Opowieść o winie, o wyrzutach sumienia, o tajemnicy i o kobiecie, która pojawiła się nagle, by namieszać, namotać, by wzburzyć serca i zmienić życie dwóch mężczyzn na zawsze – „Moja kuzynka Rachela” pióra Daphne du Maurier.
MOJA KUZYNKA RACHELA
“Są kobiety, Filipie, w zasadzie dobre, które nie z własnej winy sprowadzają na innych ludzi nieszczęście. Czegokolwiek się tkną, zamieniają to w tragedię.”
Życie w posiadłości na kornwalijskim wybrzeżu upływa zatwardziałemu kawalerowi Ambrożemu Ashleyowi i jego przygarniętemu podopiecznemu Filipowi w spokoju i ciszy. Filip dorasta w dostatku i szczęściu, pod skrzydłami swojego opiekuna, który jest całym jego światem. Z biegiem lat jednak Ambroży jednak musi oszczędzać siły i reperować zdrowie podczas kilkumiesięcznych wyjazdów do Włoch. To właśnie podczas jednego z takich wyjazdów spotyka tajemniczą wdowę Rachelę, która omamia jego serce. Filip dziwi się rozwojowi wypadków, nie poznaje swojego opiekuna, dziwi się miłosnemu uniesieniu. Z czasem jednak ton listów zmienia się, coś dziwnego dzieje się z Ambrożym – czy to możliwe, że winna jest temu Rachela?
POŚRÓD DOMYSŁÓW
„Jakiś instynkt powinien był ją ostrzec, że pozostanie ze mną oznacza katastrofę nie tylko dla cienia, który spotkała, ale również w końcu i dla niej.”
Historia kuzynki Racheli i młodego Filipa wydaje się prosta – dojrzała kobieta z doświadczeniem uwodzi wchodzącego w dorosłość, niedoświadczonego mężczyznę. Przenika do jego życia, rozsiada się w nim wygodnie, rozsiewając wokół siebie aurę pieczołowicie pielęgnowanej tajemnicy. Zostają kochankami, ale ich związek nie stanowi tu głównej osi powieści. Raczej próba odgadnięcia, kim w gruncie rzeczy Rachela tak naprawdę jest. Rodzą się bolesne plotki, pojawiają nieprzeczytane listy, nad wszystkim wisi niewyjaśniony do końca zgon męża… I nieodgadnione choroby, które imają się tych, których trzyma blisko siebie. Rachela to femme fatale, która nosi się tylko w czerni, a która potrafi rzucać uroki i mieszać przedziwne mikstury. Czy można jej zaufać? Czy można oddać w jej ręce swoje życie?
Podobno du Maurier stworzyła portret tytułowej Racheli na podstawie prawdziwej postaci historycznej, osiemnastowiecznej piękności, niejakiej Rachel Carew, której portret wieńczy ściany jednej z kornwalijskich posiadłości. Nic dziwnego, że mężczyźni nie mogli się Racheli oprzeć. Daphne du Maurier potrafiła budować napięcie, potrafiła też snuć tajemniczą aurę niedopowiedzeń i niedomówień wokół swoich bohaterów. Chociaż to w „Rebece” osiągnęła mistrzostwo formy, to „Moja kuzynka Rachela” nie odstępuje jej o krok. Zaserwowała mieszankę romansu, dramatu i thrillera, którego nie da się zaszufladkować gatunkowo. Dzięki temu zabiegowi czytelnik meandruje pośród domysłów. Niby nie dzieje się tu zbyt wiele, a jednak nie potrafimy oderwać wzroku! Rachela trzyma nas również w garści i nie wypuści aż do swojego ostatniego tchu.
W lekturze „Mojej kuzynki Racheli” nie ma nic banalnego, nie ma nic taniego – to lektura niespieszna, oparta o psychologiczną grę, jaka toczy się między bohaterami. Od pierwszych zdań rodzi się napięcie, rośnie niepokój, a kreacje bohaterów urzekają niejednoznacznością. Tytułowa Rachela to jedna z tych postaci literackich, które zostają u boku czytelnika. Są jak duchy, od których nie można się otrząsnąć, jak zjawy, z którymi idziemy przez życie. Daphne du Maurier z rozmysłem wciągnęła czytelnika w swoją rozgrywkę, zmusiła, by dokonał wyboru, obrał stronę. A nasz wybór zostanie z nami na zawsze.
O.
*We współpracy z Wydawnictwem Albatros.
**Zapraszam na film: