Bezsenne Środy: „Ring” Koji Suzuki

Bombla_BezsennaRING

Jest prawdą powszechnie znaną, że nie ma horroru straszniejszego ponad horror rodem z Japonii. Tak jakoś się złożyło w zachodnim świecie, że gdy oglądamy, czytamy, bądź gramy w grozę z Kraju Kwitnącej Wiśni, to poziom dziwności, narastającego strachu i niepokoju rośnie z każdą chwilą, niebezpiecznie oscylując na granicach szaleństwa. Chciałabym napisać, że to przesadzona opinia, jednak za każdym razem, gdy przychodzi mi zmierzyć się z horrorem japońskim, to kończy się to w moim przypadku dokładnie tak samo – traumą na najbliższe lata. W przypadku „The Grudge” nerwowo rozglądałam się po kątach sufitu. Po „Dark Water” bałam się chodzić po korytarzach w bloku. Jednak największą panikę przeżyłam po obejrzeniu ekranizacji powieści Koji Suzukiego. Bo któż nie zna Sadako, dziewczynki, która mieszka w studni? Dziewczynki, a tak naprawdę kobiety, wyjątkowej, o dość niesamowitych zdolnościach?

Mowa tu oczywiście o powieści „Ring”, która zrobiła furorę pośród miłośników dobrej, wschodniej grozy, a jej dwie ekranizacje – japońska i hollywoodzka – podbiły serca widzów. To horror niebezpieczny, taki, który przemawia do naszej wyobraźni i przenika podświadomość.

Okładkowy74

Tego samego dnia, o tej samej godzinie, w różnych miejscach Tokio, ginie czworo nastolatków. Dwie uczennice szkoły średniej i dwóch studentów umiera na atak serca, w dość nietypowych i niewyjaśnionych okolicznościach. Zagadkę ich śmierci próbuje rozwiązać Kazuyuki Asakawa, dziennikarz i jednocześnie wuj jednej ze zmarłych nastolatek, który na własną rękę podejmuje się śledztwa i trafia na dziwny trop. Okazuje się, że dzieciaki tydzień przed śmiercią spędzały razem w domku letniskowym i tam Asakawa znajduje nieopisaną kasetę video, na której ktoś nagrał film pełen abstrakcyjnych obrazów. Całość kończy ostrzeżenie – każdy ma tydzień od momentu obejrzenia filmu i musi zrobić coś, co… no właśnie – nastolatki myśląc, że to żart wykasowały wskazówki. Dziennikarz wierzy w klątwę i wie, że zostało mu zaledwie siedem dni, by rozwiązać zagadkę i uratować życie.

„Ring” Koji Suzukiego to groza największego kalibru. Być może właśnie dlatego, że wykreowana w Japonii, w japońskiej atmosferze, w nieco odrębnej kulturze, wzmaga wrażenie inności i poczucie obcości. Inne reakcje, połączenie ascetycznego sposobu życia z wiarą w demoniczną sferę, mitologia oparta o duchy i bóstwa – to wszystko sprawia, że czytelnik bądź widz z zachodniego świata czuje się co najmniej nieswojo, a klimat grozy zostaje zwielokrotniony. Koji Suzuki pokazuje miasto wyzute z człowieczeństwa i puste, ascetyczne krajobrazy morskich okolic, również wyzute z życia. Śmierć, a raczej ciemność, która jej nieodmiennie towarzyszy, okala bohaterów od samego początku. Asakawa zdaje się dotknięty przez przeznaczenie, naznaczony złowieszczym piętnem.

Tutaj straszy wszystko: okno wychodzące na ogród nocną porą. Ścieżka, która zdaje się prowadzić donikąd. Ściana lasu, w której nic nie widać. Widok góry na ekranie telewizora. Dodatkowym atutem jest styl Suzukiego, który pasuje do atmosfery wykreowanej w fabule „Ring”. Suche fakty, żadnych zbędnych wzruszeń. Japoński spokój, nawet w obliczu nadciągającej zagłady.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo syk dobywa się z ekranu telewizora.

O.

*Po więcej „Ring” Koji Suzukiego koniecznie zajrzyjcie na VLOGA 🙂

Komentarze do: “Bezsenne Środy: „Ring” Koji Suzuki

    • Bombeletta napisał(a):

      No właśnie to jest trudno mi określić, jeśli mam być szczera 😀 Bo ja najpierw widziałam filmy, potem czytałam, więc możliwe, że moja wyobraźnia i pamięć obrazowa dopowiedziały swoje 😀

  1. litera napisał(a):

    Skrzywienie językowca, ale… > (dopełniacz) Kojiego Suzukiego, odmieniamy nie tylko nazwisko, ale również imię 😉 A tak poza tym, to japońskie horrory rzeczywiście są, hm, nietypowe, biorąc pod uwagę kino, którym się nas karmi najczęściej, tj. amerykańskie. Z tego, co zauważam, są mocno osadzone w japońskiej nie tyle nawet mitologii, co rzeczywistości, w sposobie patrzenia na świat.

    „Dark Water” trzymało w napięciu mocno, choć z drugiej strony, nie powiem, bym miała się później bać blokowych korytarzy.

    • Bombeletta napisał(a):

      Nie byłam pewna tej odmiany, więc nie chciałam ryzykować – dziękuję 🙂
      W ogóle literatura japońska jest dość mocno nietypowa i specyficzna – trudno to dookreślić tak konkretnie, ale chyba wszystko to, co inne od kultury zachodu idealnie straszy, gdy postawione w odpowiednim kontekście.
      A ciekawostka z „Dark Water” – to również był film na podstawie powieści Suzukiego 🙂

  2. tanayah napisał(a):

    Oj, czytałam „Ring” parę lat temu, a do dziś pamiętam, jak się bałam! Czy polecasz jakiś inny książkowy horror rodem z Japonii? Bo ja nie jestem w temacie, a czasem mam chęć się porządnie nastraszyć 😀

  3. Trele Morele napisał(a):

    Bardzo chętnie się za to zabiorę, choć i w moim przypadku trauma post-lekturowa gwarantowana 😉

    PS : A pamiętasz japoński „Shutter”? To było dopiero coś!

    • Bombeletta napisał(a):

      „Shutter” jest CUDOWNY 😀 Oglądaliśmy go jakoś dwa lata temu znowu – wspaniały klimat 😀 I Lucynie się podobał niezmiernie i wspomina do dzisiaj „ciężar na ramionach” 😀

  4. takitutaki napisał(a):

    film kojarzę.. i troszkę ta nieuczesana dziewczyna mnie nawet bawiła hehe.. ale książkę zapisuje nie ma jak to trochę grozy na jesień 😀

  5. Lolanta napisał(a):

    Nie jestem wielką fanką japońskiej literatury, ale tutaj czuję, że będzie ostro, bo ciarki już czytając Twoją recenzję. Koniecznie do przeczytania 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Ja właśnie cały czas nie jestem pewna, czy te ciarki to przez połączenie filmu i książki, czy przez przeczytanie samej książki 😀

      • Lolanta napisał(a):

        Film kiedyś chyba widziałam, ale to było jakoś w towarzystwie, więc nic nie pamiętam. Jak mnie książka nie wystraszy, to doprawię filmami i też stratna nie będę 😉

  6. Paulina Chmielewska napisał(a):

    Hmm.. od czego by tu zacząć:

    1) Trafiłam na Ciebie wczoraj. Kilka razy Anita o Tobie wspominała w swoich filmach, ale dopiero wczoraj doszłam do wniosku, że sprawdzę kim jest ta sławna Olga 😉 No i proszę, pozytywnie bardzo mnie zaskoczyłaś i na pewno będę Cię teraz regularnie oglądać i powoli nadrabiać to, czego nie było mi dane zobaczyć na czas 😉
    2) Ring? Serio? Uwielbiam ten film i mam do niego ogromny sentyment z racji tego, że jest to pierwszy horror, jaki dane mi było oglądać, ale nie miałam zielonego pojęcia, że książka także istnieje. Nie jestem wielką fanką horrorów – przynajmniej tych w pisanej formie – ale do tej pozycji chętnie usiądę 😉
    3) Pozdrawiam 😉

    • Bombeletta napisał(a):

      Ogromnie mnie to cieszy 😀 Jak fajnie, że do mnie trafiłaś 😀
      A „Ring” ogromnie polecam – świetna, japońska groza, która idealnie uzupełni film 🙂

Dodaj komentarz: