Po fenomenalnej bieszczadzkiej rzezi, jaką zaserwowali czytelnikom Tomasz Czarny i Marcin Piotrowski w „Folku”, panowie powracają między drzewa, prosto w „Leśne ostępy”.
Czytaj dalejTag: Bighead
Bezsenne Środy: JAK ZABIJA LAS?
TO PRZYSZŁO Z LASU. Jak większość dziwnych rzeczy.
Oto motto tej Bezsennej Środy zaczerpnięte z przerażającego tomu „Przez Las” Emily Carroll.
Czytaj dalejBezsenne Środy: „Jesteś dla mnie wszystkim” Edward Lee – white trash gothic w pigułce!
Amerykański król white trash gothicu powraca z opowieścią, która łączy w sobie wszystko to, co najlepsze u tego wyjątkowego pisarza horroru ekstremalnego Jesteś dla mnie wszystkim Edwarda Lee to kwintesencja jego twórczości.
White trash gothic*. Kto raz pozna znaczenie tego zlepka słów, ten od razu domyśli się, do czego też zmierzam w owym tekście. Tak drogi czytelniku spragniony zdegenerowanej ekstremy! Znów zajdziemy dzisiaj gdzieś do serca samych Appalachów, do miasteczka, któremu daleko jest do jakiejkolwiek cywilizacji, gdzie nazwy dróg i traktów noszą robaczywe nazwy, do zgęstniałych lasów, których ścieżki i szlaki służą za kryjówkę mieszkańcom, a ci wyróżniają się pewnymi szczególnymi cechami Pędzenie bimbru, prostytucja, kłusownictwo to ich hobby, to ich praca, bo chociaż nie potrzebują wiele, to potrzebują tyle, by przeżyć. A przeżywają mnożąc się między sobą, przekazując genetyczne skazy i umiłowanie do wszelkiej degeneracji, bez jakichkolwiek hamulców moralnych kazirodztwa, alkoholizmu, narkomanii, zoofilii i innych intrygujących zjawisk nieczęsto penetrowanych przez zwykłych, cywilizowanych w pełni ludzi. Czytaj dalej
Bezsenne Środy: „HEADER” Edward Lee – recenzja
To jest pewne, że człowiek, co knuje zemstę, zachowuje świeże swe rany, które w przeciwnym razie zagoiłyby się i zarosły.
Francis Bacon
Podobno zemsta najlepiej smakuje na zimno, a na dokładkę ma słodki smak. Nie ma nic przyjemniejszego ponad pyszną wendetę, czyli tradycyjne oko za oko, ząb za ząb, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Podnosi się poziom adrenaliny, serce pompuje krew szybciej i szybciej, a kiedy nadchodzi spełnienie ma w sobie coś szczególnego, coś, co porównać można z najwspanialszą cielesną rozkoszą, bo w końcu cudza krzywda, zdobyta w odwecie, nabiera jeszcze większego znaczenia. Ludzkość od początku swoich dziejów prześcigała się w najwymyślniejszych, najokrutniejszych sposobach, by zemścić się na tych, którzy zawinili. Tortury, zabójstwa, gwałty, podrzucanie trupów, urządzanie uczt z ludzkiego mięsa to w zasadzie kropla w morzu niepojętej przemocy, a wszystko po to, by oczyścić swoje imię i honor, które im odebrano.
Zemstę obrzydliwą, zemstę tak zboczoną i wypaczoną, że aż śmieszną, zemstę, która stała się swoistą tradycją amerykańskich wzgórz i przechodziła z pokolenia na pokolenie opisuje niedościgniony mistrz horroru ekstremalnego, czyli Edward Lee w powiastce Header.
„Minotauress” Edward Lee
Ten tekst z pewnością ucieszy wszystkich tych, których zafascynował „Bighead” Edward’a Lee. „Minotauress” (dosłownie Minotaurzyca, ale nie tłumaczmy tego tytułu nigdy więcej) jest kontynuacją, a raczej luźnym prequelem do wyżej wymienionej książki. Ponownie wracamy do zwyrodniałego miasteczka gdzieś w sercu Appalachów. Do końca nie wiadomo, czy to dokładnie to samo miasteczko co w poprzedniej historii, czy może sąsiednie, ale spotykamy kilka wspólnych, znanych już postaci. Mamy szansę zobaczyć jak mordercza para, czyli Dicky i Balls, zaczynała życie zbrodni i okrucieństwa. Natomiast głównym narratorem pierwszej z dwóch pojawiających się w tomie opowieści jest Pisarz, postać przez lata powracająca i wielokrotnie obecna, chociażby epizodycznie, w opowiadaniach Edward’a Lee. Bighead również ma swoje momenty, ale jak na razie pozostaje jedynie legendą, jeszcze ukrytą głęboko w lasach, która dopiero uczy się korzystania ze swoich „wyjątkowych” przymiotów.
„Minotauress”, jak wspomniałam powyżej, to dwie osobne opowieści. Jedna zatytułowana jest, co oczywiste, „Minotauress”, a druga to „Horncranker” (dosłownie „Łamacz rogów”)zwieńczenie całej historii. Oczywiście obie napisane są w taki sposób, że niekoniecznie możemy traktować je poważnie. I znowu zamiast strachu wywołują bardziej dziki śmiech i szaleństwo. Ale już w lepszym gatunku niż „Bighead”. Odrobinę bardziej wyrafinowane. Tym razem to horror typu B, którego czytanie sprawia obłąkaną przyjemność. Jeśli znamy już niektóre historie Lee (szczególnie opowiadania) znajdziemy bardzo dużo odniesień i znajomych fragmentów np. legendy, wspomnienia, piosenki… Trzeba również dodać, że Lee to pisarz, który uwielbia zabawę archetypami i symbolami. Zamienia je, wymienia, tasuje, miesza i wygina. Powstaje trochę taki potwór Frankensteina, którego dokładne mikroskopijne oglądanie z każdej strony cieszy czytelnika. Co prawda nigdy nie jesteśmy do końca przygotowani na to, co tam dojrzymy, ale chodzi właśnie o ten element zaskoczenia.
Jednak przede wszystkim to na co musimy się przygotować czytając „Minotauress” to nowe zjawisko jakim jest White Trash Gothic. Uwielbiam tą nazwę. Dla mnie to w końcu odkrycie całkowicie unikalnego gatunku literackiego. Dzięki tej nazwie w końcu mogę stworzyć osobną kategorię dla niektórych historii, które poznałam. Dodam, że nazwa ta jest całkowicie fikcyjna, stworzona przez Pisarza, jako tytuł pisanej w hipnotycznym transie książki. Jednak Edward Lee wiedział dokładnie, co wymyśla i pewnie również w jakiś sposób bawiło go, że jego tworów nie można jednolicie zakwalifikować do jednego albo drugiego odłamu z zakładki horror. Ale teraz już można, bo White Trash Gothic jest idealnym miejscem dla „Bighead’a” i dla „Minotauress” (nie wliczając wielu jego opowiadań).
Czym jest White Trash Gothic? Dla ułatwienia w zrozumieniu rozłożę to sformułowanie na części. White Trash, to dosłownie „białe śmiecie” a po polsku tzw. „biała hołota”. Wyrażenie bardzo rzadko spotykane w Europie, tym bardziej w Polsce (nie wiem dlaczego, bo nadzwyczaj często mogłoby być adekwatnym określeniem co do niektórych… )Określa, co oczywiste, w sposób pejoratywny, ludzi rasy białej, którzy znajdują się na najniższym szczeblu drabiny społecznej, o najniższych dochodach, niewykształconych, bardzo często bezrobotnych, żyjących z czynności nielegalnych, np. pędzenie bimbru, prostytucja czy kłusownictwo lub na rachunek państwa. Błędnie utożsamiani z „redneckami”, którzy są po prostu normalnymi mieszkańcami głębokiej prowincji, a przede wszystkim stanów dawnego Południa.
Zachowanie „white trashów” odbiega od normalności. Jest wyjątkowo patologiczne i dysfunkcyjne. Na porządku dziennym spotyka się przemoc mężczyzn wobec kobiet, kobiet wobec dzieci, przemoc w ogóle, gwałty, kazirodztwo, zoofilię, głęboki alkoholizm i inne zjawiska rzadko penetrowane przez zwykłych ludzi. Z chorych związków rodzą się kalekie dzieci, dotknięte często kretynizmem, debilizmem, zniekształcone i zdeprawowane już od najmłodszych lat. „Biała hołota” nie ma konkretnych hamulców moralnych. Kierują się zasadą, że „wszystko zostaje w rodzinie” i to sprawia, że pozwalają sobie na więcej od innych. Tortury, uprowadzenia, morderstwa uchodzą w tym dziwnym świecie na sucho i nie ma kto za nie odpowiadać. Ot, taka sobie codzienność. Lepiej omijać z daleka, a najlepiej unikać kontaktu w ogóle.
„Gothic” jest łatwiejszy do rozgryzienia, gdyż odnosi się po prostu do powieści gotyckiej, albo do tworu wystylizowanego na takową, która jest o wiele lepiej znana w kręgach literackich. Jej główne założenia to atmosfera grozy, strachu, nawiedzone budowle, duchy i widziadła, legendarne zbrodnie piętnujące całą fabułę. W formie bardziej nowoczesnej można odnaleźć okultyzm, składanie ofiar i morderstwa.
Połączenie White Trash i Gothic może z początku wydawać się nierealne, jednak kiedy przeczytacie „Minotauress” zrozumiecie, jak idealnie pasuje i jak wiele wyjaśnia. Edward Lee udowodnił, że taka fuzja jest jak najbardziej możliwa i doprawdy nie rozumiem, jak można było wcześniej jej nie wykorzystać 🙂
Za podstawę pod powieść posłużył mit o Pazyfae. Kto nie pamięta tego fragmentu mitologii greckiej już pędzę z przypomnieniem. Otóż, Pazyfae, żona Minosa, królowa Krety, bardzo niefortunnie zakochała się w świętym byku podarowanym przez Posejdona Minosowi. Oczywiście nie przez przypadek, ale w ramach klątwy. Niezaspokojona w żądzy postanowiła oddać się zwierzęciu. Pomógł jej w tym Dedal, który zbudował drewnianą krowę, w której Pazyfae ukryła się i podsunęła bykowi. Została ukarana wydając na świat potwora o imieniu Minotaur, czyli postrach Krety. Tu mit się kończy, a wkracza Edward Lee. Pazyfae po śmierci trafiła w otchłanie piekielne i stała się odrażającym demonem.
Nie zdradzę Wam fabuły, ale powiem jedno: Pazyfae powraca. Wciąż niezaspokojona. Stęskniona za swoim zmutowanym synem. Okoliczne lasy otwierają dla niej zupełnie nowe możliwości działania. A nieświadomi i głupkowaci mieszkańcy stanowią doskonałe ofiary. Pradawne mity, okultyzm, magiczne rytuały i ofiary z ludzi. Trochę filozofii, dużo krwi, dużo seksu, bardzo dużo przemocy. White Trash Gothic w najczystszej postaci. Dla wielbicieli tego nowego gatunku. I jak poprzednio ostrzegłam teraz również nie omieszkam zapomnieć: najlepiej nie jeść i nie pić w czasie lektury. Co prawda to nie jest „Bighead”, ale jak cała proza Lee również ta książka kryje w sobie zaskakujące smaczki. Tak na wszelki wypadek.
O.
„Bighead” Edward Lee
Napiszę Wam całkiem szczerze, że nie planowałam wpisu o „Bighead” Edward’a Lee na Buku. Miał to być raczej mój mały przerywnik, kolejny horror do kolekcji, nic nadzwyczajnego. Jednak jak tylko zaczęłam czytać, wiedziałam, że nie uda mi się powstrzymać od podzielenia się z Wami tą opowieścią. Bo widzicie, jak się okazało, według internetowych recenzji i recenzji tej książki w ogóle, „Bighead” jest NAJOBRZYDLIWSZĄ historią opowiedzianą kiedykolwiek, przez kogokolwiek. Jako uodporniona na wszelkie okrucieństwo i obrzydlistwo (w końcu bycie badaczką twórczości Markiza de Sade zobowiązuje) podjęłam wyzwanie, a sama lektura zaintrygowała mnie jeszcze bardziej.
Czytaj dalej