Przygodowy piątek: „Instytut szyfrów” Bobbie Peers – recenzja

Szyfry, łamigłówki, zagadki! Tajemnicze kody, nieznane języki, symbole, które czekają na odczytanie! Ach! Móc niczym Indiana Jones wyruszyć w nieznane! Niczym Bibliotekarz porwać się przygodzie! Jak Robert Langdon stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem i stawić czoła globalnym spiskom! Powieść przygodowa udostępnia te niedostępne dla rzeczywistych śmiertelników światy, pobudza wyobraźnię i otwiera tysiące drzwi do fantastycznych fabuł. A ile tajemnic czeka wciąż na odkrycie! Ile dopiero ujrzy światło dzienne! Ahoj, przygodo!

Bobbie Peers zabiera młodszych czytelników w fascynującą podróż pełną rodzinnych sekretów, mrożących krew w żyłach spisków i rozgrzewającej serducho akcji w pierwszym tomie bestsellerowej serii o Williamie Wentonie, która zdobyła w Norwegii prestiżowy tytuł Książki Roku. Czas odwiedzić „Instytut szyfrów”!

Czytaj dalej

„Inferno” Dan Brown – recenzja

bombla_inferno

Znanych i popularnych pisarzy można podzielić na trzy podstawowe kategorie. Po pierwsze na pisarzy niedzielnych, którzy poza pisarstwem mają w ręku inny fach, przynoszący im stały dochód. W taki sposób zarabiał na siebie Charles Dickens, Franz Kafka, czy J.R.R. Tolkien. Po drugie, na pisarzy-utrzymanków, którym w rozwoju pomaga rodzina, lub inne bliskie osoby. Dobrym przykładem jest tutaj francuski i kultowy już twórca „W poszukiwaniu straconego czasu”, czyli Marcel Proust, którego pisarskie ekscesy wspierała m.in. matka. W końcu, istnieje również podział na pisarzy-rzemieślników, czego najlepszymi przykładami są James Patterson, który posiada swoją własną grupę pisarzy-duchów, Stephen King, który musi pisać, bo nie może poradzić sobie z opowieściami rozsadzającymi czaszkę, Remigiusz Mróz, którego tajemnicza szuflada pełna rękopisów pozwala mu wydawać kilka powieści rocznie, oraz pisarz, który podbił światowe rynki wydawnicze swoim przygodowym bestsellerem o masonach i templariuszach, czyli Dan Brown.

Jego przypadek jest nieco odmienny, bo rzemieślnictwo w tym przypadku nie polega na ilości, ani na jakości, tylko na schematyczności opowieści. Schemat wykreowany przez tego amerykańskiego twórcę jednej z najpopularniejszych powieści świata, czyli „Kodu Leonarda da Vinci” jest zaskakująco prosty, chwytliwy i sprawdza się idealnie, za każdym razem. Nie inaczej jest w przypadku „Inferno”, czyli czwartej powieści z serii o symboliście i profesorze ikonografii Robercie Langdonie.

Czytaj dalej

Przygodowy Piątek: „Stół Króla Salomona” Luis Montero Manglano – recenzja

Bombla_StólKrólaSalomona

Współczesny świat wydaje się być wyzuty z sekretów i tajemnic. Wierzymy, że wszystko co było do odkrycia już zostało odkryte, na skraju świata nie ukrywają się żadne potwory, kolejne skarby cywilizacyjne wydobywane są z oczywistych miejsc wykopalisk, a nam nie pozostało nic innego, jak tylko gromadzić te wszystkie dobra kultury oraz historii i od czasu do czasu pogapić się na nie bezmyślnie, pstrykając sobie kolejne selfie. Nic bardziej mylnego! Nie jest powiedziane, że w piaskach pustyni nie leżą ruiny pradawnych miast, że znane podziemia nie skrywają zawalonych korytarzy, a to, co tak dobrze znamy z muzealnych gablot to jedynie wierzchołek niezwykłej kulturowej góry lodowej. Dobrze jest w to wierzyć, dobrze popuścić wodze wyobraźni i od czasu do czasu wyruszyć na prawdziwą przygodę!

Poszukiwanie legendarnego artefaktu, moc humoru i zagadek oraz niezapomniane wrażenia rodem z najlepszych przygodowych opowieści proponuje nam Luis Montero Manglano w pierwszym tomie swojej serii Poszukiwacze, czyli „Stół Króla Salomona”.

Czytaj dalej

BOOKATHON: Wyzwanie 5 „Anioły i Demony” Dan Brown – recenzja

Bombla_AniolyDemony

PaseczekBookathonZaliczone

Nadszedł czas na piąte wyzwanie BOOKATHONU i tak jak wspominałam o pocztowych komplikacjach, zamieniłyśmy z dziewczynami to i owo i w ten sposób wczoraj w niecny sposób został pożarty „Bestseller, którego jeszcze nie czytałaś”. Zdecydowałam się na autora, do którego nie wracałam już od lat, od czasów jego największego książkowego hitu i zdecydowanie nie żałuję, bo przy lekturze bawiłam się świetnie, a na dokładkę połączyłam bookathonowe wyzwanie z Przygodowym Piątkiem! Czyli wyzwanie pochłonięcia „Aniołów i Demonów” Dana Browna uznaję oficjalnie za zaliczone! A mało brakowało, żebym nie dała rady! Nastąpiła facebookowa mobilizacja, zebrałam siły, zarwałam pół nocy i… 560 stron dodaję do przegodnego czytelniczego wyniku.

Czytaj dalej

PRZYGODOWE PIĄTKI: „A Darker Shade of Magic” V.E. Schwab – Recenzja

Bombla_PrzygodoweADarkerSHadeOfMagic

Czy piątki mogą przytrafić się we wtorek? Z pewnością mogą, gdy nagle okazuje się, że lektura, którą pożarło się w ostatnich dniach, jest przygodą w najczystszej postaci. 🙂

Istnieją takie historie, których światy wewnętrzne są tak rozbudowane, historia tak skomplikowana, a rzeczywistość przedstawiona tak bardzo wyrafinowana, że zanim czytelnik zostanie wciągnięty w fabułę zatraca siebie i swoją uwagę w tonie przytłaczających szczegółów. Istnieją autorzy, którzy tak bardzo chcą zaskoczyć, tak bardzo chcą stworzyć coś innego i udziwnionego, tak bardzo wyjść poza to co sensowne, że na koniec nie sposób sobie nawet wyobrazić ich konstrukcji, a umysł kluczy w nich, jak w dziwnym labiryncie. A są pisarze, których opowieści, pomimo iż oparte na znanych wszystkim motywach, które nie do końca wnoszą cokolwiek nowego, potrafią zaskoczyć, zachwycić i wciągnąć w fabularny wir.

Czytaj dalej

PRZYGODOWE PIĄTKI: „Wyprawa do wnętrza Ziemi” Juliusz Verne

Bombla_PrzygodoweWYPRAWA

Ach, odkrywać tajemnice natury! Zgłębiać sekrety kuli ziemskiej! Przemierzać horyzonty, przemierzać nieznane dotąd ziemie! Wyrwać ostatnie niepoznane miejsca naszej planecie, postawić tam stopę i wbić flagę odkrywcy. Jaka duma. Jakie opętanie. Jaka potrzeba przekraczania granic. To takie ludzkie i tak bardzo zwyczajne – fascynuje człowieka to, co nowe i nieznane. Kusi i przyzywa ta możliwość przeżycia niesamowitej przygody.

Czytaj dalej

PRZYGODOWE PIĄTKI: „Pod Piracką Flagą” Michael Crichton

Bombla_PRZYGODOWEPodPirackąFlagą

 

„(…) wszędzie raczono nas widokami półnagich, sprośnych kobiet paradujących po chodnikach i wychylających się z okien, pijanych mężczyzn wymiotujących na ulicach, rabusiów i pratów wszczynających burdy na każdym kroku i…

– Piratów? – przerwał mu ostro Almont.

– Istotnie, tylko piratami mogę nazwać tych morskich rzezimieszków.

– W Port Royal nie ma piratów – oświadczył Almont stanowczym tonem.”

Ach, piratem być, po morzach tułać się, grabić, walczyć, kraść i opijać się do nieprzytomności rumem! Na maszcie łomocząca w najlepsze czarna flaga Jolly Roger, we włosach wiatr, w uszach szum nieokiełznanych kipieli, za pazuchą nieodłączny pistolet i sztylet za pasem. Szelmowski uśmiech na ustach, pijacki krok, a w głowie marzenie o zaginionych skarbach. A wszystko to na lazurowych, gorących wodach karaibskich mórz. Złota era piractwa trwała tam w najlepsze przez prawie sto lat od połowy XVII wieku. Czas rabunku, krwawego abordażu i kuszących hiszpańskich galeonów, które namiętnie krążyły na szlakach, mijając pod drodze takie korsarskie przyczółki jak Nassau na Bahamach, Tortugę na Haiti, czy Port Royal na Jamajce. Porty dwuznaczne, angielsko-francuskie, których mieszkańcy, raz na rzecz samej Korony, raz na własny koszt, organizowali pirackie napady na hiszpańskie osady rozsiane po okolicy. To era widowiskowych pojedynków, prawdziwych złotych dublonów i galerii legendarnych postaci pirackiego światka. Czas i miejsce niezwykle pobudzające wyobraźnię wielu twórców kultury i popkultury, w tym także Michaela Crichtona, który karaibską przygodę prosto z Port Royal umieścił w swojej powieści zatytułowanej „Pod Piracką Flagą”.

Jest początek października 1665 roku. Port Royal kwitnie, chociaż to nietypowy rodzaj rozkwitu pełen błocka, wszechobecnych wyziewów, brudnych szynków, burdeli i ogólnej przemocy, która przetacza się przez port. Niemniej dobrze prosperuje i przynosi zyski Królowi. A wszystko to dzięki specyficznemu układowi gubernatora Jamajki, który ni to otwarcie, ni to pokątnie, robi interesy z miejscowymi kapitanami. Taki właśnie korsarski w zamyśle biznes połączy go z Kapitanem Hunterem, który planuje wypad na krwawy skrawek wyspy zwany Matanceros. Ciągnie go tam potrzeba zemsty i pragnienie porządnego zysku. W końcu w tej zatoce zakotwiczony jest hiszpański galeon wypełniony skarbami. Hunter gromadzi niezwykłą załogę najlepszych z najlepszych (również najbezwzględniejszych) i pieczołowicie organizuje wyprawę. Wkrótce, wraz z sześćdziesięcioma ludźmi i statkiem pełnym zapasów oraz nowatorskiej broni rusza na spotkanie przeznaczenia, jak na prawdziwego korsarza przystało.

„Pod piracką flagą” Michaela Crichtona to kawał porządnej morsko-wyspiarskiej przygody. Pędząca fala za falą akcja, świetnie odwzorowane realia portowo-okrętowe, prześwietnie wykreowane postacie, każda z nich warta zapamiętania. Z każdej strony wypływa karaibska atmosfera, może niekoniecznie tak perfekcyjna, jak w cukierkowych pirackich wizjach kinowych, ale mroczniejsza i o wiele krwawsza. Opowieść zapewnia moc wrażeń, bez przerysowania i bez przesytu. Każdy szczegół dopracowany, każdy dialog na miejscu, a wszystko to w powieści przygodowej, którą powinien poznać każdy miłośnik pirackich historii, który swojego czasu zakochał się w takiej klasyce jak chociażby „Wyspa Skarbów” Luisa Stevensona.

O.

AHOJ PRZYGODO dla: piratów z Karaibów, galeonu pełnego ukrytych skarbów, granadoes, mitycznego krakena, krwawych kanibali, nieustraszonego Kapitana Huntera i czterech niesamowitych bohaterek: piratki Lazue, przebiegłej prostytutki Anne Sharpe, namiętnej pani Hacklett i parającej się czarną magią Lady Sary Almont. Dodatkowe YO HO dla doskonale odrysowanych realiów życia korsarza.

O.

*”Pod Piracką Flagą” to ostatnia powieść w dorobku Crichtona, wydana już pośmiertnie przez rodzinę zmarłego. Być może można doszukiwać się w niej braku elegancji, stuprocentowej perfekcji, tym bardziej jeśli porównać ją z najlepszymi tytułami, które wyszły spod pióra pisarza. Niemniej, według mnie, to kawał porządnej przygody, a przygoda to zabawa i podróż w nieznane. A do tego „Pod Piracką Flagą” sprawdzi się idealnie. 🙂

**Tak tylko na dokładkę, żeby jeszcze bardziej Was zachęcić, ekranizację zabukował jakiś czas temu już STEVEN SPIELBERG i wraz ze swoim scenarzystą, z którym współpracował przy tworzeniu „Parku Jurajskiego”, już niebawem zabierają się za filmową wizję „Pod Piracką Flagą”! Pewnie nie muszę nawet Wam dodawać, jaka to dla mnie ekscytacja 😀

PRZYGODOWE PIĄTKI: „20 000 mil podmorskiej żeglugi” Juliusz Verne

Bombla_Przygodowe20000MilPodmorskiejŻeglugi

 

„Wielkie głębie Oceanu są nam całkowicie nieznane. Co się dzieje w tych przepaściach bezdennych? Jakie istoty mieszkają i mogą mieszkać na głębokości dwunastu czy piętnastu mil pod powierzchnią wód! Jaki jest organizm tych zwierząt? Zaledwie domyślać się można!”

Wśród milionów milionów książek i tysięcy tysięcy istniejących opowieści wydawać się może przesadą pisanie o absolutnych klasykach, czy historiach niezapomnianych. A jednak, gdy sięgniemy po takie niezwykłe dzieła sztuki literackiej, to od razu czujemy z czym mamy do czynienia. Kolejne strony pozostawiają po sobie absolutny zachwyt, rozdziały – rozdziawione w oczarowaniu twarze, a gdy jest już po wszystkim, łzy stają w oczach, że było się świadkiem tak cudownie wykreowanej przygody. Moim osobistym kryterium wspaniałości jest to uczucie, które pojawia się tuż po ostatniej stronie, gdy czytnik gaśnie lub pod palcami czuć tylko tył okładki. Gdy rodzi się gdzieś w głębi umysłu potrzeba i chęć wielka, by szybko spakować się, rzucić wszystko i wyruszyć gdzieś tam, hen hen, byle dalej od cywilizacji, za bohaterami przeczytanej książki.

Taką właśnie idealną powieścią przygodową, która wciąga bez reszty i nie pozwala o sobie zapomnieć jest powieść Juliusza Verne’a „20 000 mil podmorskiej żeglugi”. Nie przez przypadek ten francuski pisarz, w ponad sto lat po swojej śmierci, wciąż należy do jednych z najpoczytniejszych na świecie i stawiany jest tuż obok Charlesa Dickensa, Jane Austen i Victora Hugo, a liczba sprzedanych egzemplarzy jego powieści liczy się niemal w setce milionów! To ewenement na skalę światową i marzenie każdego twórcy. W wieku szalejącej nowoczesności, gdy wynalazki prześcigają się w kolejce o patent, a świat wokół nas staje się coraz bardziej przezroczysty, jego twory wciąż dowodzą potęgi wyobraźni i oddziałują na czytelnika, jak mało co.

W roku 1866 na morzach i oceanach świata statki, okręty i łodzie zaczęły napotykać olbrzymią, nieznaną istotę. Nawiedzający wody potwór wynurzał się znienacka, wyrzucał z siebie spienioną wodę, i w końcu uciekał szybciej niż jakiekolwiek znane zwierzę. Szybko rozniosły się plotki o legendarnych Moby Dickach, krakenach i innych niestworzonych mitycznych stworzeniach. Rząd Stanów Zjednoczonych zorganizował ekspedycję mającą na celu wyśledzenie i zniszczenie owego potwora, do której dołączyli m.in. profesor Arronax, jego lokaj Conseil i harpunnik kanadyjski – Ned Land. Jakim zaskoczeniem dla nich okazało się odkrycie owego postrachu mórz! Była to niespotykanego projektu łódź podwodna – olbrzym kryształowo-metalowy, który mógł zanurzać się na niedostępne do tej pory nikomu głębokości. Łódź zwie się Nautilus, a jej kapitanem jest Nemo – tajemniczy, niezwyciężony idealista, który odwrócił się od świata, by przemierzać morskie otchłanie i nigdy więcej nie postawić stopy na suchym lądzie. Trójka bohaterów trafia na pokład Nautilusa, by po części z przymusu, po części z własnej woli dołączyć do załogi Kapitana Nemo i odkryć tajemnice ziemskich wód. Co spotkają w nieprzebytych ciemnościach głębin? Kim jest kapitan i jego załoga? Czy uda im się kiedykolwiek powrócić do domu?

 „20 000 mil podmorskiej żeglugi” to wspaniała literacka uczta dla każdego wygłodniałego poszukiwacza powieściowych przygód, każdego miłośnika podmorskiej przyrody i każdego wielbiciela doskonale skonstruowanej fabuły. Od pierwszej strony Juliusz Verne stopniowo zanurza nas w swój świat widziany oczami dziewiętnastowiecznego badacza i odkrywcy. Poprzez słowa, kolejne niezapomniane dialogi, autor pozwala nam poczuć doznania bohaterów i ich potrzebę kontynuowania wyprawy na Nautilusie. Nie można nie wspomnieć o Kapitanie Nemo, który jest postacią tak niezwykłą, tak nietuzinkową, że nawet jego tajemniczość i swoisty despotyzm nie drażnią, tylko wywołują jeszcze większą fascynację. Tak jak bohaterowie uwięzieni na pokładzie Nautilusa chcemy dać się prowadzić za rękę, byle móc zobaczyć co kryje się za kolejną rafą, skałą, czy podwodnym wrakiem. Pod koniec sami z siebie jesteśmy gotowi  wpaść prosto w macki potwora, byle zobaczyć i móc przeżyć to na własnej skórze. Aż by się chciało rzucić wszystko, wejść na pokład podwodnego okrętu, niczym James Cameron w swojej pionierskiej wyprawie na dno Rowu Mariańskiego, by móc wykrzykiwać za Kapitanem:

„Tak, kocham morze! Morze jest wszystkim! Pokrywa ono siedem dziesiątych powierzchni naszego globu. Jego tchnienie jest czyste i zdrowe. Jest to niezmierzona pustynia, gdzie jednak człowiek nie jest nigdy sam, bo wszędzie czuje wokoło siebie życie drgające. Morze, dźwignia potężnego i cudownego istnienia, całe jest ruchem i miłością. Jest to żyjąca nieskończoność.”

AHOJ PRZYGODO dla: niepoznanych podwodnych otchłani, dla jedynych w swoim rodzaju opisów jedzenia i planowanej wyżerki (dla wszystkich ciekawskich żarłoków)i oczywiście dla genialnego Kapitana Nemo wraz z jego cudownym Nautilusem. Dodatkowy okrzyk radości dla tajemnic skrywających się w wodach oceanów.

O.

*Kto pragnie zanurzyć się morską toń i na pokładzie Nautilusa wraz u boku Kapitana Nemo przeżyć „20 000 mil podmorskiej żeglugi” ten znajdzie pełny tekst powieści, po polsku, zupełnie za darmo na stronie Wolnych Lektur TUTAJ.

PRZYGODOWE PIĄTKI: „The Lost World” Sir Arthur Conan Doyle

 Bombla_PrzygodoweLostWorld
 

„’What is there?’ he would cry, pointing to the north. ‘Wood and marsh and unpenetrated jungle. Who knows what it may shelter? Ant there to the south? A wilderness of swampy forest, where no white man has ever be. The unknown is up against us on every side. Outside the narrow lines of the rivers what does anyone know? Who will say what is possible in such a country?”

Kiedy słyszymy nazwisko sir Arthur Conan Doyle’a zupełnie automatycznie nasuwa nam się na myśl legendarna już postać Sherlocka Holmesa, a w głowie wyświetla nieomal wizytówka z napisem „opowieść detektywistyczna”. Fakt faktem, pełnić rolę literackiej ikony, będąc ojcem Sherlocka,  którego do dziś wielbi cały świat, to musiało być nie lada wyzwanie. Tym bardziej, że z biegiem lat Geniusz Dedukcji nieco przyćmił inne książkowe dokonania tego szkockiego pisarza i pozostałe wyjątkowe wykreowane przez niego postacie, jak na przykład wspaniałego, niezastąpionego i niezwykle kontrowersyjnego badacza jakim był profesor George Challenger. Przygody profesora, których powstało aż pięć, były niejednokrotnie przeniesione na duży ekran i podbiły serca miłośników awanturniczych historii. Sir Arthur Conan Doyle stworzył kolejnego wartego poznania i zapamiętania bohatera, który zaraża swoim entuzjazmem i aż prosi się, by wyruszyć z nim w podróż. Co więcej, co krok zaskakuje swoim uporem, niedźwiedzią siłą i niezwykłą pewnością siebie. A przede wszystkim humorem, który aż skrzy się na kartach pierwszej powieści cyklu zatytułowanej „The Lost World” („Zaginiony Świat”), wydanej po raz pierwszy w 1912 roku.

Podczas jednej ze swoich samotnych wypraw do Ameryki Południowej profesor George Challenger natknął się na informacje o niezwykłym płaskowyżu – miejscu, w którym według niego zatrzymał się czas. W dwa lata po powrocie wciąż nikt mu nie wierzy, a jego niepojęte historie traktowane są jak brednie szaleńca. Zupełnie nie pomaga w przekonaniu kogokolwiek fakt iż, poza fragmentem odizolowanej kości, wszystkie pozostałe zdobycze zaginęły w ferworze akcji. Pozostał szkicownik znaleziony wśród pozostałości po innym odkrywcy, a w nim rysunki dinozaurów, ich dawno zapomnianych gatunków, które wyginęły setki tysięcy lat temu. Ten właśnie szkicownik, jak i szczera opowieść profesora Challengera (poprzedzona bójką) przekonują niejakiego Edwarda Malone – młodego reportera Daily Gazette – który podejmuje się spisania relacji z kolejnej, nadchodzącej wyprawy profesora. O tak, Challenger wraca na płaskowyż, a w tej niebezpiecznej misji towarzyszyć mu będą jego odwieczny rywal profesor Summerlee i znany podróżnik Lord John Roxton, który przemierzał okolice Amazonki i wierzy w opowieści profesora. Wkrótce ta niesamowita czwórka wyrusza, by odkryć na nowo Zaginiony Świat i niewiarygodne sekrety amazońskiej dżungli. Pozostaje tylko jedno pytanie: czy płaskowyż, który oparł się już tak wielu wypuści ich ze swoich krwiożerczych szponów?

„The Lost World” to przygoda na najwyższym poziomie. Arthur Conan Doyle zawarł w powieści wszystko to, co sprawia, że dopingujemy bohaterów, zagryzamy palce, gdy tylko znajdują się w obowiązkowych dla gatunku opałach i zaśmiewamy się do rozpuku z niedorzecznych przypadków, jakie im się przytrafiają. Fabuła jest nieskomplikowana, ale przez to idealna w swojej prostocie, bo nie brak jej niczego. Genialna wisienka na torcie powieści to sam profesor Challenger, który jest postacią tak nietuzinkową, tak fantastycznie skonstruowaną, że dosłownie każdy jeden tekst wypowiedziany w kierunku innej postaci – a trzeba nadmienić, że są to zazwyczaj przezabawne przytyki – zdaje się być dialogową perełką. Najbardziej zachwyca jednak to, że historia opowiedziana jest w taki sposób, by czytelnik uwierzył, że wszystko jest możliwe, a świat – pomimo iż wszystkie białe plamy na mapach świata już dawno zniknęły – wciąż kryje w sobie tajemnice, które warto odkryć. Aż chce się zapakować plecak i wyruszyć już zaraz w poszukiwaniu nieznanego ukrytego gdzieś w nieprzemierzonych zaroślach amazońskiej dżungli.

AHOJ PRZYGODO dla: dinozaurów, koncepcji unikalnego świata skrytego przed czujnym okiem cywilizacji i dla niezapomnianej postaci profesora Challengera (te dialogi!).

O.

*Kogo zafascynowały przygody profesora Challengera i sam chciałby zmierzyć się z jego postacią, przeżywając niezwykłe przygody u jego boku w sercu amazońskiej dżungli, ten znajdzie „The Lost World”, w całości, zupełnie legalnie, na stronie Project Gutenberg TUTAJ.