„Poza sezonem” Jack Ketchum

Bombla_PozaSezonem

Czy mieliście kiedyś szansę odwiedzić małe, turystyczne miasteczko już po wakacjach, gdy lato się skończyło i magia urlopowych chwil minęła? Takie odizolowane miejsce, uwielbiane przez przyjezdnych w sezonie, do którego na raz zjeżdżają się dzikie tłumy, by równie szybko wyjechać wraz z ostatnimi promieniami słońca? Trochę odizolowane, na uboczu, ukryte przed wzrokiem ciekawskich, które po zakończeniu letniej gorączki zamyka swoje podwoje i czeka rok na tłumy nowych i powracających gości? A jeśli tak, to czy Wy również zauważyliście, że nic tam nie jest już tak bajeczne i kolorowe, jak w te urocze, beztroskie chwile lata, tylko pełne cieni i niedomówień? Uśmiech miejscowych bardziej sztuczny, wymuszony. Nikt nie oferuje sam pomocy, nie podaje ręki. Zewsząd padają podejrzliwe spojrzenia, a okiennice domów pozostają zamknięte. Mroczna wizja miasteczka, poza sezonem…

Urok takich miejsc polega na tym, że dla ich rdzennych mieszkańców cykl roku jest zawsze stały, zawsze ten sam – przed sezonem, początek sezonu, wakacje, koniec sezonu, zwyczajne życie, przygotowanie do lata itd., rok w rok. Przyzwyczajeni do napięcia i ciężkiej pracy, gdy mija lato rozluźniają się i powracają do swoich „zwyczajnych” zajęć i obowiązków. Nagłe przybycie posezonowych turystów zaburza ten porządek i wprowadza niepokój. Tym bardziej jeśli miasteczko i jego mieszkańcy mają swoje głęboko skrywane tajemnice przeszłości.  Natomiast wyludniona okolica przyciąga na nowo z ukrycia swoich potwornych rezydentów.

„Poza sezonem” („Off Season„) Jacka Ketchuma to opowieść o jednej z takich turystycznych enklaw, dokładnie Dead River w stanie Maine, które przywołuje spóźnionych „letników” nawet po okresie wakacyjnym. Tych bardziej szalonych, dekadenckich i otwartych na nowe doznania.  Grupy przyjaciół z dużych miast, dla których magia „wiejskich” okolic zaczyna się wtedy, gdy wyjadą hordy stałych bywalców z dziećmi. W powieści taka właśnie nowojorska „paczka” wynajmuje domek w środku lasu, niedaleko dzikiej plaży, mając w planach oderwanie się od wielkomiejskiej rzeczywistości i tygodniowy, spokojny wypoczynek. Nie spodziewają się, że między drzewami ktoś ich obserwuje, czyha ukrywając się w cieniu i  tylko czeka na odpowiednią chwilę, by zaatakować.

Ketchum po raz kolejny, a raczej po raz pierwszy, bo „Poza sezonem” jest debiutancką powieścią tego amerykańskiego autora i zarazem częścią literackiej trylogii, udowadnia, że by wywołać w czytelniku obłąkańczy strach i przerażenie nie potrzeba wcale potworów, istot pozaziemskich, czy duchów, ale wystarczy to, co najbardziej znamy i z czym najłatwiej jest nam się utożsamić, czyli… drugi człowiek. Ktoś kto niby wcale nie powinien zagrażać nam w ten sposób, a jednak okazuje się okrutniejszy i o wiele bardziej wyrafinowany niż mogliśmy sobie wyobrazić. Tylko jaki człowiek wywoła w nas takie ostateczne poczucie strachu, nadchodzącej nieuniknionej śmierci i sprawi, że będziemy potrafili zniżyć się do naszych najniższych instynktów, by przetrwać? Taki, który nigdy nie miał szansy poznać rządzących ucywilizowanym światem reguł, nie miał styczności ze współczesnością, a ziemia i natura są jego jedynymi sprzymierzeńcami… Człowiek pierwotny. Przynajmniej wtórnie.

Podobno tworząc tę historię pisarz zainspirował się pewną szkocką legendą z przełomu XV i XVI wieku, według której kanibalistyczny klan Sawneya Beana dokonał masakry ponad tysiąca osób w przeciągu kilkudziesięciu lat swojego istnienia. Blisko spokrewnieni, zdziczeli członkowie jednej rodziny, pochodzili od wykluczonej pary – Beana i jego wyjętej spod prawa towarzyszki, którzy osiedlili się w odizolowanej od świata, nadmorskiej jaskini i tam przez lata mnożyli, prowadząc życie na marginesie, jak z czasów kamienia łupanego. Polowali grupowo, a raczej stadnie, by swoje ofiary torturować, więzić i na końcu pożerać, kawałek po kawałku.

I o ile w przypadku Beana można mówić o swoistym wybraniu kanibalistycznej ścieżki i próbie sprzeciwienia się społeczeństwu, które nie rozumiało jego chorych potrzeb i niejako wymusiło wykluczenie, o tyle w „Poza sezonem” najbardziej zaskakuje to, jak teoretycznie zdrowe, młode rodzeństwo opuszczone przez rodziców, z biegiem lat przekształciło się w dowódców zdegenerowanego klanu o zezwierzęconych, wykoślawionych instynktach. Mentalne mutanty, które z wyglądu przypominają ludzi, a atakując zachowują się jak wytrenowana, bezwzględna sfora istot gotowych by zabijać, bez względu na konsekwencje. Ich jedynym celem jest upolować, nasycić swoje nienaturalne potrzeby i najeść się.

W swoich działaniach są niezwykle metodyczni. Obserwują i uczą się, w jaki sposób zmylić swoje przyszłe ofiary. Zastawiają skomplikowane pułapki, a jednocześnie zaznaczają teren w najprymitywniejszy sposób z możliwych. To właśnie ze względu na swoje szczątkowe „człowieczeństwo” kanibale Ketchuma zdolni są dokonać najbrutalniejszych i najbardziej zakazanych aktów. Kanibalizm w zachodniej kulturze to w końcu jedno z największych tabu, bez szansy na usprawiedliwienie. W bohaterach wychodzi ta „ciemna strona” ludzkiej natury, na którą składają się sadyzm, rozkosz dominacji i potrzeba pokazania swojej siły, a także potrzeba zabawy jedzeniem.

Podobnie dzieje się z ich ofiarami. Nowojorska gromadka w zastraszającym tempie zrzuca ostatnie pęta cywilizacji, by ostatecznie poniżyć się do poziomu swoich ciemiężycieli. Upaść jak najniżej, by resztką najsilniejszego instynktu człowieka, czyli instynktem przetrwania, wyrwać się ze szponów swoich oprawców. Tempo upadku istoty rozumnej przeraża. Zostają obnażone wszelkie słabości człowieka jako gatunku, a cienka granica pomiędzy tym co ludzkie a zwierzęce zostaje niebezpiecznie zachwiana.

Czytając opowieść Jacka Ketchuma nie sposób nie postawić sobie pytania o podstawę człowieczeństwa i o to, co tak naprawdę czyni nas ludźmi. „Poza sezonem” w brutalny i bezkompromisowy sposób rzuca nam w twarz odpowiedzi, na które z pewnością nie jesteśmy przygotowani i których wolelibyśmy raczej nigdy nie usłyszeć. Zostawia nas wyprutych i umęczonych, utaplanych w tej całej posoce, moralnie zagubionych i roztrzęsionych. A przede wszystkim świadomych swoich wewnętrznych ciemności.

O.

Do poczytania na majówkę

Bombla_Majówka

Wielka MAJÓWKA już rozkręciła się na dobre! A jeśli wolne dni, jeśli wypady i mini podróże, relaks, czas wolny i ogólnie pojęta rekreacja, to dlaczego nie zabrać ze sobą czegoś do poczytania? Jeśli tak ja nawet na czas oczekiwania w kolejce w banku zabieracie ze sobą książkę, to specjalnie dla Was na te chwile wypoczynku przygotowałam kilka propozycji o tematyce wyjazdowo-podróżniczej. Chociaż lepiej nazwać je opowieściami drogi, albo historiami ze szlaku.

Ale żeby Was nie zmylić, nie są to w żadnym wypadku opowieści przygodowe. Zachowała się w nich raczej sama idea podróży. Pewien zamysł, wspomnienie, element wspólny. Bywa, że podróż jest symboliczna. Staje się punktem wyjścia dla fabuły. Albo jej kluczowym elementem, dzięki któremu bohaterowie mogą trafić do miejsca przeznaczenia. Czasami sama wyprawa jest już przeznaczeniem, od którego nie ma ucieczki. Czasami jest echem przeszłości i wraca, by o sobie przypomnieć. Na nowo wywołać dawne wrażenia…

Wybrałam pięć historii, które w jakiś sposób odpowiadają różnym charakterom podróżniczym. Coś dla każdego. Albo prawie dla każdego.

PodróżSentymentalna1. „Podróż Sentymentalna” Laurence Sterne („A Sentimental Journey Through France and Italy”)

Coś dla marzycieli o romantycznych duszach, którzy potrafią dostrzec piękno w rzeczach najbardziej błahych. Dla których istotą podróży jest zanurzyć się w nowy, poznawany dopiero świat i odkrywać go małymi kroczkami, z dala od utartych turystycznych szlaków. Bohaterem tej XVIII-wiecznej powieści jest Yorick, który opisuje swoje doznania i przeżyte przygody z podróży do  Francji i Włoch. Przelotne miłostki, elementy krajobrazu, piesze wycieczki, napotkani po drodze ludzie i poetyckie wyobrażenia, to główni bohaterowie jego wspomnień.  Wszystko napisane pięknym językiem wyjątkowo intensywnie oddziałującym na zmysły czytelnika.

WDrodze2. „W Drodze” Jack Kerouac („On the Road”)

Na całym świecie ta amerykańska powieść uznawana jest za kultową historię pokolenia bitników. Uwielbiana przez współczesnych buntowników, cytowana przez awangardowych pisarzy i wszystkich innych nonkonformistów stającym na przeciw konsumpcyjnego społeczeństwa. Historia kilku młodych spontanicznych przyjaciół z początku lat pięćdziesiątych, jest idealną powieścią dla tych, dla których sama podróż jest  już przygodą i celem samym w sobie. Dla tych czytelników, którzy wyjeżdżając nie mają konkretnego celu, ale póki się przemieszczają i nie mają konkretnych planów staje się to idealną formą podróży i wielką przygodą.

PozaSezonem3. „Poza Sezonem” Jack Ketchum („Off Season”)

Idealna lektura dla spędzających czas na leśnych odludziach, morskich ostępach i małych miejscowościach jeszcze poza sezonem. Dla tych co lubią się bać, bo przecież nigdy nie wiadomo co może zaczaić się w ciemnych zaroślach za domem. Powieść Ketchum’a to pierwsza część trylogii, pełna krwi, pierwotnego zła i ludzi, w których nie ostało się zbyt wiele cech człowieczeństwa. To historia żywej legendy, która jest jeszcze gorsza niż krążące po okolicach opowieści. Przypomina, że ludzie w każdym miejscu na ziemi są inni, odróżniają ich motywacje i tradycje, a przyjazd grupki turystów nigdy tego nie zmieni.

Droga4. „Droga” Cormac McCarthy („The Road”)

Coś dla alternatywnych, dla których podróż to nie przyjemność i przygoda, ale raczej walka o przetrwanie i niekończąca się męka. Dla tych co nigdy do końca nie mogą się dopakować, a potem włóczą za sobą wielkie nieporęczne walizki i torby i czekają niecierpliwie na powrót do domu. Ta przejmująca opowieść to smutna post apokaliptyczna wizja świata, w którym droga nie daje celu, a podróż nigdy się nie kończy. Gdzie bycie nomadem, ciągle w drodze to jedyna możliwość przeżycia i dotrwania do końca. Aż do śmierci.

Desperacja5. „Desperacja” Stephen King („Desperation”)

Kolejna rewelacyjna powieść króla grozy dla wszystkich tych naiwnych podróżników, którzy wierzą, że w drodze powrotnej nic złego już nie może się wydarzyć. Owszem może. King udowadnia, że czasami nawet zwykła kontrola policji na drodze może zamienić się w prawdziwy horror. I że lepiej trzymać się wytyczonej trasy, a nie na siłę wybierać nieznane skróty. Bo można przypadkiem natrafić na takie małe miasteczko jak Desperacja i na jego wyjątkowych mieszkańców.

Wszystkim moim Czytelnikom i Czytelniczkom życzę miłego i udanego odpoczynku, bez niepotrzebnych przygód 🙂

O.