„Republika Świecidełek” Paweł Sajewicz – recenzja

Wmówili im, że mogą zostać kimkolwiek tylko chcą. Że droga nie będzie ciernista, a zaprowadzi ich prosto do gwiazd. Osiągną sukces, bo urodzili się panami życia. Wykształceni na wszystkich frontach, nie znają się w zasadzie na niczym konkretnym, ale po latach męczarni wymagają od rzeczywistości, by zrównała się z ich wygórowanymi marzeniami. Oni obalają autorytety, obalają mistrzów poprzednich epok, szukając jednorazowych guru, którzy poprowadzą ich za rękę na drodze do pewnego, obiecanego sukcesu. Gardzący systemem, wyścigami szczurów, ale pewni siebie aż do przesady, pędzą naprzód nie oglądając się za siebie, tylko na siebie, pieczołowicie karmiąc swój Weltschmerz, z którego są tak dumni. Roszczeniowi, pozbawieni świadomości tego, że życie stawia przed nimi pewne wymagania, że oczekuje od nas pewnych postaw. Wchodzą w skład Milenialsów, ale też Pokolenia PRL. Zawieszeni między pokoleniem X i Y. Generacja płatków śniegu.

To właśnie oni buntują się, spalają na panewce i ostatecznie ośmieszają w porażająco mocnej, do cna współczesnej polskiej powieści, debiucie Pawła Sajewicza Republika Świecidełek. Czytaj dalej

Bezsenne Środy: „Kamienica Panny Kluk” & „Drugi peron i inne opowiadania”

Jest prawdą powszechnie znaną, że napisanie dobrego opowiadania to nie lada sztuka. Dla przykładu, opowiadania grozy Można zagryzmolić kilkaset stron na modłę współczesnych mistrzów i nie powiedzieć nic, a można nakreślić zaledwie kilka akapitów i powiedzieć wszystko. A nawet więcej. To pewnie dlatego tak niewiele jest we współczesnej literaturze gatunkowej zbiorów opowiadań doskonałych, tzn. idealnie wyważonych, w których zgadza się tak atmosfera, jak wyczucie czasu, czyli uchwycony ten jeden, najważniejszy moment, tworzący punkt kulminacyjny fabuły. W końcu opowiadanie to taka opowieść na zagryzkę, literacka przekąska, opowieść w pigułce, w której musi zawrzeć się wszystko to, co w dobrej powieści, ale intensywniej, zwięźlej, bardziej. Całość musi być przesycona esencją smaku. Przed opowiadaniami grozy podniesiona jest jeszcze wyższa poprzeczka, bo przecież muszą wywołać w czytelniku poczucie grozy, wstrząsnąć nim, zaniepokoić. Tutaj nie sposób nikogo oszukać potrzeba mistrzowskiego pióra.

W poszukiwaniu takich horrorowych smakołyków krótkiej formy warto sięgnąć po dwa zbiory z Biblioteczki Okolicy Strachu Kamienicę Panny Kluk Damiana Zdanowicza i Drugi peron i inne opowiadania Agnieszki Kwiatkowskiej. Bardzo możliwe, że poczujecie się nasyceni i zadowoleni. Czytaj dalej

„Tak sobie wyobrażałam śmierć” Johanna Mo – recenzja

Nie ma większej tragedii dla rodzica, jak śmierć własnego dziecka. Nie ma większej rozpaczy, jak rozpacz matki, która traci ukochanego synka. Nie ma większych łez, bardziej bezsennych nocy, momentów całkowitego zwątpienia, jak wtedy, gdy ginie ktoś, kto nigdy nie powinien był zginąć. Kiedy odchodzi na zawsze, a po nim pozostaje jedynie pustka. Serce zatrzymuje się na moment, wierząc, że wypełni ten brak gdzieś na granicy światów. Ciało wstrzymuje oddech, bo może wtedy uda się usłyszeć to, co zamilkło i nigdy już nie powróci. Czasami pozostaje niemoc. Lepiej nie wstawać, nie rozglądać się wokół, nie widzieć, że nie ma Złagodzić sztucznie ból, który nigdy przecież już nie przeminie, znieczulić, odłączyć, przeczekać, nawet w nieskończoność. Albo zareagować. Agresywnie, impulsywnie, wściekłością, gniewem tak silnym, bo nieukojonym.

Kryminały niezbyt często poruszają temat tak bolesny i przenikliwy, jak żałoba, ale Johanna Mo nie bała się wciągnąć czytelnika w melancholijną, przygnębiającą opowieść o sile straty, która prowadzi do zbrodni Tak sobie wyobrażałam śmierć.. Czytaj dalej

„To, co zostawiła” Ellen Marie Wiseman – recenzja

Demencja starcza, początki choroby Alzheimera, choroba afektywna dwubiegunowa, schizofrenia, melancholia, depresja, psychoza poporodowa, zaburzenia kompulsywno-obsesyjne, majaki i halucynacje, zaburzenia nerwowe i lękowe To zaledwie kilka powodów, dla których kobieta mogła dawniej i wciąż może trafić do zakładu psychiatrycznego. Czubek góry lodowej schorzeń związanych z ludzką psychiką. Jednak kiedyś nie tylko choroba umysłu stanowiła doskonały powód, by zamknąć kobietę za murami przytułku dla obłąkanych. Wystarczyło buntownicze usposobienie, czy wystawianie na pośmiewisko swojego dobrego imienia. Nawet gwałt i ciąża były wystarczającym usprawiedliwieniem dla tych, którzy pozbywali się zbędnego balastu. Nie były to częste przypadki, jednak na tyle wyróżniające się w historii psychiatrii, że do dzisiaj pobudzają wyobraźnię twórców popkultury.

Bo czy może być coś bardziej okrutnego, jak całkowicie zdrowa na umyśle osoba, młoda kobieta, zamknięta pośród szaleńców, której nikt nie wierzy, że trafiła tu z czystego wyrachowania najbliższych? Tak właśnie potoczyły się dzieje bohaterki poruszającej powieści młodzieżowej Ellen Marie Wiseman To, co zostawiła. Czytaj dalej

„W linii prostej” Damien Boyd [Komisarz Nick Dixon] – recenzja

 

Zabić można na wiele różnych sposobów. Człowieka ogranicza jedynie wyobraźnia. Pisać o zabijaniu też można na wiele sposobów, inspirować się, podglądać, podpatrywać to tu, to tam. Sięgać do gazet, dokarmiać się wiadomościami, zaglądać do sieci, oglądać filmy i czytać, czytać, czytać Kiedy twórcy kryminałów piszą o śmierci, nomen omen zmuszeni są powielać pewne schematy w nieskończoność. Zbrodnie powracają, nakładają się, powielają i nawet najwięksi miłośnicy gatunku mogą czasami poczuć się znużeni, gdy po raz kolejny czytają niemal o tym samym, jedynie w odmiennych aranżacjach. Jednak czasami pisarz pójdzie o krok dalej, wyprzedzi modę, wpadnie na świeży trop, na element wykorzystywany od czasu do czasu, niepopularny jeszcze, wciąż fascynujący Taka zbrodnia w kryminale jest na wagę złota.

Brytyjski pisarz Damien Boyd sięgnął po motyw, którego jeszcze nie nadużyto w gatunku, a który fascynuje jak mało co. Wykreował powieść kryminalną z motywem wspinaczkowym W linii prostej a tam ostre skały, zatrważające wysokości i trup, bo bez trupa w kryminale ani rusz. Czytaj dalej

Bezsenne Środy: „Dom na Wyrębach” Stefan Darda – recenzja

Dom na całkowitym odludziu. Niemal w samym sercu lasu, tam, gdzie kończy się droga. Świeże powietrze cały rok, sąsiad zza ogrodzenia niemal nieobecny, a do najbliższej wsi niemały kawałek, więc cicho jak makiem zasiał. Wokół tylko drzewa, świergot ptaków, ściana zieleni i czerni, przyzywająca swoim spokojem. Wsi spokojna, wsi wesoła, wsi magiczna To nic nie szkodzi, że nieopodal jakiś cmentarz zapomniany. Że po nocach śnią się mary, a na ciele, jak po piekielnej walce, zostają znaki. Zza okna zioną spotworniałe twarze, gdy księżyc osiąga pełnię i niesie się rechot pośród drzew. Nie warto zwracać uwagi na te zabobony, jakoby krzyk puszczyka strzygi symbolizował, na legendy jakieś stare, dawno wyolbrzymione, zdziwaczałe Ten dom miał być nowym początkiem i początkiem czegoś na pewno pozostanie. Dom na Wyrębach.

Dom na Wyrębach, czyli polska powieść grozy, głośny i nagradzany debiut Stefana Dardy, który nieprzypadkowo z czasem zyskał status kultowego.

Umarli nie lubią, jak się im zakłóca spokój. Czytaj dalej

„Rudowłosa” Orhan Pamuk – recenzja

Przepowiedziano, że zabije własnego ojca, króla Teb, i że ożeni się ze swoją matką, by spłodzić z nią przeklęte pokolenie. Dlatego, tuż po narodzinach, przebito mu kostki i porzucono w górach. Odnalazł go pasterz i ulitował się nad losem obrzmiałonogiego, lecz niedługo trwało pozorne szczęście chłopca. Wychowany w błogiej nieświadomości młodzieniec ruszył ku przeznaczeniu, nie zdając sobie sprawy, że wypełnia boską wolę i złowieszczą przepowiednię sprzed lat. Po drodze zabija przypadkowego starca, pokonuje potwornego Sfinksa, rozwiązując jego dziwaczną zagadkę, by zostać prawdziwym bohaterem Teb. Poślubia owdowiałą królową, rodzą się kolejne dzieci, a kiedy prawda wychodzi na jaw zamordowanym starcem był jego rodzony ojciec, a żoną i matką jego dzieci okazała się jego własna matka ten wyłupia sobie oczy i odchodzi pokonany przez przeznaczenie. Król Edyp.

Ten znamienny mit posłużył tureckiemu pisarzowi oraz Nobliście Orhanowi Pamukowi do stworzenia przejmującej opowieści o dorastaniu i skazie, która naznacza całe życie Rudowłosej. Czytaj dalej

„Mock. Ludzkie zoo” Marek Krajewski – recenzja

Wrocław początku XX wieku. Miasto brudne, miasto grzeszne, miasto występne, gdzie czerwone latarnie i podejrzane przybytki wciągają w swoje szpony nocne ćmy barowe epoki i tanie kokoty śmierdzące tanią perfumą, maskującą ludzkie wydzieliny różnej maści. Miasto, które brodzi w błocie, w moralnym brudzie, we krwi Pełne podejrzanych zaułków, ukrytych burdeli, ulic, po których pełza zło. Ale w tym samym mieście dumnie kroczy ktoś, kto sieje postrach pośród cienia. Ktoś, kto od wielu lat pilnuje, by sprawiedliwość dosięgła każdego, kto spróbuje wprowadzić swoje brudne myśli w życie. Masywny mężczyzna o spokojnym kamiennym wejrzeniu, zadbany, pachnący, męski aż do szpiku. Miłośnik nocnych uciech, który wstaje późno i któremu drżą ręce Eberhard Mock.

Tej uwielbianej postaci polskiego kryminału tym razem przyjdzie zstąpić prosto w odmęty piekielne, w samo jądro ciemności w najnowszej odsłonie przygód spod pióra niezastąpionego Marka Krajewskiego Mock. Ludzkie zoo. Czytaj dalej

Tydzień Blogowy #86

Moi Drodzy,

Trwa Festiwal Literacki Sopot, książkowych spotkań moc, do tego praca, praca, praca, więc nie dosypiam, ale łapię i wyciskam ile się da z każdego dnia. <3 Uwielbiam takie intensywne, motywujące momenty w życiu, chociaż nie ukrywam, że byłoby ciut łatwiej, gdyby doba miała, no nie wiem, może 48 godzin, zamian 24? To już by było coś, z taką porcją czasu mogłabym popracować. 😉 Dorzucam Wam równie intensywnego w emocje Shię:

Co więcej, szykuję dla Was moc niespodzianek, tajemniczych spraw, a na dokładkę w blogosferze dzieję się rzeczy smakowite i pyszne, które aż głupio byłoby ominąć, więc zapraszam Was na TYDZIEŃ BLOGOWY!

Do poczytania, do oglądania i do polubienia.

Bo warto czytać.

O. Czytaj dalej