Kontynuacje doskonałych opowieści mają to do siebie, że w bardzo niewielu przypadkach zdolne są utrzymać poziom oryginału. Często bywa, że tracą spójność, rozjeżdżają się i gdzieś po drodze chaotycznie, jakby na siłę, rozbudowują zagubione wątki i rozpędzają się w kilku różnych kierunkach. Jednak, jak we wszystkim, istnieją wyjątki od reguły. Historie, które nieistotne ilu tomowe, trzymają poziom, w umiejętny sposób wciągają jeszcze głębiej czytelnika w swój świat i jeszcze długo nie pozwalają o sobie zapomnieć. Do takich niezwykle udanych, świetnie skonstruowanych kontynuacji należy z pewnością „Horyzont Zdarzeń”, czyli druga część wojenno-przygodowego cyklu autorstwa Remigiusza Mroza Parabellum (której nazwa pochodzi od parabellum zwanego Lugerem od nazwiska swojego twórcy, czyli klasycznego pistoletu oficerów wojska niemieckiego), której wydarzenia podejmują fabułę w chwili zakończenia pierwszej części, czyli „Prędkości Ucieczki” (klik!klik!).
„Horyzont zdarzeń” to wciąż jest historia miłości, o braterskiej przyjaźni i wojennej przygodzie, a także o nienawiści, która płynie falą przez Europę, nie dając się zatrzymać. Tym razem jednak Remigiusz Mróz postanowił przenieść środek ciężkości z bohaterów i połączyć ich przeżycia z wnikliwym ukazaniem dwóch wrogich obozów, które obsiadły Polskę z każdej strony, rozszarpując i pożerając po kawałku. Maria i Staszek nadal uciekają na zachód, do Francji, tym razem już sami, ścigani przez listy gończe hauptmanna Christiana Leitnera. Leitner natomiast zmaga się ze swoim przeniesieniem do służb SS i przyjazdem do Rawicza szalonego porucznika Johanna Blankenburga. A na wschodnich terenach okupowanych przez Sowietów z oprawcą walczy nieprzerwanie kompania Obelta, czyli Bronek, Chwieduszko i Kiljan, którzy po nieudanej próbie odbicia swojego dowódcy kierują się dalej na wschód. Sam Obelt, teraz już zostawiony samemu sobie, ranny i bezsilny, trafia do niemieckiego obozu jenieckiego dla polskich oficerów. Wszyscy oni mają swoje konkretne, prywatne cele i próbują wszelkimi sposobami osiągnąć je w nowej, niełatwej rzeczywistości. Tym razem jednak każdy z nich musi osobiście zmierzyć się z osaczającym go najeźdźcą.
Remigiusz Mróz idealnie zobrazował różnice między napierającą z zachodu Rzeszą a walącym ze wschodu Związkiem Radzieckim. Obu tyranom przyświeca jeden cel – zniszczyć Polskę, zmiażdżyć i wtłoczyć w to co zostało swoją filozofię nienawiści i zniszczenia. Obu charakteryzuje pierwotne zło płynące z ich obsesyjnych dowódców. Oba narody trawi gorączka zabijania. Jakieś nieokreślone szaleństwo, które trudno normalnemu człowiekowi pojąć nawet po latach. Wśród nazistów jednak to szaleństwo i okrucieństwo zdają się być wpisane w konkretny system. Kierują się określonymi, narzuconymi z góry regułami. Dobrym przykładem jest tutaj Christian Leitner, wyznawca przysłowiowego Ordnungu, gdzie wszystko musi mieć swoją konkretną przyczynę, cel i musi do czegoś prowadzić. Jest zimny i zdystansowany, potrafi trzeźwo określić sytuację, wymijając chorobliwą propagandę Hitlera. Z drugiej strony Johann Blakenburg, ślepo wykonujący rozkazy, niby wydaje się skończonym sadystą, a jednak również jego działania mieszczą się w kodeksie postępowania grup specjalnych niemieckiego wojska. Działają „czysto”, układnie, według ustalonych regulaminów, nawet jeśli wydaje się, że jest inaczej.
Dopełnieniem obrazu opętanej porządkiem i prawem Rzeszy są miasteczka i wioski niemieckie, jakie mijają w swojej podróży Maria i Staszek. Gdy po ucieczce trafiają do protestanckiej wioski aż wstyd im się pokazywać na ulicy! Wszędzie czysto, pachnąco, klomby kwiatów i ludzie spacerujący za rękę. Jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby za ich granicą nie działy się wszystkie okrucieństwa. Ot, płyną zwyczajne dni. Dzieci marzą o przyłączeniu do Hitlerjugend, organizowane są pochody i pomniejsze uroczystości. Nad wszystkim czuwa uwielbiany Führer i nikt niczym specjalnie nie musi się przejmować. Idylla. Sielanka. Uśmiechnięci ludzie, którzy skorzy są pomóc potrzebującym. O ile nie okażą się oni być Polakami. Albo Żydami.
A jednak mieszkańcy wschodniej granicy leżącej w gruzach Polski gotowi są spakować manatki i uciec prosto w ramiona nazistów byle dalej od najeźdźcy ze wschodu. Radzieccy żołnierze okazują się być jak dzikie bestie spuszczone z łańcucha. Nikt nad nimi nie panuje. Nikt nimi nie dowodzi. Są uosobieniem wojennego chaosu, największego koszmaru, jaki może spotkać mieszkańców okupowanych ziem. Brudni, śmierdzący nie kierują się żadnym kodeksem. Nie mają regulaminu. Za bestialskie zbrodnie nie odpowiadają przed kimkolwiek. Ich celem jest jedynie siać grozę i zniszczenie. Wpadają do domów jak sfora psów, zawsze w pace, gwałcą kobiety na śmierć, zabijają dzieci, znęcają się nad starcami, by na koniec wszystko za sobą spalić, wrzucić do rowu i odejść zanosząc się pijackim śmiechem. Są zupełnie nieprzewidywalni. Opętani wolnością i bezkarnością.
W „Horyzoncie Zdarzeń” to chłopaki kompanii Obelta muszą zmierzyć się z tak potwornym wrogiem. Są świadkami niewyobrażalnych okrucieństw i nic nie mogą zrobić. Osobą, która może niejako dobrze zobrazować przykład radzieckiego żołnierza jest niejaki Wiektor Iwanowicz Sidorenko, na którego trafia kompania. Człowieka, który będąc w grupie innych mu podobnych, zupełnie na ślepo podążał za współbraćmi. Na instynkt. Nie myślał. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami. Po prostu działał. Dopiero gdy zyskał czas, by dojrzeć zniszczenie, postanawia pomóc. I nawet okazuje się nie być taki zły, chociaż szaleństwo płynie mu we krwi razem z galonami wódki.
Jak zdążyliście już pewnie zauważyć „Horyzont Zdarzeń”, podobnie jak „Prędkość ucieczki”, pędzi naprzód, wciąga w fabularne szaleństwo i aż z trudem można się od niego oderwać. A zupełnie przy okazji Remigiusz Mróz daje nam całkiem porządną lekcję historii, jej wybranych elementów, przeżywanych i widzianych oczami zwykłych ludzi: żołnierzy, ruchu oporu, czy mieszkańców okupowanych terenów. Ich sytuacja zmienia się co chwilę, przekształca jak w kalejdoskopie. Wojna nie pozwala o sobie zapomnieć, nie daje oddechu ani na moment. Nikt nie jest bezpieczny. Nie istnieją idealne kryjówki. Zagrożenie czyha dosłownie z każdej strony. Druga część cyklu Parabellum trzyma mocno poziom, w narracji, trybie opowieści nie zmienia się nic – doskonała wojenna historia z wątkiem przygodowym trwa, tak jak wciąż próbują wytrwać i odnaleźć się w nowej rzeczywistości jej bohaterowie. Maria, Staszek, kompania Obelta, Holzer i nawet Leitner – oni wszyscy jeszcze bardziej ludzcy, jeszcze bliżsi i tak samo znajomi, jak poprzednio. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na kolejny tom, bo finał „Horyzontu Zdarzeń”, moi Drodzy, wbija w fotel i zmusza do zagryzania paznokci z nerwów. Oby wkrótce!
O.
*Za książkę wraz z przemiłą dedykacją dziękuję pięknie autorowi Remigiuszowi Mrozowi 🙂
no to jeszcze bardziej mam ochotę na kontynuację.. ale dzięki pierwszej części zacząłem czytać Legion Cherezińskiej, bo wojenne klimaty mi jakoś przypasowały i będę je coraz bardziej męczył.. patriotyzm w nich jest bardzo budujący 🙂
Oj tak, a w „Horyzoncie Zdarzeń” patriotyzmu jest dużo, dużo (chłopaki Obelta!) 😀 Zdecydowanie kontynuacja daje czadu 🙂
no to czekam na okazję do przeczytania.. moze jak sie ebook pojawi to kupię.. póki co plan czytelniczy na miesiąc już mam 🙂
Nic nawet nie mów o planach czytelniczych, bo nie nadążam z czytaniem 😀
Ale warto – ja pochłonęłam w jeden wieczór, z wypiekami na twarzy 😀
Już niebawem, już niedługo…I ja przeczytam. 😉
Pożarłam za jednym zamachem – szaleństwo totalne 🙂
Te wojenne jakoś mnie odstraszają, ale tak mi się czasem wszystko zmienia, że prawdopodobnie i tego spróbuję 😉 Pierwszej części oczywiście nie znam. Ale jeśli ta wbija w fotel, to ja chyba znowu dam się na mówić 😉
😀 Naprawdę doskonała wojenna przygodówka – warto przeczytać, bo wciąga jak diabli 😀
Ja jeszcze pierwszej części nie znam, a Ty tu o takich świetnych kontynuacjach piszesz. Jeśli to jest w mobi, to sobie chyba na Dzień Dziecka sprawię;) A potem śmigam na Wenus;)
😀 Nie wiem nawet, bo ja mam w papierze – trzeba oblookać, czy ebookowe mobi wersje są też 🙂
Tyle dobrych opinii na temat książek pana Remigiusza. Gdzieś w planach się już znajdują…ale kiedy realizacja?
Nierealność przedłużenia doby jest bardzo smucąca 🙂 Ale Parabellum tak dobre, że warto spróbować 😀
Kochana! Jak ja uwielbiam te Twoje długaśne recenzje!!!! Jedno ale…. znowu nie poświęciłaś należytej uwagi Leitnerowi <3 <3 <3 ale i tak Cię kocham heh 🙂 P.s. możesz być ze mnie dumna 😀 Ogarniam blogowanie. Nie dość, że sama regularnie zamieszczam posty na blogu (dziś będzie kolejny…. REBECCA!!!!), to jeszcze udzielam się w różnych miejscach 😀 Dotychczas komentowałam jedynie vlogi :)))) Czas na zmianę heh 😀
Ooo! Jak pięknie <3 Jestem z Ciebie bardzo dumna <3 I czekam na Rebeccę – czuję, że będzie bogato 😀
Co do Leitnera – bo widzisz, to wszystko wina R.M. i tego Obelta jednego 😀 Widziałaś sama jak spanikowałam, chociaż jeszcze nic specjalnego się nie wydarzyło 😀 Przy następnym tomie będzie więcej 😀
Och, czyli czytać i że dobre?
Pan Remigiusz w takim razie powinien poprosić o zmianę człowieka piszącego „opis dystrybutora” tej książki. Brzmi jak reklama (złego) pastiszu 🙁
Czy ktoś mógłby mi pożyczyć część pierwszą, halo?
Bardzo godna przygodówka wojenna, na naszym podwórku, ze swojskimi bohaterami – wciągnęła mnie porządnie, więc nie mogę nie polecić 🙂
A te opisy faktycznie niekonieczne 😉