Site icon Wielki Buk

„Czas łaski” John Grisham – recenzja PATRONACKA

Jeden z najpopularniejszych pisarzy powraca z thrillerem prawniczym, który rozkłada na łopatki – „Czas łaski” Johna Grishama to powrót do Clanton i do bohaterów, których znamy z „Czasu zabijania” i „Czasu zapłaty” (można jednakowoż czytać osobno).

WITAJCIE W CLANTON

Witajcie w Clanton, niewielkim amerykańskim miasteczku w stanie Mississipi. To tutaj adwokat Jake Brigance od lat prowadzi swoją prawniczą praktykę, która wciąż trwa, trochę na przekór jego zaciekłym przeciwnikom. Jake bowiem wsławił się głośnym, kontrowersyjnym procesie w sprawie sprzed kilku lat, a teraz znów będzie musiał dokonać trudnego wyboru. Podejmie się obrony młodziutkiego chłopaka, który zabił konkubenta swojej matki, znanego w całym hrabstwie, szanowanego zastępcę szeryfa Stuarta Kofera. Chłopcu grozi kara śmierci, ale… Jego proces będzie bardziej nieoczywisty niż mogłoby się wydawać. Jake Brigance postawi w tej sprawie wszystko na jedną kartę.

NADSZEDŁ CZAS ŁASKI

Czy można współczuć mordercy? Czy istnieją zbrodnie, które można usprawiedliwić? Czy sprawiedliwość może istnieć poza prawem? John Grisham wsławił się tym, że w swoim powieściach porusza tematy kontrowersyjne, moralnie dwuznaczne, prowokujące czytelnika do dokonywania tych najtrudniejszych wyborów wspólnie z bohaterami. Nie przez przypadek Grisham jest jednym z najpoczytniejszych współczesnych pisarzy, którego thrillery o tematyce prawniczej podbiły serca czytelników na całym świecie. Zanurzamy się w tych skomplikowanych emocjach, pozwalamy się porwać prosto w pieczołowicie skonstruowaną, pogmatwaną moralnie opowieść, napięci jak struny do samego końca. Autor, sam prowadząc przez lata prawniczą praktykę, miał szansę działać na co dzień w amerykańskim systemie, w sercu amerykańskiego Południa, obserwując i zdobywając doświadczenie w tych najtrudniejszych sprawach. To doświadczenie widać w poruszanej tematyce, która rozciąga się od zbrodni na tle rasistowskim po wielkie, przez osobiste utarczki, po korporacyjne konspiracje na tle międzynarodowym.

„Czas łaski” to trzecia część serii o młodym prawniku z Clanton, Jake’u Brigance, który w obronie uciśnionych potrafi poświęcić dobro i bezpieczeństwo nie tylko swoje, ale nawet swoich najbliższych. Cykl Grishama rozgrywa się w na przełomie lat 80. i 90., na amerykańskim Południu, w jednym z tych podobnych do siebie miasteczek, gdzie wciąż można odnaleźć charakterystyczne stereotypy, a ludzie żyją z dziada pradziada, kontynuując dawne tradycje, ale też zajadłe konflikty. Tutaj wciąż istnieją bary, w których nawet czarnoskóry szeryf czuje się niepewnie. Tutaj wciąż pilnuje się, by trzymać język za zębami. Tutaj wciąż chroni się swojaka, bez względu na okoliczności. Jake, podobnie jak jego współtowarzysze, zdaje się być świeżym powiewem tego nowego pokolenia. Kimś, kto nie boi się stawić czoła nawet całemu miasteczku, gdy musi zawalczyć o prawdziwą sprawiedliwość. Nie sposób mu nie kibicować, nie sposób nie podzielać brawury, nie sposób nie wstrzymywać oddechu, gdy w końcu wydany jest werdykt. Jake Brigance jest w formie – walczy zajadle, walczy zaciekle, nie poddaje się, gdy wszyscy zdają się przeciw niemu.

Kto podziwia od lat pióro Johna Grishama, dla tego lektura „Czasu łaski” nie obejdzie się bez wzruszeń. Odnajdzie znajomych bohaterów, odwiedzi stare kąty Clanton, przypomni sobie o jak wysokie stawki toczy się ta nierówna walka. Grisham porusza tu rozpoznawalne dla jego twórczości tematy, bawi się motywami, bierze pod lupę małomiasteczkową Amerykę minionych lat i system prawny Stanów Zjednoczonych przy okazji. Kto dopiero z Grishamem zaczyna przygodę, ten ma szansę złapać prawniczego bakcyla, by potem powrócić do poprzednich opowieści autora z „Czasem zabijania” na czele. To niełatwe lektury – miejscami porażające ludzką bezwzględnością, paraliżujące przyczajonym złem, ale jednocześnie diabelnie satysfakcjonujące, w całej swojej krasie.

Dla mnie to najlepszy możliwy powrót Grishama w tej najlepszej możliwej formie.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Albatros.

**Zapraszam na film:

Exit mobile version