybrzeżem Nowej Fundlandii. Interesowały mnie także małe gazety miejskie (w rzeczy samej, sama zaangażowana byłam w jedną taką gazetę), tak więc pomysł przyszedł do mnie naturalnie i dał mi pretekst, by podróżować do Nowej Fundlandii z Vermont, gdzie wtedy mieszkałam.
Dziękuję za poświęcony czas!
O.
A Was Kochani zapraszam do czytania fenomenalnej prozy Annie Proulx! Zajrzyjcie też na Wielkiego Buka, by poczytać o „Kronikach Portowych” (w nowym, pysznym tłumaczeniu) oraz „Drwalach”, które są jedną z najlepszych powieści 2017 roku wg Wielkiego Buka (recenzja TUTAJ).
*Za możliwość przeprowadzenia wywiadu dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu. <3
___________________________________________________________
Dla chętnych wywiad w oryginale 🙂
Olga Kowalska: I’ve read somewhere that back in the day you were quite uncomfortable with the media attention and the whole publicity side of being a high-profile writer. Has this changed over the years? Have you gotten used to it? One would think that in this day of social media frenzy, the amount of attention – which I’m also piling up on here – could drive one insane.
Annie Proulx: Alas, I was and am very uncomfortable with interviews and public appearances. I am essentially a solitary person who prefers not to go to crowded restaurants, public concerts, or to engage in conversations. I am slow to feel my way through personal encounters and it takes me quite a while to sort out people I have met, places I have been, what I have heard and seen. I think slowly, write slowly.
The modern publishing business is a tough one, as near everyone talks about oversaturation – yet, it is often the case that we look at the past in rose-tinted glasses. Is the publishing world today all that different from the one you’ve encountered in 1988? Would you be as interested in chasing a writing career if you were just starting today?
I never did chase a publishing career. I liked writing and thats what I did. I was lucky that other people liked to read it. My contact with the publishing world is limited; I leave most things to my agent and editor. I have been with the same small publishing house since I first started writingScribner, now a subsidiary of Simon & Schuster. I wanted to have my work published by Scribner because of that publishers enduring reputation for good fiction established in the 1920s by the famous editor Max Perkins, and because I was encouraged to do so by that editors daughters whom I met years ago when I lived in Vermont. Many of the first adult books I ever read were published by Scribner and that probably made an impression. Although I am not closely involved in the publishing world I do read a great dealI always haveand have seen books gradually becoming less attractive both physically and to the public. I was very much struck by the beautiful books still published in Polandfirst-class graphic design, good paper and rich colors, books that are a pleasure to behold and hold. A sigh of envy here.
„Barkskins” tells the story of the great deforestation project of America, spanning 300 years. It seems that most historians approach this as something inevitable, a natural step in man’s progression towards a fully industrialized, modern way of life. But in your writing, I see opposition to treating it as such. Was there ever a chance for man and wilderness to coexist? Were the great American forests doomed as soon as the newcomers saw them?
Well yes, humans and the natural world spent thousands of years together and there is evidence that humans found gods and the meaning of life in this juxtaposition. But in recent millennia as humans developed and focused on daring technological innovations and prestigious architecture, as we more and more deified ourselves and felt that the natural world was not the source of our being nor contained the reason of our existence, but only slavish raw material that existed for humans to use and exploit in any way they wished, the gulf between civilized humans and the natural world opened wider and wider. One part of the problems is the contemporary human belief that they are supreme and entitled entities, superior to all other forms of life. Another is that humans lack the ability to grasp the time periods of the way the natural world workscenturies and eons rather than weeks and years. We just dont get it.
You, like J.R.R. Tolkien, seem to be in love with things that grow, and much more suspicious of things that are built, of „minds for metal and wheels”. Nature’s an important theme in your works – has it also been an important part of your life?
Yes, Nature, or the natural world is central to my lifeand to yours and all humans. All life on earth depends on the fine-tuned meshing of climate, tides, ice and water, storm and flower, the bounty of wild foods, the great chains of existence. My family was always interested in the plants of the field and forest, in animals and birds and the surge of the sea, the creatures of the shore. From an early age I learned to observe wildlifeboth flora and faunaand weather. I thought everyone did this and it has always surprised me that many American people cannot tell a robin from a heron nor understand why some of us are upset that many species of everything are disappearing. People who never saw butternut trees nor high country marmots nor the huge moose of the northern lakes are not inclined to be concerned at their disappearance. But I am.
As I’m a girl of the sea, growing up at windy and chilly coasts, „The Shipping News” holds a special place in my heart. How did you come to write it? Where did the idea for the book originate from?
I, too, live near the sea now, on Puget Sound on the Olympic peninsula of Washington state where many people are deeply concerned to protect and care for the Pacific shorelines and sea life that is still somewhat abundant here. Shipping News grew from my interest in Newfoundlands rocky Atlantic coast. I was also interested in small town newspapers (indeed, involved with one) and so it was a natural idea that gave me an excuse to travel from Vermont, where I lived then, the Newfoundland many times.
Thank you so much for your time!