Nie da się ukryć, że temat nawiedzonych domów, strasznych posiadłości na odludziu, które wywołują w ludziach strach i szaleństwo, jest niezwykle kuszący dla spragnionych dreszczyku emocji czytelników. Nie można także ukryć tego, że największy wkład w ten konkretny podgatunek horroru miała Shirley Jackson, której „Nawiedzony” („The Haunting of Hill House”) jest niedoścignionym arcydziełem gatunku i jeszcze przez wiele lat trudno będzie napisać lepszą historię tego typu. A próbowało już wielu. Richardowi Mathesonowi, który wydał „Hell House” w 1971 roku, nieomal się udało, jednak w ostatniej chwili odebrał sam sobie możliwość zwieńczenia całości genialnym zakończeniem (być może niezupełnie świadomie), zostawiając lekki niedosyt i dziwne poczucie fabularnego niespełnienia. A zabrakło tak niewiele…
„Hell House” (dosłownie „Piekielny dom”) jest ewidentnym hołdem złożonym opowieści Shirley Jackson, który dość intensywnie czerpie inspiracje ze swojego pierwowzoru. Zarówno w jednej, jak i drugiej historii podstawą jest pewna legenda związana z potencjalnie nawiedzonym domostwem, które na początku opowieści stoi opuszczone i osamotnione od lat, a po okolicy wciąż krążą plotki o dziwnych, niewyjaśnionych wydarzeniach podkreślających jego złą reputację. O ile Hill House był położony na pięknych, wiejskich terenach, to Hell House (zwany również Domem Belasco, od nazwiska pierwszego właściciela) zbudowany został na zgniłych, podmokłych i bagiennych terenach Maine, specjalnie z dala od wzroku ciekawskich. To, co łączy obydwie budowle, to ich chory, nienaturalny wygląd, z którego dosłownie wypływa zło; wygląd, który odrzuca, pozbywając się co wrażliwszych i jednocześnie przyciągając te najbardziej zwyrodniałe jednostki.
Identyczną sytuację możemy zaobserwować w przypadku bohaterów powieści. U Shirley Jackson pojawiają się cztery osoby: doktor, który przeprowadza psychologiczny eksperyment, dwie częściowo świadome swoich umiejętności medium i młody spadkobierca ziemi. U Mathesona dom odwiedzają również cztery osoby: profesor, który przeprowadza fizyczny eksperyment, dwoje medium o silnych zdolnościach paranormalnych i żona profesora, która z założenia ma być bardziej biernym obserwatorem niż uczestnikiem wydarzeń. Na dokładkę w obu książkach pojawia się stare małżeństwo, które dowozi jedzenie, a które za żadne skarby nie chce nawiązywać kontaktu zarówno z nowo przybyłymi, jak i z samym domem.
Ostatnim i największym podobieństwem – a zarazem paradoksalnie największą różnicą – są legendarni właściciele posiadłości, których życiorysy zdradzają brutalne usposobienie, i to z sadystycznymi skłonnościami. W Hill House jest to Hugh Crain, w Hell House − Emeric Belasco. O ile Crain był swojego rodzaju ofiarą miejsca, które wybrał na zbudowanie domu (w Nawiedzonym to dom/miejsce jest złem samym w sobie), to dom Belasco zyskał swoją upiorną nazwę i status Mount Everestu wśród nawiedzonych domów świata tylko i wyłącznie dzięki wybrykom samego właściciela, a budynek odzwierciedla stan jego mrocznej, przepełnionej złem duszy.
To kim był Emeric Belasco za życia? Z dosłownych opisów przedstawionych w książce wynika, iż Belasco był autentycznym i zmasowanym wcieleniem bohaterów ze „120 Dni Sodomy” Markiza de Sade. Swego rodzaju inkarnacją, kumulującą ich najgorsze, najokrutniejsze i najbardziej zwyrodniałe cechy. Uwielbiał eksperymentować z ciałem i psychiką człowieka. W szczególności wtedy, gdy ta była poddawana skomplikowanym i wyrafinowanym torturom godnym wszelkich chorych idei zrodzonych z umysłu sadycznych, integralnych potworów. Sam siebie traktował jako istotę wyższą, nadczłowieka, który siłą swojej woli potrafi łamać innych i zmuszać ich do zwierzęcej wręcz uległości. Co więcej, wcale nie zależało mu na wynikach swojej pracy. Robił to wszystko dlatego, że mógł, a inni go słuchali i oddawali się dobrowolnie w jego ręce, urzeczeni płynącą z niego siłą. Nie czerpał z tego przyjemności, żadnej satysfakcji – kompletna i pełna apatia.
Tym, co wyróżniało go na tle innych pierwszych właścicieli nawiedzonych posesji, był cel: transgresja ponad wszystko. Nawet kosztem własnego życia. Przeć naprzód, wychodząc coraz bardziej poza granice człowieczeństwa, by wreszcie zniszczyć nie tylko innych, ale przede wszystkim samego siebie. I nawet wtedy iść dalej. Pokonać bariery ciała i stać się duchem. Brnąć w nicość. W nieskończoność. Po kres czasu. Jak mówili sadyczni bohaterowie: tak, by spalić samo słońce, a nawet to nie wystarczy.
W „Hell House” Richard Matheson przedstawił postacie uwikłane w ten dziwny świat paranormalnych doznań, w które jakoś żadne z nich do końca nie wierzy (poza jedną osobą), pomimo iż ich głównym celem jest usidlić i pokonać na zawsze ciemne moce nawiedzające dom. Na siłę próbują udowodnić i wcisnąć w ryzy sensownego rozumowania to, czego nie da się rozumem pojąć. O ile u Shirley Jackson bohaterowie zdawali sobie sprawę z mocy, jaką włada posiadłość Craina, to Dom Belasco traktowany jest raczej jak relikt przeszłości, niemy świadek strasznych wydarzeń, które nie powinny nigdy mieć miejsca, a tym bardziej powtórzyć się trzydzieści lat później. Z drugiej strony te wydarzenia i nieunikniona tragedia są wyczekiwane, ale niezrozumiałe przez przybyłych. Nie potrafią ich z niczym sensownym powiązać. Nękani własnym niedowierzaniem, wpadają w pułapkę, idealnie zastawioną „na miarę” każdego z nich.
Powieść Richarda Mathesona nie jest delikatną, niedopowiedzianą historią z kobiecymi elementami, jak u Shirley Jackson. To mocna, bardzo dosłowna historia, która ocieka perwersją, brutalnym seksem, krwią i ludzkim okrucieństwem. Tutaj nie ma nierozwikłanych tajemnic. Wszystko, co wydarzyło się w Domu Belasco, ostatecznie znajduje swoje wytłumaczenie. Bez symboli. Bez sekretów. I może to właśnie jest jej największą wadą. Zakończenie jest tak pewne, że gdy padają ostatnie słowa, aż dech zapiera z nerwów, że stało się coś innego, niż oczekiwaliśmy. Przychodzi moment niedowierzania, że przecież coś zupełnie przeciwnego miało się właśnie okazać. Pomimo to, „Hell House” Richarda Mathesona jest „prawie” idealną opowieścią o nawiedzonym domu, gdzie rządzą chore kreacje niepokonanego ludzkiego umysłu.
O.
* Recenzja napisana dla portalu Gildia.pl, która ukazała się 14 lipca, a którą można przeczytać także tutaj.
Komentarze do: “„Hell House” Richard Matheson”