„A gdybyśmy tak mogli przeżywać nasze życie raz za razem, żeby wreszcie zrobić to jak należy? Czy to nie byłoby wspaniałe?”
Déjà vu. Poczucie, że obecna chwila wydarzyła się już kiedyś, w nieokreślonej przeszłości i teraz przeżywamy ją od nowa. Dotyczy całych sytuacji, wyciętych z życia momentów, które jakoby miałyby się powtarzać i nieść za sobą wspomnienia. Podobno, według przeprowadzonych w skali światowej badań, uczucie „już widzianego” przydarza się od 30-96% zdrowej populacji i towarzyszy mu zawsze pewność, że to przecież niemożliwe. Nie można przeżywać od nowa czegoś, co dopiero się dzieje. Bo nie ma przecież alternatywnych rzeczywistości, nie ma innych światów tuż obok naszego, czas płynie, a nie zawraca raz po raz. A co jeśli déjà vu to faktycznie krótkie „zwarcie” w czasoprzestrzeni? Kilkusekundowe okno do innego świata? Innego życia, które gdzieś tam trwa, albo trwało w przeszłości i jego wyrwane z kontekstu fragmenty, nacechowane intensywnymi emocjami, potrafią pokonywać bariery, przedostając się do naszego życia tu i teraz?
Déjà vu jest najprawdziwszą rzeczywistością dla bohaterki powieści „Jej wszystkie życia„, czyli najnowszej, dziewiątej już książki wielokrotnie nagradzanej brytyjskiej pisarki Kate Atkinson. Autorka wykorzystuje znaną koncepcję, wtłaczając ją w przestrzeń historyczną Europy pierwszej połowy dwudziestego wieku. Czytelnik ma szansę z zapartym tchem śledzić losy Ursuli Todd, od czasów narodzin aż do śmierci, na różnych etapach, w kolejnych osiach czasowych, zawsze jednak u progu światowych zmian, które doprowadzą do wielkich tragedii i potwornych wydarzeń na całym świecie. Ukazując kolejne życia Ursuli, od ich najwcześniejszych momentów, Kate Atkinson poprzez subtelne mikro-zmiany, pozornie nieistotne przekształcenia zdań i znaczeń, buduje napięcie i kreuje dzieje swojej bohaterki wciąż od nowa, dając jej nowe możliwości, tworząc szanse zaprzepaszczone w innym życiu. Ursula rodzi się, żyje i umiera wciąż od nowa, zawsze na innych etapach i w innych konfiguracjach,
Powieść rozpoczyna się w listopadzie 1930 roku, gdy młoda kobieta wkracza do zatłoczonej niemieckiej kawiarni. Dosiada się do stolika pewnej pary – on wyjątkowo pewny siebie „niemęski mężczyzna” i ona – wyzywająca blondynka. Po chwili niezobowiązującej konwersacji kobieta wyciąga pistolet i strzela prosto między oczy mężczyzny. Właśnie ginie niedoszły Führer, Adolf Hitler. Piękna wizja, prawda? Jeden celny strzał, jeden moment i znika on, a wraz z nim znika idea tysiącletniej Rzeszy, obozy zagłady i prysznice, które wcale nie były prysznicami. Gdzieś w alternatywnej rzeczywistości nie będzie II wojny światowej, nie wydarzą się czystki etniczne, bombardowania, czy anihilacja milionów niewinnych ludzi. Idylla, piękna wizja, która pryska jak bańka mydlana w chwilę później, gdy młoda zamachowiec ginie przeszyta kulami ochrony Hitlera i… rodzi się na nowo w 1910 roku podczas śnieżnej zawiei, by umrzeć raz jeszcze, zanim złapie pierwszy oddech. I rodzi się ponownie.
Cykle narodzin i śmierci Ursuli wydają się wydłużać z każdym kolejnym przeżytym przez nią dniem. Nawet godziny mają tutaj znaczenie, małe gesty, nieodbyte rozmowy domowników, czy kłótnie między rodzeństwem. Wszystko się liczy – każdy podjęty wybór ma znaczenie i realnie wpływa na dalszy ciąg historii. W ten sposób mamy szansę wiele razy przeżywać narodziny dziewczynki i jej kolejne śmierci. Ursula raz umiera zaraz po przyjściu na świat, przyduszona pępowiną, raz na hiszpankę, raz przez utonięcie, raz podczas bombardowania i tak dalej, w kółko, jednak zawsze wydłużając swój czas przeżyty na świecie przez „wspomnienia” z innego życia. Déjà vu, które pozwala jej niejako kształtować nadchodzące wydarzenia. Tak naprawdę w „Jej wszystkich życiach” obserwujemy jedynie ułamek możliwości bohaterki. Liczba zmiennych, a co za tym idzie skutki tych zmian, są tak naprawdę nieskończone i mogą powielać się całą wieczność. Powieść nie kończy się, ale wraca do początku, do lutowej śnieżycy 1910 roku, kolejnych narodzin (w tym wypadku oryginalny tytuł Life After Life z ang. życie po życiu wydaje się być o wiele bardziej adekwatny).
W jakimś momencie podczas lektury tej powieści, czytelnik może zapytać, jaki jest w takim razie cel Ursuli? Czy w ogóle istnieje jakiś, czy po prostu żyje i metodą prób i błędów stara się naprawić nieodwracalne szkody? Odmienić swój los i tym samym wpłynąć na dzieje świata? Oszukać przeznaczenie, wykorzystać swoją wiedzę i chociaż raz nie dopuścić do tego, co i tak musi wydarzyć się gdzieś w innym świecie, naszym świecie? Cel wydaje się być jeden – jest nim niedopuszczenie Adolfa Hitlera do władzy. Co za tym idzie uratowanie milionów istnień, w tym jej ukochanego młodszego brata Teddy’ego, a może nawet całej rodziny? Jedno jest pewne – czas nie pędzi tu ciągle naprzód, ale stanowi wartość płynną, niepewną, powielającą się w nieskończoność, w której można brodzić i zawracać, jeśli tylko da się pamiętać.
W „Jej wszystkich życiach” Kate Atkinson podjęła dość ryzykowny, niemniej niezwykle intrygujący motyw fabularny. Takie przeżywanie swojego życia wciąż od nowa, umieranie i powracanie do punktu wyjścia, by zacząć wszystko od początku, wydaje się o wiele bardziej pasować do tematyki science fiction, światów i opowieści wyobrażonych, gdzie historia nie powiela prawdziwej rzeczywistości, nie biegnie alternatywnie, ale wręcz przeciwnie, tworzy się w zupełnie nowym świecie wyobraźni. Niestety to, cojuż się wydarzyło nigdy się nie zmieni, a bolesne dzieje świata na zawsze już takimi pozostaną.
„Jej wszystkie życia” to świetnie napisana powieść dla wszystkich czytelników, którym niestraszne są powielane motywy, wyszukiwanie niuansów i zmian w każdej kolejnej odsłonie życia bohaterów, czy usilne próby naprawiania świata przez główną bohaterkę powieści przeżywającą raz za razem déjà vu. Ciekawie poprowadzona fabuła, świeża odsłona klasycznej rodzinnej sagi oraz próba odpowiedzi na nurtujące pytania o egzystencję człowieka i sens wszystkiego sprawiają, że powieść Kate Atkinson robi wrażenie i nie daje o sobie zapomnieć.
O.
*Recenzja napisana dla portalu Gildia.pl, do poczytania również TUTAJ.
Musze ja przeczytać.
Jest godna, ale nie powala na kolana (spodziewałam się totalnej masakry genialności), ale koncept mega fajny i wciąga bardzo 🙂
Z twojej recenzji wynika, ze to przyjemna lektura, w miare lekka, z pomyslem. Wlasnie na cos takiego mam ochote, nie musi byc genialna 🙂
Dokładnie taka jest – fajna i z pomysłem 🙂
Fabuła bardzo intrygująca, Twoja recenzja również. Z wielką przyjemnością sięgnę po tę książkę, tym bardziej ze względu na te odwiecznie nurtujące pytanie o sens życia człowieka i w ogóle wszystkiego. Może pojawią się w mojej głowie nowe odpowiedzi? 😉
O tak, to lektura dla mnie 🙂
Ehh, nie mogę czytać Twoich recenzji bo tylko potem mi się moja kolejka książek do przeczytania wydłuża 😉
Haha – dziękuję 🙂 Nic nie mów – ja co chwilę dopisuję kolejne tytuły 😀
Hmm, nie wiem czemu mi wordpress na androidzie tak dodał komentarz do komentarza a nie do postu. Wtedy myślałam, że to jakiś błąd i widzę że nie tylko tam tak pokazuje 😉 Jak nie przygody z bloggerem to tu 😉
Faktycznie 🙂 Nawet nie zauważyłam 😀 Może ta androidowa wersja ześwirowała 🙂
Mam to samo 😀 Co chwile cos nowego sie pojawia, musze przestac czytac wasze blogi 😉
😀 Tak to właśnie jest jak nawzajem dzielimy się świetnymi bukami – od razu mam ochotę rzucać wszystko i czytać 😀
Zrob to! Najlepszy sposob na szczescie 😉
Dzisiaj na chwilę rzuciłam się na „Flamethrowers” Rachel Kushner – jak na razie bardzo bardzo godnie 😀
Czyta się szybko, fajnie i przyjemnie, pomimo tego, że temat jest dość mocny i szczególnie dla nas Europejczyków wciąż aktualny, a raczej wciąż obecny (traumy II wojny światowej) – warto poznać 🙂
Bardzo interesująco przedstawiłaś tę książkę. Zapisuję do przeczytania.
Dziękuję 🙂
trochę przypomina w pewnym sensie motyw filmu 'Efekt motyla’.. koncepcja bardzo przednia.. jak znajdę w bibliotece to przeczytam 🙂
Jest intrygująco i koncepcyjnie bardzo ciekawie 🙂
Widzę, że Tobie również przypadła do gustu 🙂 W takim razie cieszę się, że ją kupiłam! Z przyjemnością poczytam.
Miłej lektury! I czekam na wrażenia 😀
Może uda mi się wyskrobać recenzję, a jak nie to mam nadzieję, że nie zapomnę Ci choć dać znać jak mi się podobało 🙂
😀
Cieszę się, że Ci się spodobała, bo jest szansa, że i ja będę zadowolona :o) Na razie leży i czeka, bo muszę dokończyć Boo, ale już mnie do niej ciągnie. A Twoja recenzja jak zwykle bardzo kusząca, Atkinson powinna Ci odpalić jakąś prowizję;)
Dziękuję :* Jest godna i wciąga bardzo 🙂 Czekam na Twoje wrażenia 🙂
A ja właśnie czytam „Historie jednej sprawy” tej autorki i jestem zadowolony 🙂 Mam nadzieję, że ktoś wyda inne jej powieści..
Sama jestem ciekawa jej innych książek, bo podobno to obecna diwa brytyjskiej literatury jest 😀 Czekam na recenzję!
Właśnie się zainteresowałam tą książką, to chyba jedna z najciekawszych nowości…
Polecam – sprawna, intrygująca i z pomysłem 🙂
Też bardzo mi się podobała powieść, zwłaszcza z uwagi na świetny obraz okołowojennej Anglii. Na drugą nóżkę jeśli komuś się podobało można spróbować „Nocną Straż” Sarah Waters, troszkę podoba narracyjna zabawa (tzn. tylko jedna wersja wydarzeń, ale opowiedziana achronologicznie) i też powojenna / wojenna Wielka Brytania (a zwłaszcza Londyn).
Hm… Sama nie wiem, czy chciałabym wracać w najbliższym czasie do podobnych klimatów, ale zapamiętam – zawsze przyjdzie czas na godną powieść 🙂