Slasher to wdzięczny gatunek i niezwykle uniwersalny, bo jak się zastanowimy, to sprawdza się w zasadzie w każdych okolicznościach. Jednak, najlepiej sprawdza się letnią porą – slasher wakacyjno-urlopowy to jest to! Krwawy, leciuchny, troszkę tandetny – slasher jak ta lala na letnie zaczytanie, czyli „DOM STRAUSSÓW” Adriana Bednarka to hołd złożony klasykom gatunku, dla miłośników slasherów jak „Piątek 13”, „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, „Pułapka na turystów”, „Droga bez powrotu”, „Koszmar minionego lata”… i wielu, wielu innych!
MAZURSKA ENKLAWA
Leśna enklawa nad jednym z mazurskich jezior. Piątka przyjaciół, ostatni rok studiów, ostatnie takie wakacje. I pomysł, by oderwać się całkowicie od telefonów, zrobić sobie smart detoks, który pozwoli w pełni przeżywać te kilka wolnych dni we własnym towarzystwie. Ale wyjazd zaczyna się od konfliktu, a potem jest już tylko gorzej. I wtedy pojawia się ktoś, kto był tam od zawsze, ktoś, kto obserwował ich z daleka. Ktoś, kto mieszka w okolicy, a jego dom kryje niejedną tajemnicę. Dom zwany Domem Straussów.
SLASHER IDEALNY
Kto slashery lubi, kto przepada za gatunkiem i nigdy nie ma takich historii dość – łapcie „Dom Straussów”! Kto chciałby spróbować swojej przygody z gatunkiem, bo niby coś kojarzy, ale jednak nie do końca – łapcie „Dom Straussów”! To taki horror, który przekona do siebie i wyjadaczy gatunku i całkowicie w gatunku początkujących. Sprawa jest prosta, Adrian Bednarek wykorzystał wszystkie znajome chwyty i ograł je całkowicie po swojemu. Do tej pory, mazurskie jeziora i lasy kojarzyły się z sennym, sielankowym wypoczynkiem, ale koniec z tym! Teraz Mikołajki i okolice będą jawić się jako sprytna pułapka, w której trzeba mieć się na baczności, bo nigdy nie wiadomo, czy w okolicy nie szaleje akurat jakiś psychopata.
Warto pamiętać, że slashery operują konkretnymi motywami fabularnymi, budują przed oczami konkretne bardzo obrazy, szafują przemocą, więc chociaż nie wywołują strachu, to bawią się lękami widzów i czytelników. Adrian Bednarek sięga po miejscówki, które od razu przywołują na myśl „Hostel”, przywołują „Wolf Creek”, z łatwością można je sobie wyobrazić, tym bardziej, gdy ze slasherami mieliśmy już do czynienia. Nasi bohaterowie wpadają w pułapki jak w „Drodze bez powrotu”, przetrzymywani są w klatkach i lochach, poddawani najobrzydliwszym torturom. To jest charakterystyka gatunku, to jest slasher, więc noże, piły, toporki, wszystkie chwyty dozwolone. Nie ma odwrotu, więc co wrażliwsi powinni trzymać się po prostu z daleka. Nie mówcie, że nie ostrzegałam.
„Dom Straussów” to świetny przykład na to, że slasher ma się dobrze, a nawet znakomicie jako podgatunek horroru i nie traci nic na swojej uniwersalności z biegiem lat. Można wykorzystywać znajome klisze, może operować rozpoznawalnymi obrazami, przerysowanymi opisami, a wciąż będzie sprawiał mnóstwo frajdy, nic się tu nie zmienia. Widać, że Adrian Bednarek świetnie się bawił przy pisaniu. Stworzył slasher idealny – jest lekko, jest krwawo, troszkę tandetnie, czyli dokładnie tak jak powinno być. Na lato slasher jak ta lala!
O.
*We współpracy z Wydawnictwem Skarpa Warszawska.