„Harry Potter i Kamień Filozoficzny” J.K. Rowling – recenzja

Bombla_HarryPotter

Harry Potter. Imię i nazwisko klucz. Od niemal dwudziestu lat otwiera bramy do równoległego świata magii, czarodziejstwa oraz niezwykłych przygód, gdzie czarownicy i czarownice stąpają po naszych ulicach, gdzie znikąd pojawia się tajemniczy zaułek, a kot niekoniecznie musi być akurat zwyczajnym mruczkiem. W tym świecie każdy niemagiczny osobnik jest mugolem, różdżki same wybierają swoich właścicieli, a miotła nie służy jedynie do zmiatania liści z podwórza. Tutaj dzieciaki dostają długo wyczekiwany list z Hogwartu, szkoły, w której wykładana są magiczne nauki, jak walka z czarną magią, rzucanie zaklęć, czy historia magicznych stworzeń. Tam można natrafić na górskiego trolla w toalecie dziewcząt, porozmawiać z legendarnymi duchami lub całkiem zwyczajnie odpoczywać w pokoju dziennym, spoglądając na przepływającego krakena. Harry Potter. To już warta miliardy marka, to całe uniwersum literacko-filmowe, to jeden z najpotężniejszych i najprężniejszych fandomów popkultury i… wspaniałe wspomnienie dzieciństwa.

J.K. Rowling już pierwszym tomem wielbionej na świecie serii, czyli „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” na nowo ożywiła literaturę dziecięcą, wzbudziła niekończące się pokłady miłości do książek i naznaczyła kolejne pokolenia młodych czytelników. Teraz Harry Potter już po raz kolejny powraca w nowej, odświeżonej odsłonie, z rewelacyjnymi, zapierającymi dech ilustracjami Jima Kaya. I znowu możemy wyruszyć na przygodę życia z Chłopcem, który przeżył.

Czytaj dalej

„Akademia Pennyroyal” M.A. Larson – recenzja

Bombla_Akademia Pennyroyal

Z kim kojarzy się Wam księżniczka? Ze szlachetnie urodzoną damą? Dobrze wychowaną młodą dziewczyną, której największym marzeniem jest książę z bajki? A może z rozkapryszoną dziewczynką, zapatrzoną w lustra, suknie i świecidełka, która nie widzi nic poza swoją komnatą i myśli, że wszyscy jedzą jedynie ciastka? Nic bardziej mylnego! Prawdziwa księżniczka z krwi i kości to ktoś o czystym, współczującym sercu, lojalny, pomocny i dzielny, gotowy stanąć do walki, by chronić słabszych i walczyć z niesprawiedliwością. Skąd to wiem? Odwiedziłam niedawno pewną szkołę, gdzie poznałam takie wyjątkowe, księżniczkowe wojowniczki…

Czytaj dalej

Rereading: Część 2

Bombla_ReReading2Powracając do tematu re-readingu, czyli ponownej lektury… Dla przypomnienia co to i skąd się wzięło link do części pierwszej:

http://wielkibuk.com/2013/01/15/rereading-czesc-1/

Profesor Patricia Meyer w swoim książkowym eksperymencie skupiła się również na jednym z ciekawszych aspektów ponownej lektury jakim jest powrót do książek z dzieciństwa. Taki był nawet jej pierwotny cel. Pragnęła odnaleźć w ukochanych książkach sprzed lat to, co odczuwała sięgając pierwszy raz po daną opowieść. Ponadto, chciała również spojrzeć na nie okiem osoby dojrzałej, obeznanej z książkami, bo w końcu wieloletniej specjalistki od literatury.

Książki dla dzieci pisane są przez dorosłych, to oczywiste. Jednak właśnie dzięki temu stają się, w gruncie rzeczy, o wiele bardziej uniwersalne i potrafią cieszyć całe pokolenia. Mały czytelnik w lekturze, czy w słuchaniu odczytywanych mu opowieści (wtedy jest małych słuchaczem, ale opowieści to opowieści, obojętne jak przekazywane dalej) skupia się przede wszystkim na fabule, zazwyczaj delikatnie uproszczonej. Przygody przeżywane przez głównych bohaterów przekłada na swoje własne, małe jeszcze doświadczenia i  świetnie bawi się odnajdując różne analogie. Utożsamia się z bohaterami i z ich codziennością, dopasowując ją, w wyobraźni, do własnego życia.

A co dzieje się kiedy wracamy do książek z dzieciństwa po latach przerwy? Czy da się odwzorować to pierwsze „czyste” spotkanie z lekturą? Sądzę, że na swój dziwny sposób można powrócić i odtworzyć wspomnienie pierwszej lektury, bo nasz dojrzały, doświadczony życiem umysł pozwala wejść na całkowicie inny poziom książki dla dzieci. Taki, który dla małego czytelnika jest całkowicie ukryty, ale istnieje paralelnie do niego. Dorosły czytelnik spogląda na taką opowieść, jak na rodzaj pewnej alegorii, czy metafory w zależności od tego na jakim etapie życia obecnie się znajduje.

Powiem Wam (a raczej napiszę), że odczytywanie na nowo książek z dzieciństwa sprawia mi ogromną frajdę 🙂 Doszukiwanie się ukrytych wątków i odkrywanie zatajonych sensów sprawia, że czuję się jak jakiś detektyw na tropie. Dla mnie takie powroty to jak przejście na „drugą stronę lustra” i jednocześnie rodzaj autentycznego oświecenia. Dla przykładu, cały czas jestem zaskoczona czytając książki o moich ukochanych Muminkach, bo ilość filozofii, życiowych prawd i przesłań ukrytych w opowieściach Tove Jansson jest niezliczona, a przecież z założenia historie o trollach powinny być totalnie dziecinne! Najlepsze w nich jednak jest to, że ta ich „dziecięcość” nadaje im w moich oczach status bardzo starych, poczciwych przyjaciół, do których wraca się z przyjemnością i którzy nigdy Cię nie zawiodą.

I w ten sposób, specjalnie dla Was przygotowałam ranking moich ukochanych książek z dzieciństwa, do których wracam regularnie na poprawę nastroju, po poradę, po filozoficzne wsparcie, po pocieszenie, w chorobie i tak po prostu, bo się stęskniłam 🙂 

Muminki1. Seria opowieści z Doliny Muminków Tove Jansson

Nikogo nie zdziwię pisząc, że to moje ukochane lektury z dzieciństwa. Nikogo też nie powinno dziwić, że powracam do nich co roku, o różnych porach, w zależności od nastroju. Pełne melancholii, ukrytej tęsknoty i przypowieści o życiu. Niewiarygodnie smutne, takie właśnie idealnie skandynawskie, północne duchem. Dla wszystkich, którym niestraszna zima i dmący północny wicher.

Bullerbyn2. „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren

Moja pierwsza książka, którą pochłonęłam w jeden dzień, czym bynajmniej wcale nie zaskoczyłam domowników. Jedna z najzabawniejszych i najbardziej uroczych książek dzieciństwa. Przez lata żałowałam, że nie mieszkam w skandynawskiej wiosce, po nocach śniłam o poziomkowych polankach, skokach na sianie i polowaniu na raki. Czasami, jeszcze teraz, zdarza mi się zapomnieć i powracać do tych beztroskich dziecięcych marzeń.

Madika3. „Madika z Czerwcowego Wzgórza” Astrid Lindgren

Mogę bez wstydu napisać, że pani Lindgren jest literacką idolką moich dziecięcych lat. Kolejna moja niezapomniana bohaterka. Troszkę szalona, odważna Madika, której „pomysły lęgną się w głowie szybciej, niż prosię zdąży mrugnąć” 🙂 Latała na parasolce, jeździła po zamarzniętej rzece, tropiła duchy, wkładała groch do nosa (siostrze), bawiła się w Mojżesza i biła ze znienawidzoną Mią. Dla mnie niezastąpiona i kultowa. Wracam często i ciągle pękam ze śmiechu.

Andersen4. Baśnie Andersena i Baśnie Braci Grimm

„Królowa śniegu”, „Mała Syrenka”, „Dziewczynka z Zapałkami”, „Świniopas”, „Czerwone Trzewiczki”, „Choinka”, „Latający Kufer”… „Jaś i Małgosia”, „Czerwony Kapturek”, „Stoliczku, nakryj się”, „Dwunastu Braci i ulubiona z ulubionych makabryczna „Jednooczka, Dwuoczka i Trójoczka”. To tyle niektóre, najlepsze, chwytają za serce, uczą i przerażają grozą. Sami wiecie. Te baśnie, tradycyjnie przekazywane z pokolenia na pokolenie, bronią się same.

Wilde5. Baśnie Oscara Wilde’a

Trafiły do mnie jako nagroda w drugiej klasie szkoły podstawowej. Przeczytane zostały jednym tchem zanim jeszcze skończyły się uroczystości (jak widzicie od zawsze byłam nawiedzoną czytelniczką), czym bardzo zmartwiłam wychowawczynię 😉 Mało znane w Polsce, a szkoda, bo wybitne. A do tego tak smutne, że trzeba czytać z chusteczkami pod ręka, bo przyrzekam, że inaczej nie da rady. Dla zapoznania się, na początek polecam opowiadania pt. „Szczęśliwy Książę”, „Syn Gwiazd” i „Młody Król”.

O.

„Alicja w Krainie Czarów” Lewis Carroll

Bombel_alicja
Poziomkowa Dolina to miejsce wyjątkowe. Uroczy, ukryty zakątek, do którego tylko nieliczni znają prowadzące ścieżki. To właśnie tutaj zakwitają książkowe perełki pisane zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci. Takie, które rosną razem z czytelnikami. To opowieści ponadczasowe, opowieści dzieciństwa, stare znajome, takie, po które warto sięgnąć po latach, by na nowo odkryć ich sens.

„Alicja w Krainie Czarów” Lewis’a Carroll’a należy właśnie do takich historii. Absolutny klasyk literatury dziecięcej, który ani trochę się nie zestarzał, ale dojrzał i przekradł do świata dorosłych. Powieść dwuznaczna. I to nie tylko z powodu licznych gier językowych czy smaczków słowotwórczych, w których Carroll się specjalizował i którymi mistrzowsko operował. Z jednej strony „Alicja w Krainie Czarów” to ukłon w stronę wyobraźni i otwartego „dziecięcego” umysłu, z drugiej smutna, miejscami przerażająca karykatura codzienności świata dorosłych, widziana oczami wrażliwego dziecka.

Z początku wyobraźnia tytułowej Alicji jest wyraźnie przytłumiona. Trudno zauważyć nawet jej czułość i wrażliwość. Bo oto siedzi sobie na ogrodowej ławeczce znudzona i senna dziewczynka. Jest znudzona i czeka aż nastanie pora podwieczorku. Jesteśmy w epoce wiktoriańskiej, a tutaj dzieci, a szczególnie małe dziewczynki, obowiązują narzucone z góry, surowe zasady. Nic nie jest przypadkowe. Nic nie jest spontaniczne. Dzieciństwo w koronkach i wykrochmalonych fartuszkach. W dotychczasowym życiu Alicji nie ma miejsca na niekonkretne opowieści i bujanie w obłokach. Historie muszą mieć formę, opatrzone muszą być obrazkami i podparte jednoznacznym dialogiem.

„Na co komu książka bez obrazków i bez rozmów?”, pyta Alicja. Niedawno pytanie to zadano na oficjalnej stronie portalu xiegarnia.pl, zachęcając czytelników do odpowiedzi. Ponieważ fascynuje mnie zarówno świat Alicji, jak i pytanie o celowość czystego tekstu i czytelnictwa w ogóle, podesłałam moją własną odpowiedź, którą wklejam poniżej (swoją drogą udało mi się wygrać egzemplarz nowego przekładu „Alicji w Krainie Czarów”, o którym więcej opowiem przy okazji zagadnienia tłumaczeń i przekładów).

Gdyby jej siedząca obok na ławeczce siostra usłyszała pytanie dziewczynki z łatwością odpowiedziałaby tak:

Kochana Alicjo, czy podziwiając błękit nieba masz pewność, że widzimy ten sam odcień? Czy rozmawiając o miłości i oddaniu możemy być pewne, że mamy to samo na myśli? Czy śpiew rudzika o poranku dla ciebie i dla mnie oznacza dokładnie to samo? Tak jak świat wokół nas, jak nasze myśli i słowa dla każdego znaczą coś innego, tak samo książka bez obrazków i bez rozmów dla każdego otwiera nowy, magiczny świat.

To świat iluzji i niedomówień, gdzie wszelkie sposoby interpretacji stają się możliwe. Gdzie wiek, czas, doświadczenie i stan ducha zmieniają perspektywy, jak taniec cieni na ścianie. Raz po raz zadajesz sobie pytanie, czy to jeszcze jest gałąź, czy już dłoń starej czarownicy? To jak zanurzenie się w głębiny i bezkresne otchłanie, gdzie światło gra i migocze i nic nie wydaje się być tym czym wydało się być na początku.

Taka książka to zaproszenie do świata, w którym króluje wyobraźnia, gdzie nikt ani nic nie stawia barier ani nie rysuje granic dla twoich myśli i obrazów.  To wkroczenie na terytorium, gdzie „są tylko smoki”, gdzie jeden kolor ma wszystkie możliwe odcienie, a postać po tysiąc różnych twarzy, jak niebo, które w każdym miejscu na ziemi wygląda odrobinę inaczej. Ta „odrobina” tworzy prawdziwą różnicę. Dzięki niej książka będzie rosnąć i dojrzewać wraz z tobą, a powroty do niej będą niekończącą się przygodą. Słowa ułożą się w setki kombinacji,  jak w barwnym kalejdoskopie i żaden układ nigdy się nie powieli.

Taka książka to jak móc tworzyć boskie dzieło. Dostajesz zarys, pomysł jedynie, a wszystko co się wydarzy będzie miało twoją iskierkę, twoją twórczą namiastkę i będzie należeć wyłącznie do ciebie. Bo książka bez obrazków i bez rozmów to wyzwanie, Alicjo. Jedyne w swoim rodzaju. Jak skok do króliczej nory, jak początek magicznej podróży do pięknej i zarazem strasznej krainy. Takiej, która będzie mieć tę jedną wyjątkową właściwość: będzie TYLKO twoja i to od ciebie właśnie będzie zależeć jak potoczą się jej dzieje i jak będzie wyglądać, a granicą będzie jedynie twoja wyobraźnia.

W ten upalny, letni dzień, gdy rozum usypia, budzi się prawdziwa Alicja. Alicja, która z otwartym, ufnym sercem wskakuje za Białym Królikiem do własnej magicznej Krainy Czarów, krainy dziwów (Wonderland), tworząc sen- nie sen. Ten nowy świat to zlepek luźnych elementów rzeczywistości, wyolbrzymionych, wykręconych do granic absurdu. To, co do tej pory było hamowane przez sztywne reguły, wyzwala się, ujawniając wizje niespotykane nigdy wcześniej. Biały Królik, Szalony Kapelusznik, Księżna, Kot z Cheshire, czy Królowa Kier, to wytwory wyrafinowane i jedyne w swoim rodzaju. Prawa panujące w Krainie Czarów to również prawa snu, bo są niekonkretne, rozmyte i mgliste. To Kraina bez jednego wejścia i bez wyjścia.

Sądzę, że tylko dziecko mogło coś takiego przyśnić. I to nie byle jakie dziecko, ale takie, które „przemieni się kiedyś w dorosłą kobietę i zachowa przez wszystkie swoje lata szczere i kochające serce z czasów dzieciństwa.” Dziewczynka, która dzięki potędze swojej wyobraźni nigdy nie wpadnie w przepaść szarej codzienności i zawsze będzie umiała znaleźć drogę do swojej Krainy Czarów.

O.

* Fragmenty pochodzą z nowego wydania „Alicji w Krainie Czarów” w przekładzie Elżbiety Tabakowskiej;