Site icon Wielki Buk

„Z nieba spadły trzy jabłka” Narine Abgarjan – recenzja

Zachwycający realizm magiczny w znakomitej powieści ormiańskiej nagradzanej pisarki Narine Abgaryan.

Narine Abgarjan to nagradzana i doceniana autorka pochodzenia ormiańskiego, która przez lata tworzyła w Rosji, by opuścić ten kraj tuż po rozpoczęciu wojny z Ukrainą. Jak powiedziała w jednym z wywiadów: ludzie oderwani od rzeczywistości zniszczyli życia kolejnych pokoleń.

„Cyganie przyjechali jeszcze kilka razy, a potem przestali się pojawiać – pierwsi przeczuli, że nadciąga nowa katastrofa i pewnego dnia przepadli. Bez słowa i na zawsze rozpłynęli się w gorących promieniach południowego słońca, oślepiającego swoim złotym blaskiem (…).”

W ORMIAŃSKIEJ WIOSCE

„Dawniej, gdy rodziny były większe i wieś liczyła pół tysiąca kominów, na mejdanie ciężko się było przecisnąć. Kramy uginały się od wszelakiego jadła, stoiska z nabiałem czy owocami tworzyły oddzielne rzędy, a gwar niósł się taki, że uszy bolały. (…) Ale to było w tamtych czasach, dawno i nieprawda, a teraz, zapomniana przez wszystkich i raz na zawsze, wieś zastygła jałowo na ramionach Maniszkaru niczym puste jarzmo.”

Legendy mówią, że trzy jabłka spadną z nieba. Dla tego, który widział. Dla tego, który opowiadał. Dla tego, który słuchał i wierzył w dobro. Anatolija właśnie położyła się, by umierać, ale życie wcale z nią jeszcze nie skończyło. Ona o tym nie wie, więc leży i wspomina przeszłość. Przeszłość Maranu, jej małej górskiej ormiańskiej wioski, której mieszkańcy nie zdają sobie sprawy, że pewien czas dobiega końca. Nadchodzą wojna, głód, rozpacz – bezlitosna śmierć rozpanoszy się w okolicy. A co z życiem? To płynie niezmiennie. Przewrotny los zaskakuje. Kolejne pokolenia, kobiety i mężczyźni, ich cierpienia, bolączki, ich chwile zwykłego szczęścia, ich dziwactwa, ich perypetie. I sama Anatolija, która domknie koło.

PRZECIW TYRANOM

„Nie da się uścisnąć tych, którzy się ciebie nie doczekali.” – tymi słowami zamyka posłowie do swojej powieści Narine Abgarjan i te słowa wybrzmiewają w głowie czytelnika jeszcze długo po zakończeniu lektury „Z nieba spadły trzy jabłka”. Słowa tym intensywniejsze w przekazie, gdy posłuchamy wywiadów autorki, w których dzieli się nie tylko swoją rodzinną, tragiczną historią, ale opowiada też o wściekłości, o nienawiści, o poczuciu niemocy względem upadającego rosyjskiego tyrana, które zrodziły się w niej wraz z rozpoczęciem wojny w Ukrainie. Wspierana przez rodzinę i przyjaciół Narine opuściła Rosję, zamieszkała w Niemczech, identyfikuje się jako Ormianka, nie chce być już częścią tamtego kraju, który niszczy nie tylko życie, ale też kulturę tysięcy ludzi. Jak zaznaczyła w jednym z wywiadów: bez kultury nie ma jutra. A Narine jest częścią ormiańskiej kultury.

„Z nieba spadły trzy jabłka” zostały docenione na całym świecie, a sama Narine Abgarjan wg brytyjskiego Guardiana została okrzyknięta jedną z najbardziej ekscytujących europejskich pisarek. I nic w tym dziwnego. Teraz, gdy do polskiego czytelnika trafiła ta niezwykła powieść i my możemy docenić jej talent pisarski. Ormiańska wioska pośród górskich szczytów, odcięta od świata, ukryta i niedostępna. Maran to fikcyjne miejsce pośród równie fikcyjnego pasma gór, które przypomina legendarne Macondo ze „Stu lat samotności” Gabriela Garcii Marqueza. Zresztą, podobieństwa do tej kultowej powieści nie zamykają się na samym miejscu. To co łączy Marqueza z Abgarjan to realizm magiczny, przetykanie się tego, co niezwykłe i niedopowiedziane pośród zwykłej rzeczywistości. I pośród historii – tej wielkiej historii, która znajdzie drogę nawet do tak odległego miejsca jak Maran. Ale wielka historia wielką historią, bo u Narine liczę się zwykli ludzie. Zwykłe ormiańskie rodziny. Ich miłości i nienawiści. Ich obietnice i klątwy. Jej świat – chociaż niepozbawiony okrucieństwa – migocze codziennym pięknem. Tyrani mogą wyciągać ręce, rozczapierzać paluchy, ale takie miejsca jak Maran przetrwają właśnie dzięki ludziom.

W „Z nieba spadły trzy jabłka” można się zanurzyć bez reszty. Można się tą powieścią zachłysnąć. Można się dać ponieść i obezwładnić sile opowieści Narine Abgarjan. Jej pióro i jej wyobraźnia mają taką moc. Sama Narine nazywa siebie marzycielką. Marzy o lepszym świecie, piękniejszym świecie, świecie, w którym to dobro i piękno będą górować ponad tym, co złe, tym, co niszczy i dewastuje świat. Czytając powieść można uwierzyć, że jest to możliwe. I to jest właśnie siła tej zachwycającej, realistyczno-magicznej literatury. Czytajcie.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Glowbook.

Exit mobile version