„Idealne matki” Doris Lessing

Bombla_IdealneMatki

Niewielu jest pisarzy na świecie, którzy za pomocą prostych zabiegów stylistycznych, nieskomplikowanej składni i niewyrafinowanego słownictwa potrafią w tak dogłębny sposób zobrazować rodzinny dramat, jak robi to, raz po raz, Doris Lessing. Wznowione z okazji filmowej ekranizacji opowiadanie noblistki zatytułowane „Idealne matki” – którego pierwotnym polskim tytułem były „Dwie kobiety”, a oryginalny brzmi „Grandmothers” („Babcie”) – to druga opowieść Doris Lessing, po którą miałam przyjemność sięgnąć. I po raz kolejny przekonałam się, że to niekwestionowana mistrzyni ukazywania cichych konfliktów między najbliższymi, ukrytych pod maską pozornego szczęścia, ideału wyłącznie na pokaz. W jej prozie nie ma rodzin doskonałych, podobnie jak w prawdziwym życiu trudno o takie. Dominują tu przede wszystkim smutek i tajemnice. Sekrety przez lata skrywane nawet przed najbliższym otoczeniem. Gra, w której uczestnikami są matki, ojcowie, żony, mężowie i ich dzieci.

W takiej grze uczestniczyła sama pisarka. Jak powiedziała po latach: nieszczęśliwe dzieciństwa tworzą idealnych pisarzy. Wspomina o ciągłej potrzebie ucieczki i wyzwolenia się spod czujnych oczu matki, Brytyjki, która obsesyjnie próbowała wychować „córkę idealną”, na modłę edwardiańskiego społeczeństwa. Tyle tylko, że Doris Lessing nie dorastała w Wielkiej Brytanii, ale w Persji (dzisiejszym Iranie), a później w Południowej Rodezji (dzisiejszym Zimbabwe), na terenie ówczesnych kolonii. W wieku trzynastu lat została wydalona ze szkoły i od tamtego czasu edukowała się sama, by w kilka lat później odejść z domu od neurotycznej matki, podjąć pracę pielęgniarki i zacząć życie na własną rękę. Wyszła za mąż, urodziła dwójkę dzieci, ale w życiu rodzinnym nie potrafiła odnaleźć sielanki, tylko niewolnicze więzy, od których nie było ucieczki. Niemniej, Lessing znowu odeszła, rozpoczynając pisarską karierę i łącząc się z różnymi politycznymi ruchami.

Dzięki swoim przykrym wspomnieniom pisarka w tak bolesny sposób potrafi ukazać rodzinne dramaty, bliskie wielu kobietom tego i tamtego pokolenia. Bo to właśnie silne postacie kobiece są wyznacznikiem jej historii. To przez ich charakterystyczne cechy często uznawana była nawet za pisarkę anty-kobiecą, gdyż jej bohaterki potrafią okazywać olbrzymią frustrację, złość i agresję, przez wielu wciąż przypisane jedynie płci męskiej.

Nie inaczej jest w „Idealnych matkach”. Bohaterkami noweli są Roz i Lil, dwie przyjaciółki, które od dzieciństwa są w zasadzie nierozłączne. Poznały się jako dziewczynki w szkole, dorastały razem, razem uczyły się, by wspólnie przenosić się z kolejnego szczebla na następny i wszelkie przeszkody pokonywać razem. Ich przyjaźń jest tak wielka i głęboka, że od lat mieszkają w domach naprzeciw siebie, wzięły ślub wspólnie, w jednym dniu i razem nawet zaszły w ciąże, by urodzić jedna po drugiej dwóch chłopców. Oni, ze względu na swoje matki, zmuszeni byli zostać najlepszymi przyjaciółmi, upodabniali się do siebie wizualnie i tak jak ich rodzicielki w towarzystwie uważani byli za braci. Zarówno związek Roz, jak i Lil rozpadł się w tym samym czasie i obie kobiety zostały same, wciąż naprzeciw siebie, z dwoma nastoletnimi chłopakami.

Wszystko to ma miejsce w modnej, nadmorskiej miejscowości. Dni płyną wolno, niespiesznie, w otoczeniu szumu morza, słonego wiatru i skrzeku mew. Roz i Lil zauroczenie swoimi synami zauważają, kiedy obie są po trzydziestce, obie zabezpieczone finansowo i obie wolne. Podziwiają ich i oglądają, leżąc na plaży i komentując ich wygląd „młodych Adonisów”. Same sobie zazdroszczą i gratulują takich męskich aniołów, jakie udało im się stworzyć. Trzeba także dodać, iż obie panie wychowują synów wspólnie, pomagając jedna drugiej, tak więc w tej czwórce nikt nie ma przed sobą żadnych tajemnic.

A chłopcy? Tom i Ian są w wieku, gdy nie ma zbyt wielu konkretnych barier. Tym bardziej, jeśli jest się zamożnym, zadowolonym z siebie synkiem mamusi, a raczej dwóch mamuś, które robią wszystko, byle byli piękni i szczęśliwi. Gdy ich ojcowie ich opuszczają (jeden zakłada drugą rodzinę na przeciwległym końcu kraju, drugi ginie w wypadku), tylko na Lil i Roz mogą liczyć. Tak było od zawsze. Czytając opowiadanie, czujemy, że to była tylko kwestia czasu, gdy zacznie wyzwalać się między całą czwórką swoista „chora” chemia. Pewnej nocy całkiem „naturalnie” rodzi się między nimi romans, który przeradza się w zaborczą, podszytą kazirodczymi uczuciami miłość.

Bo to, co rzuca się w oczy w opowiadaniu i o czym Doris Lessing wspomina, niby mimochodem, co kilka stron, to fakt, że Tom i Ian są do siebie wizualnie bardzo podobni. Prawie identyczni. Uczucie niesmaku u czytelnika wywołuje także scena, w której jeden z chłopców rzuca się na swoją matkę, niby w ramach zabawy, niby tak dla swady, ale wykonując taki gest, że cała scenka kończy się policzkowaniem chłopaka raz po raz i krzyczeniem Ani mi się waż o tym myśleć! I wtedy widzimy najgorszą, najbardziej ukrytą i złowieszczą prawdę „Idealnych matek”. Pragnienie niemożliwej miłości i sztuczne przerzucenie uczuć na „podobny” obiekt, jako namiastkę i zastępstwo. Niby sytuacja jest perfekcyjna, niby wszystko układa się idealnie, ale czuć sączącą się między stronami truciznę, która powoli niszczy wszystkich bohaterów. I prowadzi do nieuchronnego końca, który jest zarazem początkiem tej noweli.

Twórczość Doris Lessing pozostawia głęboki niepokój w czytelniku. Wciąga, fascynuje i nie daje o sobie zapomnieć. Stawia trudne pytania, zanurza się w odmęty ludzkiej natury i nie przedstawia oczywistych rozwiązań. Zostawia zarówno bohaterów, jak i czytelników w zawieszeniu. Trochę jak w bańce mydlanej, leniwie płynącej po niebie, która lada moment pęknie i zamieni się w krople brudnej wody. Czar pryśnie, pozostanie gorycz i rozczarowanie. Ale życie trwa dalej. Tak jak dla bohaterów „Idealnych matek”, zagubionych, zaskoczonych przemijaniem czasu, niemogących pogodzić się z następstwem swoich decyzji. To opowieść o samotności w pigułce, marzeniach, które napędzają autodestrukcję i ich utracie. Smutne, ale jak bardzo fascynujące, bo tak bardzo ludzkie. Polecam wszystkim.

O.

* Recenzja napisana dla portalu Gildia.pl, która ukazała się  3 sierpnia, a którą można przeczytać także TUTAJ.