Jest prawdą powszechnie znaną, że nie ma horroru straszniejszego ponad horror rodem z Japonii. Tak jakoś się złożyło w zachodnim świecie, że gdy oglądamy, czytamy, bądź gramy w grozę z Kraju Kwitnącej Wiśni, to poziom dziwności, narastającego strachu i niepokoju rośnie z każdą chwilą, niebezpiecznie oscylując na granicach szaleństwa. Chciałabym napisać, że to przesadzona opinia, jednak za każdym razem, gdy przychodzi mi zmierzyć się z horrorem japońskim, to kończy się to w moim przypadku dokładnie tak samo – traumą na najbliższe lata. W przypadku „The Grudge” nerwowo rozglądałam się po kątach sufitu. Po „Dark Water” bałam się chodzić po korytarzach w bloku. Jednak największą panikę przeżyłam po obejrzeniu ekranizacji powieści Koji Suzukiego. Bo któż nie zna Sadako, dziewczynki, która mieszka w studni? Dziewczynki, a tak naprawdę kobiety, wyjątkowej, o dość niesamowitych zdolnościach?