Miało być przytulnie, miało być zimowo, a tutaj ni stąd ni zowąd wiosna za oknem! Zniknęły śniegi, zniknęły mrozy i kudłate buty powędrowały ze smutkiem do szafy. Wiecie jak bardzo lubię zimę i nie mogę odpuścić tego nagłego ocieplenia w lutym! Nie wspominając nawet tego, że ten miesiąc jest o te trzy dni krótszy i to już wystarczy, żeby zaburzyć mój nastrój. Bo przecież trzy dni to moc czasu, który można by wykorzystać w godny i bukowy sposób! A tak jest krótko, do tego cieplej i jakoś tak przez to wszystko nieswojo, chociaż wcale nie marudno, czy smutno 🙂
O ile styczeń był niezwykle bogaty w książkowe doznania, to luty minął bardzo spokojnie, bez szaleństwa i przepychu poprzedniego miesiąca. Opublikowałam osiem tekstów, w tym oczywiście Ucztę Miłości w tegorocznym wydaniu. Czytelniczo nawet nie było tak źle, bo przeczytałam 8 pełnych buków i jestem w trakcie czytania dziewiątego, więc wychodzi na to, że na froncie bez zmian. Chociaż nie, bo zmiany jednak są – tym razem tylko dwie książki były w oryginale, a reszta w tłumaczeniu, czego jednak nie uważam za większy problem, a raczej za minimalne zaburzenie codzienności:
- „Zimowa opowieść” Mark Helprin – czytelnicze rozminięcie się z oczekiwaniami, ale nie mogę napisać, że nie było warto 🙂 – do poczytania TUTAJ.
- „Człowiek nietoperz” Jo Nesbø – pierwsze spotkanie z Harrym Hole wypadło tak dobrze, że teraz muszę zdobyć kolejne części 🙂 – na Buku niebawem.
- „Szczęśliwa Ziemia” Łukasz Orbitowski – doskonała opowieść – do poczytania TUTAJ.
- „Handlarz Ksiąg Przeklętych” Marcello Simoni – książka szepcząca o księgach tajemniczych – do poczytania TUTAJ.
- „Heart-Shaped Box” Joe Hill – i znowu czułam się, jakbym czytała starego, dobrego Kinga – na Buku niebawem.
- „Wegetarianka” Han Kang – moje pierwsze spotkanie z literaturą Korei Południowej. Trzy intrygujące opowieści połączone w jedną intensywną całość o tożsamości, o ciele i kobiecości.
- „Sourland” Joyce Carol Oates – potworne smutne studium żałoby w tomie 16 opowiadań – na Buku niebawem.
- „The King in Yellow” Robert W. Chambers – odkrycie lutego – do poczytania poniżej 🙂
- „2666” Roberto Bolaño – w trakcie lektury – pierwsze wrażenia: kawał doskonałej literatury.
Jeśli chodzi o bukowe zdobycze, to luty należy do najsłabszych w ostatnim czasie! Styczniowe zestawy rozsiadły się po półkach, a ja w końcu zabrałam się za wyczytywanie zakupionych już pozycji, nie rzucając się obsesyjnie na nowości. Uważam to za mały sukces i prawie moment zen, kiedy nie czuję kompulsywnej potrzeby posiadania wszystkiego co pojawia się w księgarniach. Tym bardziej, że biblioteczki domowe i wirtualne uginają się pod ciężarem dziesiątek książek, których jeszcze nie ruszyłam, a które oczekują cierpliwie na swoją kolej. Tak sobie myślę, że chyba nadszedł w końcu na nie czas. I na więcej klasyki 🙂
Tym razem nie mam dla Was zestawu, ale jedną nowość, która przybyła do mnie do recenzji dla Gildii Literatury – „Bracia Sisters” Patricka de Witt (i nawet moje wesołe oko załapało się na fotkę). Od długiego czasu nakręcałam się na tę powieść, więc jak tylko nadarzyła się okazja – porwałam!
I nie mogę zapomnieć o „Handlarzu Ksiąg Przeklętych” Marcello Simoni, którzy przyfrunął do mnie na tablet od wydawnictwa Sonia Draga, a który sprawił mi mnóstwo radości. I nie wyłącznie tym, że to godna i wciągająca opowieść o książkach, ale także małą Twitterową niespodzianką, jaką za sobą przyciągnął –zaraz po opublikowaniu twitta polubił go i podał dalej… Marcello Simoni z dopiskiem „Pierwsza polska recenzja”! Było to okropnie miłe 🙂
To teraz czas na lutowe odkrycia literackie. A w sumie to literacko-filmowe i literackie:
Po pierwsze serial „True Detective”, produkcji HBO, z Matthew Mcconaughey i Woody Harrelsonem w rolach głównych. I to wcale nieistotne, że jego fabuła jest genialna, że to jeden z najciekawszych thrillerów ostatnich lat, a tych dwóch aktorów wymiata na ekranie, jak nikt. Nieistotne, że co tydzień siedzę z wypiekami na twarzy i pokrzykuję przed telewizorem, wymyślając co chwila rozwiązanie całej zagadki. Bo najważniejszą kwestią tutaj jest literackie powiązanie i bukowe analogie, które ta wyjątkowa produkcja wykorzystuje – opowiadania Roberta W. Chambersa zatytułowane zbiorczo „The King in Yellow” i mythos, jakim ta pozycja obrosła przez lata. Kto nie zna – polecam(w oryginale za darmo na stronie Project Gutenberg i na Amazonie).
Zbiór wydany w 1895 jest tak zaskakująco przewidujący przyszłość, tak dziwnie przejmujący, że wcale nie dziwi mnie fakt, że w oparciu o jego dzieło powstała cała mitologia, a swoje cegiełki do szalonego konceptu dokładał m.in. H.P. Lovecraft i inni wielcy twórcy gatunku weird fiction. Elementem spajającym opowieści jest tajemniczy dramat w trzech aktach, zatytułowany właśnie „The King in Yellow”. To sztuka tak potworna, że każdy kto przeczyta więcej niż jej pierwszy akt popada w otchłań szaleństwa i już nigdy nie wraca z ciemności. Chambers zdradza jedynie fragmenty pierwszego aktu, jak Pieśń Cassildy, kawałek dialogu tajemniczego przybysza, kilka lokacji i imion. Nic więcej. Ale to wystarczy, by czytelnik poczuł się nieswojo. Podobno właśnie „The King in Yellow” jest kluczem do pojęcia głównych założeń fabularnych „True Detective”. Szaleństwo, religijne obłąkanie, makabra i kłamstwo/maska przeciw prawdzie. Już nie mogę się doczekać rozwiązania całości 🙂 A dla Was mały fragment:
„Along the shore the cloud waves break,
The twin suns sink beneath the lake,
The shadows lengthen
In Carcosa.Strange is the night where black stars rise,
And strange moons circle through the skies
But stranger still is
Lost Carcosa.Songs that the Hyades shall sing,
Where flap the tatters of the King,
Must die unheard in
Dim Carcosa.Song of my soul, my voice is dead;
Die thou, unsung, as tears unshed
Shall dry and die in
Lost Carcosa.”
Drugim odkryciem, o którym jednak nie będę się rozpisywać za wiele, są eseje „O interpretacji” Susan Sontag, które podczytuję teraz między innymi bukami. Susan Sontag od zawsze istniała w moim uniwersum życiowym (od dziecka Mama dokształcała mnie w tematach ważkich, a nazwisko tej amerykańskiej twórczyni wracało zawsze w dyskusjach jak bumerang), ale dopiero teraz zaczęłam poznawać na własnej skórze jej power słowa. I nie będę ukrywać – zaczarowała mnie.
I to chyba wszystko w tym miesiącu 🙂
Do zobaczenia w marcu!
Bo warto czytać.
O.
Dobry wynik masz.. i ciekawe książki w miesiącu.. ja się zbieram, żeby napisać takie podsumowanie.. ale może będę robił kwartalnie, żeby wyszło że więcej przeczytałem 🙂 hehe True Detective przyznam, że ściągnąłem dwa odcinki z prawie legalnego źródła i się zabieram do obejrzenia.. Mcconaughey kojarzy mi się z komediami romantycznymi i Kate Hudson z którą w jednej grał.. ot taka ułomność..
Mcconaughey już tak bardzo ma etap tych kretyńskich komedii za sobą, że nie pozostaje mi nic innego jak go podziwiać i oglądać, bo okazał się być doskonałym aktorem 😀 Polecam „Mud”i „Berniego” 🙂 A „True Detective” obowiązkowo do nadrobienia!
a właśnie Mcconaughey jeszcze w Wilku z Wall Street miał epizod.. a Mud i Bernie nie slyszalem.. poszukam..
Podziwiam za pasję czytania 🙂
Dziękuję 🙂
Podważasz moją opinię o podsumowaniach 😉 W kwestii Prawdziwego detektywa: nie jestem aż tak zachwycona jak ty, pierwsze odcinki mnie znudziły, ale ostatnio się znowu zainteresowałam. O The King in Yellow nie słyszałam, więc to cenna informacja.
😀 no tak, u mnie książkowe zestawy są zawsze do przeczytania przede wszystkim, a podziwianie i stanie na półkach dopiero w drugiej kolejności 😉
Mnie „True Detective” oczarował odwróconą formą klasycznej detektywistycznej opowieści i wpisaniem się w mythos Chambersa i Lovecrafta – mam wrażenie, że na przekór widzom, a w hołdzie klasykom weird fiction nie będzie tutaj szokującego zakończenia. Sądzę, że cała ta historia ma po prostu za zadanie wciagnąć widza w obłęd tak jak w obsesje i paranoje wciągał „The King in Yellow” 😀
Nesbo jest jeszcze lepszy w kolejnych powieściach, a „Pierwszy śnieg” to istny majstersztyk 🙂
„Króla w żółci” natomiast od pewnego czasu zapowiada toruńskie C&T, czekamy-czekamy !
pozdrawiam
Zdecydowanie muszę zdobyć więcej Nesbo 😀
„Król w żółci” – jak to okropnie brzmi! No masakra, jak to okropnie brzmi! 😀 Ale dobrze, że wydają 🙂
Wielkie gratulacje! 🙂 Fajnie być tak międzynarodowo zauważoną!
Dziękuję 🙂 fakt, to było bardzo, bardzo miłe i zaskakujące 😀