„Do syta” Michała Cichego pozwala czytelnikowi zatrzymać się, rozejrzeć, wyciszyć w rozpędzonym wielkomiejskim świecie… Dla kogo wybrzmi ta cisza?
W GŁĄB SIEBIE
„Teraz już wiem, że donikąd się nie trzeba spieszyć. Czas i bez tego sam płynie.”
Więc nic tylko rozsiąść się w ulubionej herbaciarni, z książką w dłoni, popijać ożywczy napój i podziwiać zachody słońca. Czasami ktoś podejdzie i zagada. Czasami smutna myśl napłynie do głowy. Czasami ciepłe wspomnienie. Najważniejsze to być tu i teraz, zaglądać w głąb samego siebie, dostrzec i uchwycić to, co najważniejsze. Wdech, wydech, zen.
BYĆ TU I TERAZ
Książka Michała Cichego to zbiór zapisków, przemyśleń, spotkań, niespiesznych dialogów i monologów, w ulubionej herbaciarni, z uśmiechem ludzi, którzy przewijają się wokół „Do syta” porusza tematy medytacji, skłania do uważności, skupia się na tak modnym pojęciu, jakim w ostatnim czasie stało się „mindfullness”, czyli koncentrowanie się na tym, co tu i teraz. Czas mija niespiesznie, luźne myśli wpadają do głowy, wdech, wydech, nie dzieje się nic – dzieje się wszystko.
Zabrakło jednak w tym wszystkim pewnej uniwersalności – cisza, która wybrzmiewa u Michała Cichego nie jest ciszą, z którą zwykły czytelnik mógłby się utożsamić, z której mógłby czerpać inspirację. Przypomina raczej połączenie powieści z poradnikiem duchowym, przemyślenia bywają miejscami sztuczne, brzmią jak wyuczone formułki, powielane hasła.
Myślę, że to kwestia osobistych oczekiwań i wrażeń, a także nakierowania na odpowiedniego odbiorcę „Do syta”. Ogromnie doceniam ten przystanek, ten szept, tę wrażliwość w opisywaniu zwyczajności, jaką operuje Michał Cichy. W jego książce czas zwalnia i czytelnik ma wrażenie intensyfikacji bodźców, radości z rozpoznania chwili. Miejscami jednak przypomina poetycki medytacyjny podręcznik, rodzaj zbyt osobistego dziennika, być może dlatego, że sam autor z medytacją bardzo blisko jest związany, być może dlatego, że właśnie taki był „Do syta” cel.
Kto poszukuje inspiracji, kto chciałby zanurzyć się w samopoznaniu i rozpocząć proces wyciszenia, ten w „Do syta” odnajdzie to, czego szukał. Kogo jednak męczy już to nawracanie ze ścieżki współczesnego pędu i bawią plakaty w duchu „żyj, kochaj, śmiej się”, ten w opowieści Michała Cichego może nie znaleźć tego, czego poszukiwał. To po prostu jedna z tych książek, które muszą odnaleźć swojego czytelnika.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem ZNAK.
**Zapraszam na film i na KONKURS!