Site icon Wielki Buk

Bezsenne Środy: „Martwa Strefa” Stephen King – recenzja

Bombla_BezsenneMartwaStrefaŚpiączka jest jednym z najniezwyklejszych stanów w jaki popaść może ludzkie ciało. Nie do końca objaśniony fenomen, przypadłość, która wciąż kryje w sobie moc medycznych sekretów. Niby sen, który nie do końca jest snem. Istnienie w nieistnieniu. Przerażająca ciemność, w której nie ma nic, a może jest wszystko. Uśpiona świadomość, zatracona przytomność, odcięcie od rzeczywistości. Koma. Ci, którzy budzą się ze snu, po miesiącach, czasami wielu latach, nie wiedzą dokładnie gdzie byli, dokąd uciekł im ten utracony czas. To jedna z tych największych tajemnic. Zagadka cielesności, mózgowych fal, które wyprowadzają człowieka poza ciało, gdzieś, gdzie nawet pamięć nie ma dostępu.

„Część mózgu Johnny’ego Smitha została uszkodzona, nieodwracalnie uszkodzona – bardzo mała część, ale wszystkie części mózgu mogą być ważne. On sam nazywa to „martwą strefą”.

Śpiączka ma wiele przyczyn, tych czysto fizycznych, związanych z ciężką chorobą, ale także tych mechanicznych, wywołanych urazem mózgu. Na przykład spowodowana ciężkim wypadkiem samochodowym. A samo przebudzenie może nieść za sobą niezwykłe konsekwencje. Tak jak stało się w przypadku bohatera niesamowitej powieści Króla Horroru, jedynego i niepowtarzalnego Stephena Kinga, zatytułowanej „Martwa Strefa” (oryg. „Dead Zone”).

John Smith jest zwyczajnym mężczyzną, który dopiero zaczyna poważne dorosłe życie – uwielbiana praca nauczyciela, piękna kobieta obok, której zaledwie tygodnie wcześniej skradł pierwszy pocałunek… Jednak zanim wszystko rozkręca się na dobre, Johnny ma wypadek. I zapada w śpiączkę na niemal pięć lat. Świat się zmienia, życie wszystkich wokół idzie naprzód, a on, kiedy w końcu wybudza się z ciemności, zyskuje coś więcej niż drugą szansę – niezwykły dar dostrzegania poprzez dotyk przeszłości i przyszłości ludzi wokół. Zwyczajna interakcja z lekarzem czy pielęgniarką wywołuje niby hipnotyczny stan, w którym Johnny znika i WIDZI. Widzi czasami urywki, czasami wszystko to, co skrywa serce, a czasami „nienazwane”, czyli to, co mieszka w Martwej Strefie jego umysłu. I ten dar wkrótce sprawia, że Johnny staje się sławny, a nowa umiejętność doprowadza go na kogoś, na kogo nikt nigdy nie chciałby trafić.

„Martwa Strefa” Staphena Kinga niby nie jest typową powieścią grozy, raczej thrillerem, jednak pozostawia po sobie niezwykły niepokój i wywołuje dreszcze dziwności. To historia zmagania z własnym przeznaczeniem i odpowiedzialnością za niezwykły dar, jakim jest swoista umiejętność jasnowidzenia. Obraz cudzej przyszłości, bądź przeszłości,  migawka z czyjegoś życia, które dopiero nadejdzie. Walka z konsekwencjami wyboru. I pytanie o cel takich zdolności. Czy to ręka Boga, czy Diabła? Czy umiejętność spoglądania w czyjąś duszę jest błogosławieństwem, czy klątwą? A może wiara nie ma z tym nic wspólnego, a jedynie podły los bawi się cudzym nieszczęściem i zmusza do podejmowania niemożliwych wyborów?

Stephen King wie, jak zaskakiwać czytelnika i chociaż „Martwa Strefa” to bardziej horror oswojony, ludzki i bardzo parapsychiczny dramat jednej postaci, jaką jest John Smith, to jest to jedna z doskonalej poprowadzonych kingowych opowieści, wielowymiarowa i przerażająca w swojej „zwyczajności”. Bo sen, z którego można wybudzić się innym, może przytrafić się każdemu z nas, a codzienność Johna Smitha, everymana, może stać się codziennością każdego innego człowieka.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo w ciemności snu czają się sekrety, których nie chcę poznać.

O.

*Po więcej „Martwej Strefy” koniecznie zajrzyjcie na VLOGA:

Exit mobile version