Półki współczesnych księgarni, zarówno tych tradycyjnych jak i wirtualnych, uginają się pod ciężarami thrillerów. Gatunek ten rządzi od lat listami światowych bestsellerów bez względu na obecnie panującą modę i ustrój polityczny. Thrillery zdominowały księgarski rynek i jak na razie nic nie wskazuje na to, że coś może się w tym względzie zmienić. Co w takim razie przyciąga do nich wciąż nowych czytelników? Przede wszystkim dreszczyk, iskra wywołująca zarówno strach, jak i ekscytację spowodowaną wrażeniem uczestniczenia w czymś niezwykłym. Z zapartym tchem śledzimy losy detektywów, agentów specjalnych, policjantów i wraz z nimi zanurzamy się w intrygę próbując rozwikłać zagadki i znaleźć winnych.
By odróżnić thriller dobry od słabego nie potrzeba zdolności detektywistycznych. Wystarczy przyjrzeć się, czy autor przestrzegał kilku podstawowych zasad. Główni bohaterowie dreszczowca muszą być wykreowani tak, by łatwo można było się z nimi utożsamić: otwarci, ludzcy, z konkretnym charakterem i zarysowaną przeszłością. Równie ważny jest inteligentnie skonstruowany wątek zbrodni. Trudno teraz o nowe koncepty i nowatorskie pomysły, ale pomimo nieuniknionej przewidywalności fabuła thrillera powinna zaciekawić, trzymać w napięciu aż do ostatniej strony i zaskoczyć czymś niespodziewanym. Idealnie byłoby, gdyby thriller wciągnął czytelnika tak, że po zakończeniu lektury z chęcią zgłębiłby on dalsze losy bohaterów – stąd tak popularne dzisiaj serie „z dreszczykiem”.
Powieść „Zgliszcza” (tytuł oryginału „A Cold Dark Place”) Gregga Olsena doskonale wpisuje się w powyższą konwencję. Sama w sobie może i nie wnosi do gatunku niczego nowego, nie przekazuje żadnej wyrafinowanej treści, a jednak spełnia swoją rolę i sprawia frajdę sięgającemu po nią czytelnikowi. Jest tu wszystko, czego potrzeba dobrze skrojonemu thrillerowi – dziwna zbrodnia, rodzinne tajemnice, sekrety z przeszłości i mroczny morderca.
Główną bohaterką powieści jest Emily Kenyon – policjantka i samotna matka, która wychowuje nastoletnią córkę Jennę. Akcja rozgrywa się w miasteczku Cherrystone w stanie Waszyngton, gdzie nigdy nie dzieje się nic ważnego, po ulicach nie grasują przestępcy i wszyscy znają się przynajmniej z widzenia. Jest początek tygodnia po ciężkim weekendzie, w trakcie którego przez miejscowość przewinęło się silne tornado. Mieszkańcy liczą straty, policja i inne służby porządkowe pomagają w usuwaniu szkód i odwiedzają okoliczne farmy. Okazuje się jednak, że nie wszystko jest tak, jak być powinno.
Jedną z farm, dom rodziny Martinów, dosłownie zmiotło z powierzchni ziemi. Pozostały jedynie walające się deski i rozszarpane przez żywioł przedmioty. A wśród tego wszystkiego trzy ciała – kilkuletniego Donny’ego i jego rodziców, Marka i Peg Martinów. Wszystko to można by uznać za nieszczęśliwy wypadek, gdyby nie jeden mały szczegół – rany postrzałowe. Cała trójka została zamordowana. W tej układance brakuje tylko jednego świadka – Nicholasa, starszego syna państwa Martinów. Nie odnaleziono jego ciała, ślady wskazują na ucieczkę i nikt nie wie, gdzie nastolatek obecnie przebywa. Może poza jedną osobą w mieście… Gdy okazuje się, że w wieczór rozpoczęcia śledztwa znika także Jenna, Emily musi zmierzyć się ze świadomością, że jej córka popełniła nieodwracalny błąd i wplątała się w coś, co może zagrozić jej życiu.
Zaczyna się wyścig z czasem, giną kolejne osoby, a nasi bohaterowie muszą stanąć twarzą w twarz się nie tylko z makabryczną zbrodnią, ale także z własną przeszłością, która ni stąd ni zowąd zaczyna ich prześladować. Skrzętnie poukrywane sekrety wychodzą na jaw, powracają wspomnienia i starzy, „dobrzy” znajomi. Nic nie jest już takie jak się wydawało i nawet najbliżsi okazują się prowadzić podwójne życie. Dla Emily sprawa morderstwa staje się osobistym rozliczeniem z dramatycznymi przeżyciami sprzed lat i śledztwem, po którym trauma zmusiła ją do przeprowadzki do „spokojnego” Cherrystone.
Greggowi Olsenowi udało się w „Zgliszczach” zbudować olbrzymie napięcie pomiędzy tym, co dzieje się „tu i teraz”, a wydarzeniami z przeszłości. Skonfrontował swoich bohaterów z wydarzeniami, które w ich mniemaniu już dawno odeszły w zapomnienie. Nierozwiązane konflikty, sekrety, o których nikt nie chciał pamiętać, złe decyzje, których konsekwencje ciągną się za ludźmi przez całe ich życie. Pokazał, że zła nigdy do końca nie da się pokonać – może zostać uśpione, częściowo wyciszone, czekając w mroku na moment przebudzenia. Wtedy już nie da się o nim zapomnieć. Nie da się go ominąć. Konfrontacja jest nieunikniona i pozostaje jedynie stawić jej czoła. Zacząć od nowa, poświęcając wszystko, na czym nam najbardziej zależy.
„Zgliszcza” to idealna opowieść na wieczór, tak wiosenno-letni jak i jesienno-zimowy. Niby na końcu nie ma specjalnego zaskoczenia. Niby kolejne kroki bohaterów miejscami są zbyt przewidywalne. Ale muszę przyznać, że świetnie się tę historię poznaje, odkrywa kolejne sekrety, a do samej postaci Emily Kenyon z chęcią powrócę w kontynuacjach.
O.
* Recenzja napisana dla portalu Gildia.pl, która ukazała się 16 sierpnia, a którą można przeczytać także TUTAJ.
Jako wielka fanka mocniejszej literatury chętnie zapoznałabym się z tą książką 🙂
Polecam 🙂