Zapiszcie sobie ten tytuł – to jeden z moich thrillerowych pewniaków roku! „POMOC DOMOWA” Freidy McFadden, autorki „Zamkniętych drzwi”, domestic thriller o… tajemnicach za drzwiami sypialni.
POKÓJ NA STRYCHU
Millie nie ma łatwego życia. Przed laty dokonała zbrodni, została oskarżona, skazana, odsiedziała wyrok. Ale byli skazańcy mierzą się z ostracyzmem, nikt nie chce ich zatrudnić, nie chce dać im kredytu zaufania. Tym bardziej Millie dziwi się, gdy zostaje zatrudniona w pięknej rezydencji rodziny Winchesterów. Dostaje nie tylko pracę, nie tylko szansę na odbudowanie sobie życia, ale też własny kąt w pokoju na strychu. Millie wprowadza się, chociaż ma dziwne przeczucia związane z tym domem. Przeczucia, które z każdym dniem zamieniają się w poczucie narastającego osaczenia. Co z Winchersterami jest nie tak? Albo: co nie tak jest z Millie?
RYSY NA OBRAZKU
Rodzina jak z obrazka: tata, mama i kilkuletnia córeczka. Rodzina Winchesterów. Mieszkają w luksusowym domu. Mają ogrodnika. Mają pomoc domową. Millie nie jest jednak taka, jak pomoce domowe z ilustracji w książkach, nie jest jak nianie z baśni, jak opiekunki domu, które stoją murem za swoją rodziną. Nie ufa im wcale. W końcu, ona ich w ogóle nie zna. I oni nie znają jej. Zrobiła wszystko, by ukryć swoją więzienną przeszłość. Ukryła i zaszyła dawne przewiny – odsiedziała karę i zasługuje na nowy początek. Czego Millie nie wie, to fakt, że ukrywanie prawdy działa tu w obie strony. Jej pracodawcy mają swoje za uszami, a jej trochę zajmie, by dokopać się do tych sekretów. Co prawda o pani Winchester krążą plotki, co prawda jej zachowanie faktycznie odbiega od normy, ale gdzie naprawdę kryje się problem?
Freida McFadden potrafi tworzyć takie haczyki wizualne w swoich powieściach – elementy, które od razu zwracają naszą uwagę, które niepokoją, które są jak ta legendarna „strzelba Czechowa” i muszą zawsze powrócić. W „Pomocy domowej” jest taki element – pokój na strychu i to, co buduje w nim atmosferę narastającego napięcia i strachu. Wszystko się od tego pokoju zaczyna i na nim się kończy. Stanowi piękną i prostą klamrę dla całej intrygi, to właśnie tam znajdziemy wszystkie odpowiedzi. To niby jest taki stary chwyt fabularny, ale Freida McFadden opanowała go do perfekcji i operuje nim po mistrzowsku. Całość jest prosta, nieskomplikowana i to również sprawia, że możemy każdej z postaci przyjrzeć się bliżej. Odgrywają swoje role, są jak laleczki w domku dla lalek (czy to przypadek, że Millie taki domek wspomina na początku?), jak marionetki kierowane instynktami i przypisywanymi im zadaniami. Wystarczy jednak jedna szpila, by wyszli ze swoich ról i ukazali prawdziwe oblicze.
Przepadam za domestic thrillerami! Odkrywanie pogrzebanych w szafach i ogrodach sekretów, tajemnic niecnych zza drzwi sypialni i z pokoi na poddaszu… Freida McFadden zrobiła na mnie wrażenie swoimi „Zamkniętymi drzwiami”, ale to w „Pomocy domowej” ujawniła w pełni swój talent do ukazywania ludzi popapranych i niebezpiecznych. To przerysowane, filmowo-serialowe portrety, ale z jaką przyjemnością można im się przyglądać! Tym bardziej, że to bezpieczna dla nas odległość fikcji literackiej, a z tej odległości najlepiej!
Freida McFadden to jedno z moich tegorocznych thrillerowych odkryć, a tych odkryć do tej pory mam już cztery! I każde jest absolutnie apetyczne i wyjątkowe! Czytajcie „Pomoc domową”, poznajcie Millie i czekajcie na kontynuację jej przygód!
O.
*We współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.