„Cmętarz Zwieżąt” Stephen King

Bombla_PetSemataryŚmierć to trudny temat. Mroczny i ciężki. Bardzo niepokojący. Ale trudno od śmierci uciec. Trudno się przed nią ukryć. Jeszcze trudniej przewidzieć. Kiedy umiera ktoś starszy łatwiej może pojąć przemijanie, ale kiedy umiera dziecko, zrozumieć nie sposób. Dawniej śmierć była towarzyszką codzienności. Umierały kobiety w połogu, niemowlęta przy porodzie, dzieci na choroby, mężczyźni na wojennym froncie… Mało kto dożywał sędziwego wieku. Śmierć była rzeczywistością. Dzisiaj jest inaczej. Od samego tematu śmierci pragnie się uciec, odwlec i zapomnieć. O śmierci się nie rozmawia, bo nie wypada. Nikt na śmierć nie czeka. Wolimy unikać wszelkich rozważań, żeby nie zapeszać i ukryć głęboko w zakamarkach nieświadomości. Ale kiedy wreszcie śmierć nadchodzi najtrudniej jest się z nią pogodzić.

„Cmętarz Zwieżąt” Stephena King’a (błędy są w pełni świadome, tytuł oryginału „Pet Sematary”) to opowieść o niemożności pogodzenia się z odejściem bliskich, ale także przede wszystkim próba odpowiedzi na pytanie: jak daleko posunie się człowiek, by cofnąć śmierć? Czy da się przed nią uciec? A może istnieje coś gorszego od śmierci?

Bezmiar tragedii w „Cmętarzu Zwieżąt” zaczyna się całkiem niewinnie, bo od przeprowadzki pewnej rodziny do małego miasteczka Ludlow w Maine. Każdy kto zna Stephena Kinga domyśla się, że w Maine nie ma normalnych miasteczek i zawsze w okolicach dzieje się coś dziwnego. Tutaj dziwna jest DROGA, przelotowa stanówka, na której, zginęło mnóstwo domowych pupili z okolicy. Nie bez przyczyny napisałam mnóstwo, bo faktycznie ta „droga” ma tendencje do dziwnego „przyciągania i kuszenia” małych bezbronnych istot. Drugim dziwnym elementem jest tytułowy „pet sematary”, czyli cmętarz zwieżąt, na którym miejscowe dzieci (stąd dziecięce błędy w pisowni) chowają zabite na drodze ukochane zwierzaki. Cmentarz znajduje się w pobliskim lesie, za domem bohaterów i  jest  trochę niesamowitym miejscem, które jednak przede wszystkim wywołuje strach w dorosłych.

To właśnie ten strach, próba ucieczki przed tematem śmierci, paradoksalnie przyzywa śmierć w powieści Kinga. Rachel, straumatyzowana w dzieciństwie przez długie umieranie starszej siostry, za wszelką cenę unika rozmów o śmierci ze swoją córką. Wpada w histerię, gdy trafiają przypadkiem na „cmętarz”. Dzieci mają tą wyjątkową umiejętność przyjmowania trudnych zagadnień w sposób naturalny i dziewczynka nie wykazuje paniki ani strachu, ale reaguje na zachowanie rodziców i histeria matki udziela się dziecku. King idealnie pokazuje, że strach przed śmiercią jest problemem przede wszystkim dorosłych.

Wizyta na „cmętarzu”, reakcja żony i zachowanie dzieci, wywołują na nowo w Louis’ie, głównym bohaterze (który jako lekarz ze śmiercią jest przecież zaznajomiony), lęk. A na ten lęk czekało przez wieki pewne miejsce ukryte daleko w lesie. Miejsce, które jest prawdziwym starym i odwiecznym cmentarzyskiem. Miejsce, które, jak mawiał H.P. Lovecraft, ma duszę. W tym wypadku to miejsce jest bardzo pierwotne i złe, leżące na dawnym terytorium plemienia Mi’kmaq. Według legendy, o czym niestety zbyt późno dowiaduje sie nasz bohater, cmentarz nawiedza teraz indiański demon Wendigo. Co prawda Indian już tam od dawien dawna nie ma, ale wiecie przecież, że jeśli znajduje się chociaż jedna osoba wierząca, to demon wciąż istnieje (według teorii z „Amerykańskich Bogów” Gaimana). A co wiemy o Wendigo? Wendigo to istota, duch, demon, która nawiedzała ludzi, zabijała i zmuszała do aktów kanibalizmu. Według podań, Wendigo jest zawsze w poszukiwaniu nowych ofiar i nigdy nie poprzestaje na jednej. Karmi się śmiercią i potrzebuje jej, chociaż jego czas już dawno przeminął.

Stąd DROGA i jej prawdziwy związek. Zwierzęta giną, przyzywane instynktownie przez dawnego demona lasu, jako jego ofiary. Chowane są w samym lesie, rytualnie przez dzieci, dla których śmierć to konieczność istnienia życia. W prosty sposób zamyka się koło wypadków. Ale kiedy ktoś próbuje śmierć oszukać, jak Louis? Kiedy w sztuczny sposób wypiera konieczność pogodzenia się z odejściem? Naturalny cykl zostaje zaburzony. To zaburzenie w opowieści Kinga (którą czytałam, jak legendę, historię, którą można dzielić się przez pokolenia) spowodowane jest kłamstwem i próbą ukrycia śmierci ukochanego kota córki.

Stephen King w typowy dla siebie, mroczny sposób pokazał, jak strach może przywołać nieszczęście, jeśli zachowane są odpowiednie warunki, odpowiedni czas, a przede wszystkim „idealne” miejsce. Miejsce przesiąknięte złem, starszym od zła, które znają współcześni. Takim, którego nie da pokonać, a jedynie ograniczyć i okiełznać znaną mu magią. Lawina tragedii w „Cmętarzu Zwieżąt”: śmierć Victora, śmierć Church’a, śmierć Gage’a, to nie jest przypadkowy ciąg zdarzeń, ale powiązany ciąg ofiar, spowodowany wywołanym strachem. Przeznaczenia w Ludlow nie można oszukać, bo po prostu przeznaczenie i los nie mają z tymi wydarzeniami nic wspólnego.  Jest tam tylko pradawna śmierć, a od niej nie ma ucieczki.

O.

P.S. Na dokładkę do lektury, specjalnie dla Was, moja ukochana piosenka „Pet Sematary” The Ramones, oparta w pełni na książce, z fragmentami z filmu pod tym samym tytułem:)

„And the night when the moon is bright.
Someone cries, something ain’t right…”

Zimowe Buki

Bombel_ZimoweLektury
Z uzupełnianiem domowej zimowej biblioteczki jest trochę tak, jak z uzupełnianiem zapasów spiżarni albo domowej lodówki:) Albo jak z gotowaniem. W obu przypadkach dobrze jest zaopatrzyć się wcześniej w wyczekiwane książki, by nie zostać zaskoczonym, jak ten biedny świerszcz z baśni La Fontaine’a.

Przede wszystkim sezon zimowy oznacza zapotrzebowanie na więcej, czyli na większe porcje niż zazwyczaj. Dlatego zimowy buk powinien być obfitszy, a nawet cięższy i tłustszy. Najlepiej porządna powieść. Na przykład dwu albo trzy-tomowa. Dla koneserów idealne na ten czas są wielotomowe sagi, albo wielkie serie wydawnicze. No bo dziwnie byłoby czytać malutki zwiewny tomik haiku, czy letnie, pachnące piaskiem opowieści przygodowe, kiedy za oknem zawieja i śnieżna zawierucha.

Najlepiej by było, gdyby taki zimowy buk zawierał o wiele więcej kalorii niż, powiedzmy, buk wiosenny. Konieczna jest wielowątkowość. Rozwinięta fabuła, historia opowiedziana z perspektywy różnych bohaterów. Dlatego klasyki literatury o tej porze roku czyta się z prawdziwą przyjemnością.

Taki porządny buk musi być koniecznie idealnie doprawiony. Sprawdzi się w takim wypadku bogaty język, trochę poetycki, trochę przestarzały, a który z pewnością będzie nam łatwiej teraz docenić, a który sprawi, że lektura będzie ciekawsza i smaczniejsza. A jeśli nie język, to z pewnością główny wątek: poważniejszy, filozoficzny wręcz, taki dzięki któremu zatrzymamy się na chwilę i zmusimy do refleksji.

Mając właśnie taką idealną książkę można spokojnie zaszyć się głęboko pod puchatym kocem, w wełnianych skarpetkach i z kubkiem gorącej czekolady z cynamonem w dłoni. I zatopić się w lekturze. W taki sposób sama celebruję czytanie w zimie i przyznaję się, że jest to moje ulubione zajęcie 🙂

Specjalnie dla Was wybrałam dziesięć zimowych buków, z różnych kategorii, sprawdzonych i przeczytanych przeze mnie w przeciągu kilku ostatnich zim. Polujcie i zajadajcie! Miłej lektury 🙂

O.

PożegnanieJesieni1. „Pożegnanie jesieni” Stanisław Ignacy Witkiewicz

Niesamowita i tragikomiczna opowieść o ludziach bez właściwości, których życie to historia upadku wartości i dekadenckich wybryków. Znudzeni światem, ostatecznie znudzeni samymi sobą i sobą nawzajem, w końcu próbują nadać sens własnemu życiu. Niestety za późno, bo akurat w momencie okrutnych zmian ustrojowych przechodzących przez Europę. Jakakolwiek przemiana staje się niemożliwa, gdy nadchodzi upadek indywidualizmu, a na Polskę naciera rewolucja społeczna. Wiktacy jest okrutny dla swoich bohaterów. Nie oszczędza ich, tak samo, jak nie oszczędziła tego pokolenia sama historia. Pozbawia ich nie tylko przeszłości, ale przyszłości. Nawet teraźniejszość nie jest już pewna. Piękna polska proza, pisana niespotykanym już dzisiaj poetyckim językiem nietuzinkowego twórcy. A na dokładkę galeria niezapomnianych postaci. I genialny Ziezio Smorski.

WichroweWzgórza

2. „Wichrowe Wzgórza” Emily Bronte

„Nie mogę żyć bez mojej duszy. Nie mogę żyć bez mojego życia.” Czytając tą nieszczęśliwą historię miłości wydaje mi się, że duchy Heathcliffa i Cathy wciąż krążą po angielskich moczarach. Nieukojone w tęsknocie za utraconym życiem i utraconą szansą na szczęście. To opowieść, w której od początku wiemy, że nie ma szansy na dobre zakończenie, bo zaczyna się od śmierci. Zbyt wiele smutku, zbyt wiele okrucieństwa… i ten wiatr na wrzosowisku…

Lackberg3. „Księżniczka z Lodu” Camilla Lackberg

Nic tak nie oddaje mroźnego zimowego klimatu, jak obraz pogrążonej w śniegu i skutej lodem Szwecji. A kiedy jest to małe, oddalone miasteczko na szwedzkiej prowincji może być już tylko ciekawiej. W ogóle Szwecja to miejsce idealne na dobry kryminał. Pierwszy tom opowieści (każdy kolejny to odrębna historia, którą łączą główni bohaterowie pisarka Erika Falck i policjant Patrik Hedström) to mroczne kompendium zbrodni, gdzie krąg podejrzanych z każdym krokiem zacieśnia się coraz mocniej. Camilla Lackberg umiejscowiła mroczną intrygę w rodzinnym miasteczku i dzięki temu w mistrzowsko przekonujący sposób ukazuje nam zamkniętą małą społeczność i czasami dziwne, czasami niepokojące relacje jakie zachodzą wśród jej mieszkańców.

Okladka_Gra o tron.indd4. „Gra o Tron” i saga Pieśń Lodu i Ognia George R.R. Martin

Pierwszy tom wielkiej sagi o nadchodzącej zimie. Zimie ludzkości, zimie królestwa i zimie całego świata. Fantasy doprowadzone do mistrzostwa, bo nie ma tu zbyt wielu elementów fantasy. Jest za to genialna opowieść. Fabuła wciąga tak, że można stracić oddech i nie przespać kilku nocy. Traci się również ulubionych bohaterów, na pęczki, bo pan Martin znany z tego znany, że postaci giną nagle i nieprzewidywalnie. A ja krzyczałam i płakałam i… nie mogłam przestać czytać.

próbnyłowca5. „Łapacz Snów” Stephen King

Śnieg. Las. Czterech przyjaciół, którzy co roku spotykają się na polowaniu, a których łączy niezwykła więź. I pewien uratowany przez nich dawno dawno temu bardzo chory chłopiec. Ale las się zmienia. Coś przybywa, by zniszczyć człowieka, wyżreć tkanki i zarazić potwornym wirusem. A wszystko się łączy, niczym w starym indiańskim amulecie. I nic nie jest przypadkowe. Straszne i porażające, jak to u Stephena Kinga.

zimamum6. „Zima Muminków” Tove Jannson

„Spali zawsze od października do kwietnia, tak bowiem czynili ich przodkowie, a Muminki przestrzegają tradycji.” A tutaj nagle Muminek budzi się w środku zimy i nie może zasnąć. Wokół śpiąca rodzina, pusty dom, a za oknem pierwszy w życiu śnieg. I zaczyna się zimowa przygoda. Jednak jak na muminkowe opowieści przystało nie ma tu pustej wesołości, czy spotkań, które nie niosą za sobą żadnych treści. Zima w Dolinie Muminków to czas samotności i melancholii. Czas tęsknoty za wiosną. Czas rozmyślania o śmierci, przemijaniu i o sensie życia. Czas Lodowej Pani i Buki, dla której zima to spełnienie marzeń i jej idealny świat. Uśpiona kraina nauczy Muminka pokory, spokoju i radości z małych codziennych spraw. I że czasami nie wszystko jest takie, jak się z początku może wydawać.

millen7. „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” i trylogia Millennium Stieg Larsson

Trylogia, która zapoczątkowała księgarski boom na szwedzkie thrillery. I nie ma się co dziwić. Mroczna historia bogatej szwedzkiej rodziny staje się pretekstem do obnażenia smutnej rzeczywistości. Niesprawiedliwość społeczna, brak tolerancji, nienawiść, okrucieństwo, dewiacje, niepohamowana przemoc… I uwikłane w intrygę i siebie nawzajem dwie postacie dziennikarz Mikael Blomkvist i zniszczona niepokorna Lisbeth Salander. Nie tylko klimat jest tutaj lodowaty, ale również ludzie i ich relacje. A na deser polecam ekranizacje: zarówno realistyczną trylogię szwedzką z Noomi Rapace w roli Lisbeth, ale także niewiarygodnie przejmującą pierwszą część „A Girl with the Dragon Tatoo” z Danielem Craigiem w roli Mikaela.

eco8. „Imię Róży” Umberto Eco

Odizolowane opactwo benedyktynów w mrocznym Średniowieczu, seryjny morderca braci zakonników, tajemnica antycznej księgi i biblioteka, jedyna taka na świecie, a w tle początki okrutnej inkwizycji. Buk Duży, aż prawie Wielki. Lektura obowiązkowa.

 

materie9. „Złoty Kompas” i trylogia Mroczne Materie Philip Pullman

Nie wiem kto w Polsce zdecydował się wypromować „Złoty Kompas”, jak i kolejne części trylogii „Zaczarowany Nóż” i „Bursztynową Lunetę” jako książki dla dzieci i młodzieży. Cykl ten ma z literaturą dziecięcą niewiele wspólnego, bo porusza tematy filozoficzne, metafizyczne, a przede wszystkim teologiczne. To historia wojny i rewolucji, która ostatecznie prowadzi do upadku Autorytetu, czyli śmierci Boga. Historia wędrówki, dojrzewania i podążania za przeznaczeniem, a także wielkiego poświęcenia. Buki nietypowe i inne, próbujące odnaleźć odpowiedzi na podstawowe pytania egzystencjalne.

hugo10. „Nędznicy” Victor Hugo

Zbliża się kolejna ekranizacja, tym razem w wersji opartej zarówno na powieści, jak i na musicalu. Sądzę, że zanim pobiegniemy do kina warto przeczytać samą powieść Hugo. Wielkie, epickie, bo czterotomowe dzieło to wyjątkowo smutna historia galernika Jean’a Valjean, który niesłusznie oskarżony o kradzież bochenka chleba, całe życie ucieka. Przed policją i nieugiętym komisarzem Javertem, przed swoją przeszłością, a nawet przed sobą samym. Jego walka o wolność (o uwolnienie własnej tożsamości) zbiega się z walką o wolność paryskiego ludu. Nędznicy to bogata, wielowątkowa historia o miłości, obsesji, zdradzie, nienawiści, ale przede wszystkim o miłości bliźniego i wierze w dobro człowieka i jego bezinteresowność. Hugo pozwala nam się zanurzyć w swój literacki świat, który wykreowany jest w sposób nie do podrobienia, jedyny w swoim rodzaju. „Nędznicy” to jednocześnie romans, powieść historyczna, powieść obyczajowa i powieść romantyczna. Arcydzieło, w którym każdy odnajdzie coś dla siebie.

Smaczek literacki: spotkanie ze Stephenem Kingiem

Dzięki kanałowi University of Massachusetts znalazłam cudny literacki smaczek z wczorajszej konferencji literackiej 🙂

Stephen King dzieli się i odpowiada na pytania słuchaczy i studentów z wydziału literatury angielskiej i pisarstwa kreatywnego swoimi przemyśleniami na temat pisania, inspiracji, pisarskiego fachu. Również opowiada o swojej technice pisarskiej, o strachu i istocie zła.

Co więcej, zapowiada swoje dwie nadchodzące powieści i komentuje popularność „Pięćdziesięciu Twarzy Greya” i tym podobnych tworów pół-literackich.

Osobisty wniosek: Stephen King jest najlepszy.

Kilka uroczych cytatów:

„Spoilers are for wussies!” (Stephen King)

„Everything scares me.” (Stephen King)

„See better, see more clearly.” (Stephen King) – porada dla piszących i pragnących pisać;

Polecam.

O.

„Misery” Stephen King

Bombel_Misery

Stephen King to zdecydowanie i niepodważalnie król horroru i powieści grozy. Jak dotąd jako jednemu z nielicznych pisarzy udaje się mu stworzyć Dużego Buka za każdym razem gdy zasiada do pisania.
A to rzecz unikatowa – wielki dar i wielka umiejętność, podparta ciężką, systematyczną pracą. Nikt tak jak Stephen King nie potrafi opowiadać strasznych historii, budować napięcia czy tworzyć niezapomnianie przeklętych bohaterów. Nikt tak jak Stephen King nie potrafi czerpać ponurej inspiracji z kultury i mitologii, by na swój jedyny i niesamowity sposób wykreować potworną opowieść wyrastającą z rzeczy codziennych bądź ich całkowitego przeciwieństwa.

Ta „potworność” wykorzystywana jest w twórczości Kinga na wiele sposobów: potworne są dosłowne potwory i potworni są ludzie. Potworne są miejsca i potworne przedmioty. Potworne są siły, których nie da się pojąć ludzkim umysłem. Ta potworność to niepohamowane zło. Zło, które w powieściach i opowiadaniach tego amerykańskiego genialnego twórcy panoszy się i opanowuje kolejne karty jego książek, a w nas, czytelnikach, wywołuje paniczny i nieogarnięty strach. Zło, którego rodzajami Stephen King żongluje jak nikt dotąd i które potrafi przyjąć różne oblicza, czasami nawet „najzagorzalszej wielbicielki” pewnego pisarza.

Przypatrując się wybranym powieściom i opowiadaniom wyodrębniłam najważniejsze rodzaje zła nękającego bohaterów opowieści Kinga – bowiem zło złu zawsze u niego nierówne. Różni się swą praprzyczyną, sposobem i miejscem występowania, siłą, umiejętnościami wpływania na ludzkie losy i – a jakże – swym ostatecznym celem, często równie pokręconym, co niezdefiniowanym.

Po pierwsze istnieje tu ZŁO ABSOLUTNE lub inaczej METAFIZYCZNE. Przede wszystkim chodzi tutaj o postać szatana, diabła, Mefistofelesa, ukrywającego się często pod ludzką postacią i zabawiającego się kosztem ludzkiego istnienia. Diabeł jest tutaj absolutem, zgodnie z wiarą chrześcijańską ostatecznym złem, którego głównym celem jest powiększanie kolekcji dusz potępionych. Jego działania opierają się na kuszeniu i spełnianiu obietnic pod pozorem pomocy, a w rzeczywistości na podpisywaniu paktów i zawieraniu umów na wieczność. Takiego zła nie można pokonać, raczej tylko wycofać lub wyciszyć, od czasu do czasu wygnać. Za przykład posłużyć tutaj mogą „Sklepik z marzeniami” lub „Coś”.

Drugi rodzaj zła, to ZŁO MITOLOGICZNE, jak demony lub duchy różnych wierzeń i religii, które wykorzystują ludzi dla swojej zemsty. Wstępują w człowieka, całkowicie go dehumanizując, wykorzystując jedynie ciało, a zabijając istotę. Takie demony są często terytorialne, związane z klątwą i mają swój słaby punkt związany z konkretnym kultem lub religią. Przykładem tutaj może być zło z „Desperacji”, czy „Cmętaża Zwieżąt”.

Kolejny rodzaj zła to ZŁO KOSMICZNE, czyli związane z tym co OBCE, pochodzące zza chmur i gwiazd, często nierozumiejące nas tak, jak my nie rozumiemy jego. W tym przypadku głównym elementem opowieści jest inwazja i zagrożenie gatunku ludzkiego, co znajdziemy w m.in. „Pod Kopułą”, czy „Łapaczu Snów”.

Podążając naszym mrocznym szlakiem natrafimy też na ZŁO ODWIECZNE, czyli WAMPIRYCZNE, istniejące od powstania czasu, jednak z nie do końca jasną genezą. Temat wampirów poruszę jeszcze przy okazji „Miasteczka Salem” i opowiadania „Dola Jerusalem”, choć ostrzec muszę wszystkich fanów „Zmierzchu”, że nie ma tu pseudo-przystojnych, lśniących w słońcu wampiro-laleczek.

Innym rodzajem zła, które wyróżnić możemy w twórczości Kinga jest ZŁO NABYTE, które jest wynikiem zakażenia albo traumy prowadzącej do chorobliwej reakcji na otoczenie lub przedstawione wydarzenia. Jest to zło wyuczone, na które nie ma lekarstwa, atakujące ludzki – i nie tylko – umysł niczym wirus nihilistycznej, gnijącej grypy. Np. „Cujo” lub „Carrie”.

Typowym dla niektórych z tych opowieści jest również ZŁO ZALEGAJĄCE, czyli zło wywodzące się z miejsca lub istoty przedmiotu. Nie ma tu demonów, czy duchów, żadnej personifikacji, istnieje jedynie niezdefiniowana zła energia , jakaś okrutna cząstka lub aura. Przykładem tego typu zła może być hotel z „Lśnienia” czy tytułowa „Małpa”, mechaniczna zabawka o nadnaturalnych zdolnościach.

Ostatnie dwa rodzaje kingowskiego zła to ZŁO Z WYBORU i ZŁO WRODZONE, najbardziej „codzienne”, ludzkie, związane z perwersyjnymi skłonnościami, chorobami psychicznymi, uwielbieniem okrucieństwa i… zła właśnie. Idealnymi przykładami są tutaj„Worek Kości” czy „Blaze”.

Zastanawiacie się dlaczego do przedstawienia i zobrazowania tego tematu – pierwszego z cyklu „Weekend ze Stephenem Kingiem” – wybrałam akurat „Misery”, powieść z 1987 roku, o której od dawna przecież nie jest już głośno? Otóż, to właśnie zło obecne w„najzagorzalszej wielbicielce” Paula Sheldona, Annie Wilkes, jest najbardziej wielowymiarowe i trudne do skatalogowania spośród wszystkich potworów zrodzonych w opowieściach Kinga. Najbardziej myląca, więc ostatecznie najbardziej przerażająca, jest bowiem w Annie jej ludzka postać, tak nie pasująca do jej bytu, do tego kim Annie rzeczywiście jest. To trochę tak jak „garnitur z Edgara”: (fani „Men in Black” od razu zrozumieją co mam na myśli) ciało Annie jest tylko niepasującą, sztuczną powłoką kryjącą obrzydliwą abominację.

Sam bohater powieści, pisarz Paul Sheldon przyrównuje Annie do afrykańskich bożków, jawi mu się ona jako „kamienny monolit i nieuchronność losu”. To element ZŁA ABSOLUTNEGO, gdzie Annie decyduje o życiu i śmierci Sheldona, o jego „być albo nie być”, zabawia się jego kosztem i obserwuje cierpienie, raz po raz zawierając z nim umowy, od których zależy jego przetrwanie, a których nie może on uniknąć. Annie posiada władzę absolutną.

Co więcej, Sheldon ma wrażenie, że Annie często jakby nie jest sobą. To właśnie ten „garnitur”, w tym wypadku z Annie, maska, skorupa kobiety, pusta i gnijąca w środku (zauważyć warto chociażby opis nieludzkiego smrodu dobiegającego z jej ust), kiedy zło chwilowo się wycisza. To element ZŁA MITOLOGICZNEGO, podobnego do demonicznego nawiedzenia: „Pomyślał, że gdyby wyciągnął rękę w kierunku tego uśmiechu, nie natrafiłby na nic prócz jednolitego nieprzeniknionego mroku.”

Co więcej, postać Annie Wilkes zawiera w sobie elementy wampiryczne. „Wysysa” energię życiową z Sheldona, osłabia go na różne sposoby i nie pozwala wrócić mu do zdrowia: „Tak jak posąg pochłaniała wszystko inne.”

Biorąc pod uwagę całą historię opisaną w „Misery” możemy też założyć, że w Annie króluje jeszcze jeden rodzaj zła… Że jest to albo ZŁO NABYTE, od traumy lub choroby, które wywołały niebezpieczne zaburzenia, albo że jest to zło ciągnące się za Annie od momentu poczęcia – że jest ona zła już od przyjścia na ten świat. Jest to o tyle potworne, że musielibyśmy wówczas wziąć pod uwagę, że ludzie nie rodzą się jako tabula rasa, ale z góry skazani są na wewnętrzny rozkład, zaczynając życie z zalążkiem wielkiego zła. Taka właśnie może być Annie Wilkes, najpotworniejsza „najzagorzalsza wielbicielka” w literaturze grozy – fanka ostateczna, reprezentująca totalne ludzkie zło.

O.