Stephen King: wszystkie grzechy | Bezsenne Środy

Stephen King – od dekad pozostaje królem grozy, królem horroru, ale przecież nawet król bywa czasem nagi. Poznajcie wszystkie grzechy Stephena Kinga.

Grzech 1: To NIE jest horror!

Stephen King jest współczesnym fundamentem, na którym horror stoi, a jednak od jakiegoś czasu systematycznie od horroru odchodzi. Nic nie trwa wiecznie, pióro ewoluuje, autor zmienia się, a jednak… oczekiwania wciąż są horrorowe. Ba, nawet jak King napisze kryminał, to uparcie przypisuje się książce łatkę horroru i pojawia się w rankingach i głosowaniach stricte horrorowych. To frustrujące dla miłośników grozy, bo wyklucza innych twórców, którzy faktycznie horrory piszą.

Dobrym przykładem jest tutaj najnowsza kingowa powieść, czyli „Holly”, która należy do cyklu zapoczątkowanego przez trylogię „Pana Mercedesa” i kontynuowaną przez „Outsidera”. „Holly” to NIE jest horror. To kryminał, thriller kryminalny, jak kto woli. Nie jest to jednak horror, nawet gdyby całość wywlec na lewą stronę i doszukiwać się szczegółów.

Punktem wyjścia jest para szanowanych staruszków z przedmieścia, którzy tak naprawdę polują na ludzi i zamykają ich w swojej piwnicy. Dlaczego? To jest zagadka. My znamy morderców od pierwszych stron (scena z vanem na miarę Buffalo Billa), tytułowa Holly będzie musiała ich odkryć i udowodnić winę, a to nie jest taka prosta sprawa. Bo staruszki są sprytni. I bardzo niebezpieczni.

Wnioski: To jest całkiem niezły King. Dobry, kryminalny, operujący na znanych motywach i skojarzeniach. Nie zaskakuje niczym szczególnie. Jest zbrodnia, jest śledztwo, jest zwichrowany motyw owych zbrodni, jest finał.

Szkoda, że King nie wykorzystał tu głównego atutu serii z Holly i głównego atutu swojego pióra, czyli motywów paranormalnych. Wtedy byłby to horror, całkiem możliwe. A tak, według mnie – stracony potencjał na historię lepszą o kilka poziomów.

„Holly” to nie jest horror. Po prostu. I takich numerów z Kingiem mamy coraz więcej. Wydawnictwa promują go jako horror, jego niehorrorowe książki lądują w plebiscytach i w rankingach… No cóż. Jak coś horrorem nie jest to nie wykręcisz, nawet gdybyś bardzo bardzo chciał.

Grzech 2: TA scena z „To”.

Czyli jedna z najbardziej obleśnych, ohydnych i niepotrzebnych scen w historii literatury gatunkowej. A naczytałam się splatterpunka i goru i ekstremy, więc coś o tym wiem. „To”, czyli historia demona Klauna Pennywise’a torturującego mieszkańców Derry i grupki śmiałków, którzy stawiają mu czoła. Najpierw jako grupka chłopców i dziewczynka, potem jako grupa dorosłych mężczyzn i kobieta. Całość jest niesamowita, to jedna z najlepszych powieści Kinga. Poza tą sceną, a ona wszystko obrzydza. Ba, czasami sprawia nawet, że zastanawiam się, czy ją po prostu polecić. Kto czytał „To”, ten już wie o czym mówię, a kto ma „To” przed sobą – bądźcie świadomi, że jest tam scena, której być nie powinno.

Grzech 3: Gniew.

W 1999 roku doszło do legendarnej w historii Stanów Zjednoczonych i przerażającej masakry uczniów w Columbine, której dokonali inni uczniowie. To jedna z największych strzelanin tego typu, ale było ich więcej w poprzednich latach.

Podobno wielu młodych zamachowców inspirowało się powieścią „Rage” Stephena Kinga, którą w 1977 roku pod pseudonimem Richard Bachman. „Rage”, czyli „Gniew”, opowiada historię nastolatka, który zabiera do szkoły broń, zabija nauczycieli, innych uczniów trzyma jako zakładników i zmusza do zwierzeń.

Po masakrze w Columbine King uznał, że kolejne publikacje książki i kolejne nakłady należy wstrzymać. Decyzja była bardzo osobista, częściowo również polityczna – w Stanach cały czas trwa debata o otwartym dostępie do broni.

Pytanie: czy książka faktycznie jest winna podejmowanych decyzji i odpowiedzialności za śmierć innych ludzi? Cała sytuacja doprowadziła do tego, że „Rage” jest sprzedawany i kopiowany na „czarnym rynku” i przeszedł (niestety) do legendy.

Grzech 4: Odgrzewane kotlety.

Stephen King wydaje często i wydaje gęsto. Jedna, czasami dwie książki w roku. I nie byłoby to problemem, ba, to sama radość dla fanów dostawać to, czego tak bardzo oczekują. Ale, jest to również presja dla samego pisarza. U Kinga ta presja objawia się w przemielaniu tych samych lub podobnych konceptów aż do całkowitego ich wyczerpania. Widać to szczególnie w zbiorach opowiadań, które po latach stały się… wtórne. A szkoda, bo to właśnie w krótkiej formie Stephen King potrafi brylować i nie musi odgrzewać kotletów.

Grzech 5 (spoiler): To było ufo.

Był kiedyś taki serial, który przeszedł do historii popkultury ze względu na swoje absurdalne zakończenie całości, a mianowicie: to był tylko sen, tylko śnienie, tylko wyobraźnia. Od tej pory rozwiązanie akcji w duchu „to był tylko sen” jest jednym z najbardziej irytujących. Na drugim miejscu stawiam: „to było ufo”. Czyli, kiedy nie wiesz, jak zakończyć milion napoczętych wątków, kiedy nie wiesz, jak to poskładać do kupy, a motyw gdzieś się po drodze zagubił – wrzuć tam ufo. I takie zakończenie zaserwował Stephen King w jednej ze swoich powieści. Nie zdradzę w jakiej, bo szkoda mi psuć Wam całość, która jest bardzo intrygująca, do czasu. To było ufo.

Grzech 6: Trudne pożegnania…

A propos zakończeń, to King nie lubi się żegnać ze swoimi bohaterami. A raczej, nie pozwala im zejść ze sceny, gdy już jest na to czas. Czyli mowa tu o wszystkich tych opasłych, kilkusetstronicowych powieściach, które do połowy wprawiają w zachwyt, by w trzecim akcie rozlecieć się na kawałki. Na forach, fani polecają nawet, by sięgać po jego książki tylko wtedy, gdy mają poniżej 500 stron, bo tylko to gwarantuje brak zawodu na koniec. I coś w tym jest. Najlepszym przykładem dla mnie jest tu „Komórka” albo „Pod kopułą”.

Z ciekawostek na koniec: fenomenalny postapokaliptyczny „Bastion” posiada trzy zakończenia, bo King nie mógł zdecydować się na jedno i przepisywał je raz po raz. Reinterpretował zakończenie, zmieniał, by odnaleźć tę ostateczną wersję. Natomiast poruszające zakończenie „Dallas ‘63” (moim zdaniem jednej z najlepszych powieści Kinga) zawdzięczamy synowi Kinga, czyli Joe Hillowi. To właśnie on podrzucił ojcu to ostateczne, tak nastrojowe zakończenie. To oryginalne było podobno naprawdę pozbawione klimatu.

O.

Dodaj komentarz: