Site icon Wielki Buk

Bezsenne Środy: „Kobieta w Czerni” Susan Hill – recenzja

Bombla_BezsenneKobietaCzern

Mokradła, bagna, wrzosowiska, wzgórza, doliny, szczególnie te angielskie, na jednej z brytyjskich wsi, a na nich dom. Takie osamotnione, opuszczone domostwa, gdzieś na końcu świata, odcięte od cywilizacji, pełne złych wspomnień aż proszą się o swojego ducha. O zjawę, która będzie go nawiedzać, która będzie krążyć po pokojach i ciemnych korytarzach. Dmą wichry i nigdy nie jest pewne, czy to jeszcze wycie wiatru, czy wrzask osamotnionej duszy. Wiecznie siąpi deszcz, a jego bębnienie o szyby miesza się ze stukaniem mebli w pustych pomieszczeniach. Mgła osacza go z każdej strony, tworząc omamy, zaburzając percepcję, nic nie jest pewne, nic nie przypomina istoty rzeczy.

Takie właśnie domy, posiadłości, w których śmiech już dawno nie odbijał się od ścian, a ostatni raz słychać w nich było krzyki złości i rozpaczy, aż prosi się o swoją opowieść. I o nazwę, która przejdzie do legendy. Idealnym przykładem takiego opuszczonego, nawiedzonego domu jest Dom na Węgorzowych Moczarach otoczony Ławicą Dziewięciu Topielców z niesamowicie popularnej, gotyckiej powieści Susan Hill zatytułowanej „Kobieta w Czerni”.

„Nigdy na moje czoło nie wystąpił tak zimny pot, a serce nie skoczyło mi do gardła, jakby chciało sięgnąć moich wyschniętych ust, po czym zaczęło walić w mej piersi niczym młot o kowadło. Nigdy też nie chwyciły mnie w swe szpony taka trwoga i przerażenie ani świadomość istnienia złych mocy. Stałem jak sparaliżowany. Strach podpowiadał mi, żebym opuścił to miejsce, ale brakło mi sił, żeby odwrócić się i uciec. Miałem za to pewność, jakiej nie doświadczyłem nigdy dotąd, że w każdej chwili mogę paść trupem na tym nędznym skrawku ziemi.”

Niejaka pani Drablow, właścicielka posiadłości zwanej Domem na Węgorzowych Moczarach, umiera, a wszystkie jej sprawy spadkowe przejmuje kancelaria notarialna pana Bentleya, który oddaje ją w ręce młodego, nieopierzonego jeszcze prawnika – Arthura Kippsa. Arthur przyjmuje zlecenie i wyrusza na daleką prowincję, do małego miasteczka Crythin Gifford i tak wkrótce sam przekona się, że coś jest zdecydowanie nie tak jak powinno być. O pani Drablow nikt nie chce pisnąć nawet słowem, atmosfera zagęszcza się, jak tylko wspomina się jej imię, a do opuszczonego, osaczonego morskim przypływem domu nie zapuszcza się nikt, poza jednym starym woźnicą. Na domiar złego Arthurowi zaczyna objawiać się upiorna kobieta w czerni, ni to zjawa, ni to duch, ni złowrogie wspomnienie kogoś, kto niejedno wycierpiał, co przeraża wszystkich z Arthurem włącznie. A to dopiero początek, bo powierzone Arthurowi zadanie musi zostać wykonane do końca i przyjdzie mu się zmierzyć z okrutnym sekretem, jaki skrywają mury Domu na Węgorzowych Moczarach.

„Kobieta w Czerni” Susan Hill to nowela, mini-powieść, która została napisana 1983 roku, a zdaje się być jak najbardziej klasycznym, tradycyjnym niemal nawiązaniem do gotyckiego horroru rodem z XIX wieku. Susan Hill zadbała o wszelkie możliwe szczegóły i stworzyła idealną atmosferę dla opowieści o śmierci, o żałobie i o rozpaczy, która potrafi nawiedzać nawet zza grobu. Strach rodzi się w czytelniku natychmiastowo, a przynajmniej podejrzenie nachodzącego mroku. Sama historia jest opowieścią kominkową, snutą z perspektywy, opięta narracyjną klamrą, która łączy przeszłość z teraźniejszością. Co intrygujące, „Kobieta w czerni” rozpoczyna się w wigilijny wieczór, co nadaje jej jeszcze bardziej dramatycznego tonu i zmusza czytelnika do skonfrontowania spokojnej, świątecznej atmosfery, wyobrażeń rodzinnego szczęścia i spokoju z samotnością, izolacją i tragedią Domu na Węgorzowych Moczarach.

Powieść idealna dla miłośników klasycznej grozy, opowieści o duchach pośród angielskich mgieł i historii o zemście zza grobu.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo wrzask rozpaczy niesie się pośród nocy.

O.

*Po więcej „Kobiety w Czerni” Susan Hill koniecznie zajrzyjcie na VLOGA 🙂

Exit mobile version