„There’s always been a lottery.”
Zawsze odczuwałam swoisty lęk i dystans wobec małych, ograniczonych od lat społeczności. Wizja wniknięcia w struktury takich niewielkich wiosek, odizolowanych od reszty świata miasteczek wydaje mi się przedsięwzięciem wielce ryzykownym, prowokującym do skomplikowanych sytuacji i niekontrolowanych wydarzeń. Obcy wśród samych swoich. Gość na kolejne kilka pokoleń, zanim w pełni zostanie się zaakceptowanym. Odwieczne struktury, układy i zasady panujące w wśród takich społeczności maja w sobie coś bardzo pierwotnego, coś co pozwala powrócić myślami do czasów, zanim to wszystko tak naprawdę na dobre się rozpoczęło. W końcu cywilizacja została zbudowana na wyborze człowieka. Na ustanowieniu reguł, którymi grupa ludzi ma się między sobą kierować. Na braterstwie, miłości, ale także na umiejętności pozbywania się tego, kto ze struktur się wyłamuje, kto nie pasuje do jedynej, dobrej, ustanowionej formy. Łatwo w takich grupach stać się Innym. Wyrzutkiem, niechcianym i nienawidzonym. Wystarczyło wyłamać się tylko trochę, tylko odrobinkę, przez moment stać się wyjątkowym, by juz na zawsze przybrać formę heretyka, dziwaka, czy czarownicy. A takich trzeba się pozbyć. Szybko i łatwo. Na przykład za pomocą corocznej loterii.
W losowaniu i ostatecznym ukształtowaniu przeznaczenia jednego z nich biorą udział bohaterowie krótkiego opowiadania Shirley Jackson zatytułowanego „The Lottery” („Loteria”). W małym miasteczku, w zasadzie wiosce zamieszkałej przez trzysta osób znających się na wylot, każdego roku w pewien czerwcowy dzień od zawsze odbywa się loteria. Wszyscy mieszkańcy, co do jednego, muszą stawić się na placu i wziąć udział w losowaniu. Nikt nie zna początków tej tradycji i nie potrafi wyjaśnić jej istoty czy celu – loteria w wiosce odbywa się od zawsze i tak ma być. Zasady losowania są bardzo proste. Z czarnego pudełka (które po latach już w ogóle nie jest czarne), każdy z mieszkańców wyciąga po jednym głosie. Na jednym ze świstków papieru narysowana jest czarna kropka. Nic więcej. Nikt nie chce wylosować czarnej kropki, bo każdy, nawet najmniejsze dziecko wie, czym kończy się czarna kropka i co dla takiej osoby oznacza. I tylko tyle. Lub aż tyle. W powietrzu czuć rosnące podniecenie – na kogo tym razem padnie los?
„The Lottery” to historia społeczności ślepo trwającej w tradycji, podążającej tropami swoich przodków, nie zważając wcale na zmiany obyczajowe, czy cywilizacyjne. Zakorzenieni w okrutnej przeszłości kontynuują ustanowione przed wiekami losowanie, korzystając z reliktów śmierci z danych lat. Przeraża powszechność tego losowania, pośpiech w kolejnych, mechanicznie odgrywanych czynnościach. Bo każdy chce wrócić do swoich zadań, do domu, mieć to już za sobą. Wielkie spotkanie miejscowych, na którym każdy się śmieje, a jednocześnie śledzi nawet najmniejszy swój ruch. Groza wypływa z oczekiwania na werdykt i z jego beznamiętnej egzekucji. Nie liczą się wtedy już więzy rodzinne. Nie liczą się przyjaźnie czy miłości. Każdy jest sobie równy. Każdy może w chwilę moment stać swoim największym wrogiem. A wybór może paść na każdego. Jest zupełnie przypadkowy, niewymierzony w niczyją słabość. Przynajmniej tak się wydaje. Przynajmniej w to chcemy wierzyć. W końcu tak miało być. Tak jest co roku. Tak jest od zawsze. Bo loteria nie ma początku i nie widać jej końca. Trwa, nawet poza upalnym czerwcowym dniem, poza placem zgromadzeń, wryta w podświadomość mieszkańców, ich umysły i serca.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo boję się, że pewnego dnia wybór padnie na mnie.
O.
*Pełny tekst tego króciutkiego opowiadania Shirley Jackson znajdziecie całkiem za darmo, w oryginale TUTAJ (klik! klik!)