Moi Drodzy,
Dzisiaj w ramach cyklu Wielkobukowych wywiadów pisarz, którego proza mówi sama za siebie i nie potrzeba tu zbędnych wstępów. Przed Wami…
Moi Drodzy,
Dzisiaj w ramach cyklu Wielkobukowych wywiadów pisarz, którego proza mówi sama za siebie i nie potrzeba tu zbędnych wstępów. Przed Wami…
Czasami jest to impuls. Czasami zachłanna myśl. Czasami rodzaj wewnętrznej konieczności, potrzeby, by się ulotnić, by zniknąć, by uciec. Ruszyć w drogę, pobiec przed siebie, zostawić za sobą wszystko, co dotychczas znaliśmy. Podjąć podróż w nieznane, tam, gdzie jesteśmy nikim, a możemy być każdym, gdzie chroni nas anonimowość, inna kultura, obcy nam ludzie. To wyprawa bez skonkretyzowanego celu, chociaż cel czyha w naszej podświadomości. Na razie pozostaje strach. Pozostaje gonitwa myśli. Tutaj nie wystarczy jeden uśmiech, potrzeba morza przelanych łez.
Podróż, która pozwoli wreszcie powrócić, podejmuje bohater mocnej, niepokojącej opowieści Łukasza Orbitowskiego Exodus. Czytaj dalej
„W środę wszystko może się wydarzyć – rodzą się kury o trzech głowach, a kobiety zachodzą w ciążę bez wyraźnego powodu.”
Jestem dziewczyną z miasta. Dziewczyną, która całe życie spędziła pośród bloków i wychowała się na osiedlu. Dziewczyną, która zna tajemnicze zakamarki wieżowców, przejścia między chmurami na nastych piętrach i windy, które potrafią płatać figle. Ziomeczki wystające pod klatkami, popalające różnorodne substancje z jednorodnymi twarzami ukrytymi pod kapturami. To widok powszedni. Szalony pan Czesiu skaczący po lampach, wrzeszczący na przechodniów, który jedynie czasami miał momenty niezwykłych prześwitów to także wspomnienie codzienności. Nie mogłabym zapomnieć o całych pokoleniach żulów i żulinek, którzy zbierali się w rodzinne klany pod Włodkiem każdego dnia i sączyli pseudo-winka o landrynkowych posmakach. Ot, zwyczajność miejskiego blokowiska, widok zza okna, gdy horyzont zaściełają podobne bloki umorusane informacyjnym graffiti. Bo każdy musi wiedzieć kto jest „PANY”.
To pewnie dlatego wznowiony zbiór opowiadań Łukasza Orbitowskiego „Wigilijne Psy i inne opowieści” zrobił na mnie tak ogromne wrażenie. Horror miejski, groza miejsc pozornie oswojonych, terror tajemnic komunikacyjnych… Przesuwające się obrazy pełne twarzy, które niby swojskie, a na zawsze pozostaną obce i w jakiś sposób potworne. Sekrety ludzkich uli i uliczek, gdzie jeśli nie jesteś swój, to jesteś obcy.
„Było to we wrześniu 1996 roku. Przyszło mi do głowy, by zabić Dawida. Nie wiem, dlaczego akurat taka myśl przyszła mi do głowy.” – tak zeznawał niejaki Jacek B. śledczym po zabójstwie swojego czternastoletniego kuzyna. Potem ta myśl powróciła znów i zabił z zimną krwią swoją wieloletnią sąsiadkę – szesnastoletnią Dominikę. Chłopak o złotym sercu. Chłopak złota rączka. Taki pomocny i pełen dobrych chęci. Dawniej nazywany aniołem, dzisiaj potworem i zwyrodnialcem.
Dzisiaj jego historię po raz kolejny ma szansę poznać cała Polska, tylko tym razem Jacek nie jest już Jackiem, a zyskał imię Jędrek. Dawid to teraz Darek, a Dominika stała się Dagmarą, bo ich ukrytą, a tak dobrze znaną historię opowiada na nowo Łukasz Orbitowski w opartej na faktach, niesamowitej i przejmującej powieści zatytułowanej „Inna Dusza”, która zdobyła wyróżnienie Paszportu Polityki 2015.
„Warto tańczyć tu, w podziemiach. Za każdą nieprzespaną noc i połamany dzień. Za lodowate miesiące rozgrzewane tylko gniewem. Za drogi pełne spalonych domów i łunę na horyzoncie. Za popsute ciało i jego gniew kaleki. Za rzeczy niedokończone. Za kobiety o głodnych łonach i moje własne wysuszenie. Za świt witany w kuchni. Za Rykusmyku. (…) Za dziecko uschłe w przypadkowej matce. Za miłość. Za pieniądze. Za to, żeby wreszcie nastał koniec. Za ciszę, żeby trwała.”
Gdybyś mógł spełnić jedno życzenie, czy już wiesz o co byś poprosił? Gdybyś zyskał w swoim życiu szansę na ziszczenie najskrytszych pragnień, czy potrafiłbyś wybrać to jedno, jedyne? Bogactwo? Miłość? Zemstę? W mitologii na całym świecie odnaleźć można podania o istotach z pogranicza światów, które potrafią spełniać marzenia. Bazyliszki, smoki, złote rybki, różne legendarne maszkarony, strzegące mrocznych sekretów i ukrywające się w głębokich otchłaniach ziemi, z dala od ludzkiego wzroku. Śmiałkowie, którzy zdobędą się na odwagę, pokonają przeszkody i wreszcie dotrą do ich kryjówek będą mogli na własnej skórze przekonać się o mocach tych istot. Oczywiście nic za darmo. Wszystko na tym świecie ma przecież swoją cenę. Zyskując coś, najpierw trzeba stracić. I nigdy do końca nie wiadomo jakie będą skutki życzeń wypowiedzianych przez zachłanne, zagubione dusze. Strzeż się swoich pragnień, bo mogą się spełnić, szepcze głos rozsądku z ciemności.
Nowoczesną legendę o sekretach kryjących się w podziemiach pewnego zamczyska opowiada Łukasz Orbitowski w swojej najnowszej powieści „Szczęśliwa Ziemia”. Rykusmyku to miasteczko jakich wiele. Przynajmniej tak może wydawać się nieuważnemu obserwatorowi. Przejezdnemu. Jakiemuś zwykłemu turyście. I wszystko tylko do chwili, gdy nie zatrzyma się tam na trochę i nie zacznie rozglądać dookoła. Coś tu jest zdecydowanie nie tak. Widać, że dzieje się coś niedobrego. Niewyjaśnionego. Najpierw w oczy rzuca się wszechogarniający marazm i brak perspektyw. Ludzie krążą po ulicach, już nawet nie smutni, a po prostu zrezygnowani. Im bliżej zagłębiać się w miasto, tym bardziej wychodzi na wierzch jakaś niezrozumiała groza. Coś wisi w powietrzu. Najlepiej widać to po zmroku. Gdy w środku nocy, ni stąd ni zowąd, na ciemnych ulicach zauważyć można snujące się, samotne postacie. Często kobiety. Jakieś takie poszarpane, zapłakane. Ledwo włóczące się w kierunku miasta. I nikt z miejscowych nie zwraca na to specjalnej uwagi.
A nad wszystkim góruje zamek Rykusmyku. Stara budowla, pamiętająca pradawne dzieje miasteczka, jeszcze z czasów Piastów. Otoczony wysokimi drzewami, w środku zieje ciemnością i labiryntem korytarzy. Te właśnie tajemnicze, niezbadane wnętrze kusi piątkę nastoletnich przyjaciół: Sikorkę, DJ Krzywdę, Trombka, Blekotę i Sedesa. To niesforne chłopaki, o gorących głowach, spragnieni wolności, nieokiełznanej miłości i szczęścia, o które tak trudno w Rykusmyku. Wciąż beztroscy, jednak już zdający sobie sprawę ze swoich nijakich perspektyw na przyszłość. Co prawda ich życie do tej pory dalekie było od sielankowych wyobrażeń o młodości, jednak we własnym gronie czuli się bezpiecznie. Mieli wrażenie, że są zdobywcami i uda im się wyrwać, uciec, gdzieś daleko, poza granice sennego, rodzinnego miasteczka.
Pewnego ostatniego dnia lata, tuż przed wkroczeniem w dorosłość, przyjaciele w ramach ostatniej wspólnej przygody, postanawiają spenetrować zamkowe podziemia i poznać ich sekret, o którym przez lata słyszeli jedynie niezrozumiałe plotki, nigdy niedokończone urywki zdań. Wkraczając w ruiny zostawiają za sobą życie jakie do tej pory wiedli i wchodzą w ciemność. W korytarzach zamczyska poznają prawdę tak o sobie, jak o mieście, w którym mieszkają. Tracą złudzenia, a wraz z nimi ostatnie cząstki niewinności jakie w sobie nosili. W zamian dostają dokładnie to, o co postanowili poprosić – spełnienie najskrytszych marzeń. Po tamtej nocy są pewni, że rozstają się już na zawsze. Nazajutrz każdy z nich rozpoczyna nowe życie, przekonany, że nigdy więcej nie postawi nogi w Rykusmyku.
„Szczęśliwa Ziemia” Łukasza Orbitowskiego to niesamowita opowieść o dorastaniu i bolesnej inicjacji, jaką ta dorosłość się rozpoczyna. Chłopaki zamieniają się w mężczyzn i z chwili na chwilę zaczynają być świadomi nieodwracalnych wyborów jakich dokonali w podziemiach zamku. Mijają lata, życie każdego z bohaterów przyjmuje zaskakujący, bardzo bolesny obrót. Zaczynają rozumieć, że to właśnie jest cena za spełnione życzenia, ich „krzyż”, który od tej chwili będą musieli dźwigać, aż do śmierci. Powracają wspomnienia i poczucie odpowiedzialności za dokonane wybory. W historii o Rykusmyku horror łączy się z powieścią obyczajową, historią o życiu naznaczonym nieszczęściem, napiętnowanym klątwą dorosłości i pragnieniami, które każdy z piątki przyjaciół wypowiedział tamtego ostatniego dnia lata ich młodości. Nic nie jest oczywiste. Wszystko jest względne, a każda z obietnic zostaje złamana.
„Szczęśliwa Ziemia” nie jest zwyczajną powieścią. To historia, w którą jesteśmy skorzy uwierzyć, bo jest w niej coś urzekającego. Ten element magiczny, dzięki któremu jesteśmy w stanie spakować się i wyruszyć w podróż w poszukiwaniu Rykusmyku. Zabawić się w Indianę Jonesa i poznać tajemnice potwora w ciemności. Czegoś, co za potencjalnie niewielką cenę, jest w stanie ziścić nasze największe pragnienia. Rozwiązać pozornie nierozwiązywalne problemy. Ofiarować drugą szansę tam, gdzie wszystko wydawało się stracone. To doskonale napisana, nowa polska legenda o spełnianiu marzeń, o poświęceniu, o miłości i nienawiści. A przede wszystkim o niezwykłym sekrecie i męskiej przyjaźni, która przetrwała lata rozdzielenia, by w chwili największego kryzysu odrodzić się na nowo i stawić czoło koszmarom codzienności. Opowieść mocna, brutalna i niezwykle intensywna w penetrowaniu swoich sekretów. Wciąga, intryguje i w końcu – zostawia iskierkę nadziei tym, którzy najbardziej jej potrzebują.
O.
*Za tę prześwietną powieść dziękuję Oskarowi Grzelakowi z wydawnictwa Sine Qua Non.
**Notka osobista: co tu dużo pisać – „Szczęśliwa Ziemia” wciągnęła mnie bez reszty, zaraziła tajemnicami i snutą legendą tak bardzo, że teraz czuję, że muszę po prostu poznać inne powieści Łukasza Orbitowskiego. 🙂