Dla zwyczajnego, europejskiego czytelnika, historia Korei, nawet ta główna i podstawowa, pozostaje nigdy nie poznaną zagadką. Czasami słyszymy wzmianki w telewizji, pojmujemy konflikt Północ-Południe, jednak za bardzo nie wdajemy się w szczegóły, nawet jeśli to przecież dzieje się dzisiaj i ma realny wpływ na polityczny krajobraz świata. Tym bardziej nie cofamy się w czasie i nie zastanawiamy się jak ten azjatycki kraj kształtował się na początku zeszłego wieku. A szkoda, bo Korea wciąż ukrywa przed nami wiele niespotykanych niespodzianek. Historii tak niezwykłych, że nawet samym Koreańczykom trudno w nie uwierzyć, a większość z nich nie ma o nich pojęcia. Takie opowieści wychodzą na jaw zupełnie przypadkiem. Są przekazywane z ust do ust, do uszu tych, którzy akurat zapragną ich wysłuchać.
Dokładnie tak, jak opowieść, którą usłyszał Kim Young-ha, by później zgłębić ją i opisać w niezwykłej południowokoreańskiej powieści „Czarny Kwiat”. Życie pisze najdziwniejsze i najlepsze scenariusze i taka właśnie jest historia, którą opisał Kim Young-ha. Czy ktoś mógłby uwierzyć, że na początku dwudziestego wieku grupa uchodźców z Korei uciekła z kraju do Meksyku w poszukiwaniu lepszego życia? Że trafili na plantacje do hacjend i zostali wykorzystani jako tania siła robocza, niemal niewolnicy? Że w końcu część z nich postanowiła uciec za granicę, w dżunglę Ameryki Południowej i tam odnaleźć azyl wśród majańskich ruin? Niemal nieprawdopodobne. Niczym dziwna legenda, tajemniczy kawałek nikomu nieznanej opowieści. To właśnie ta sekretna część koreańskiej historii tak zafascynowała pisarza, że postanowił zgłębić ją, dotrzeć do zapomnianych źródeł i opisać na swój wyjątkowy sposób.
W 1904 roku Japonia wypowiada wojnę Rosji. Wkrótce pokonuje jej flotę, a cesarscy żołnierze lądują w Korei, by przejąć Seul i zaanektować cały kraj. Mieszkańcy ewakuują się – każdego dnia wypływają statki w różne strony świata, do Rosji, do samej Japonii, na Hawaje… I jeden ze statków zbiera niewiele ponad tysiąc osób, a pośród nich osierocone dzieci, rozdarte rodziny, kobiety, mężczyzn i misjonarzy nowego świata, a wszyscy oni kierują się do Meksyku. Pośród pasażerów panuje wiara, że Meksyk to kraj nowoczesny, bo w końcu graniczący z ziemią obiecaną, Stanami Zjednoczonymi. Jednak okrutna rzeczywistość wkrótce weryfikuje marzenia Koreańskich uchodźców – z jednej niewoli trafiają do drugiej, na plantacje agawy, by pracować w znoju i w plugawych warunkach, w nieludzkich warunkach. W końcu część Koreańczyków, pod osłoną rewolucyjnych nastrojów, postanawia uciec do Gwatemali, w dżunglę, a tam założyć nowy kraj – Nową Koreę.
„Czarny Kwiat” to przede wszystkim powieść z silnie wyeksponowanym wątkiem historycznym, umiejętnie łącząca fikcję z prawdą. Ze względu na niewielką ilość śladów, jakie pozostawiła po sobie ta niewielka grupa w Meksyku, a której potomkowie dawno zatracili swoje korzenie, siłą rzeczy autor musiał dopowiedzieć większość wydarzeń, wykreować swoich własnych bohaterów i nadać im wyjątkowe motywacje. I w ten sposób w powieści znajdziemy tradycyjne wątki wydartej miłości, nienawiści, czy zwyczajnej przyjaźni. Te przechodzą płynnie w pragnienie wolności i szukania swojego miejsca w nowym, nieprzyjaznym świecie, gdzie mieszkaniec Korei na zawsze pozostanie inny. Znajdziemy tu ból i cierpienie, potrzebę zbudowania swojej tożsamości na nowo, które prowadzą do buntu i rewolucji. A ostatecznie do ucieczki.
Dżungla Gwatemali wydaje się być niczym terra incognita, czysta ziemia, która gotowa jest przyjąć zrozpaczonych i oszukanych koreańskich uciekinierów i nawet przez jakiś czas wydaje się, że to może się udać. Na przekór wszystkiemu. Ruiny legendarnego miasta Majów, Tikal, zdają się być idealne dla niewielkiej grupy, która nagle zaczyna czuć się jak wielcy odkrywcy, wierząc, że tam mogą zbudować swój dom. I tak powstaje idea Nowej Korei. Pośród kamieni, pośród piramid i ukrytych w cieniu świątyń. Ta idea to niestety utopia, piękny sen, który nie może się ziścić, marzenie szybko skonfrontowane z rzeczywistością i politycznymi przemianami południowoamerykańskiego świata.
„Czarny Kwiat” Kim Young-ha zaskakuje precyzją, intensywnością szczegółów i surowością języka, który przypomina historyczne sprawozdanie wymieszane ze snutą legendą. Sama opowieść jest tak niesamowita, że rekompensuje miejscowe dłużyzny narracyjne, które są tutaj konieczne, aby zrozumieć kontekst i z łatwością odnaleźć się w realiach, które nie są znane nawet dla samych Koreańczyków, czy mieszkańców Meksyku. Zarzucenie ciężkiej historycznej kotwicy to jedyny sposób, by dla wszystkich te unikatowe dzieje stały się w pełni zrozumiałe. „Czarny Kwiat” ma w sobie ogromny potencjał, bo łączy w sobie typową powieść historyczną, z wątkiem przygodowym, romantycznym i czysto rewolucyjnym, tworząc niespotykaną dotąd mieszankę, która ma szansę zafascynować niejednego czytelnika.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Kwiaty Orientu 🙂
**Po więcej „Czarnego Kwiatu” i KONKURS koniecznie zajrzyjcie na vloga!
Azjatyckie klimaty są bardzo egzotyczne dla nas.. i ciekawi mnie podejście do tematu.. choć obawiam się tych dłużyzn.. ale zobaczymy..
Wiesz co, może źle się wyraziłam – to jest moc opisów i szczegółowych informacji, ale w żaden sposób nie jest to nudne, czy męczące 🙂 Polecam 😀 Weź udział w konkursie! 😀
Oki, no to lecę, się konkursować, bo filmiku jeszcze nie widziałem 😉
Z Twojej recenzji wynika, że ta książka jest ciekawsza niż „Mogę odejść, gdy zechcę” tego samego autora. Bo tamta nie wzbudziła we mnie żadnych emocji, choć opowiadała o samobójcach. Taki poważny, dramatyczny temat, a wrażeń zero… Zaliczyłam ją do kategorii „pomysł dobry, ale wykonanie słabe”. Widocznie autor poprawił swój pisarski warsztat 🙂
To moje pierwsze spotkanie z autorem, więc trudno mi porównywać… 🙂
Dla mnie czarny kwiat to każdy człowiek, który wyłamuje się z narzuconych przez społeczeństwo schematów czy wyróżnia na tle innych, czy to poprzez swoje przekonania, postępowanie, kolor skóry czy wiarę. Właśnie ta odmienność powoduje, że na początku inni ludzie podchodzę do tych „czarnych kwiatów” z obawą i niezrozumieniem, a w skrytości swych serc walczą z zazdrością bądź podziwem, nie chcąc przyznać się do zachwytu dla wyjątkowości danej jednostki.
Ślicznie dziękuję za odpowiedź! 🙂