
Moi Drodzy,
Z wielką radością zapraszam Was na przedpremierowy, ekskluzywny fragment najnowszej odsłony serii dżentelmena polskiego kryminału, czyli Marka Krajewskiego! Nadchodzi „MOCK”!
Premiera już 14 września!

Moi Drodzy,
Z wielką radością zapraszam Was na przedpremierowy, ekskluzywny fragment najnowszej odsłony serii dżentelmena polskiego kryminału, czyli Marka Krajewskiego! Nadchodzi „MOCK”!
Premiera już 14 września!

Moi Drodzy,
Kiedy pojawia się powód do świętowania, to od razu podrywają się nogi, szykują czapeczki okolicznościowe, a szampan sam chłodzi się w lodówce.
Dzisiaj, 26 sierpnia 2016, jest właśnie taki świąteczny wyjątkowy dzień – razem z Księgarnią Internetową Woblink & PocketBook rozpoczynamy obchody pierwszego
Obchody trwają cały weekend 26-28 sierpnia 2016 i jest to świetna okazja do radości dla wszystkich wielbicieli czytników, a co za tym idzie ebooków i elektronicznego czytania. Tak się idealnie składa, że należę do tej kategorii, bo doskonale zdajecie sobie sprawę, że od lat kieruję się zasadą: nie liczy się forma, tylko treść! <3 Dlatego też wnoszę kieliszek, dmucham w trąbki, serpentyny lecą z nieba i krzyczę – wiwat e-papier!

Bez wątpienia — jestem zbyt nerwowy, strasznie nerwowy, zawszem był taki…
Nerwy, fobie i obsesje to sprawa jak najbardziej osobista, prywatna, głęboko cielesna, a tak naprawdę psychiczna. Niekoniecznie dla oczu postronnych, przypadkowych ludzi, tych, co z łatwością oceniają, co potrafią przypiąć łatkę dziwaka, albo nie daj Boże szaleńca. Bo z szaleństwem to już nie ma żartów. To choroba, a choroby, wiadomo powszechnie, trzeba leczyć, żeby nie pogrążyć się w odmętach obłędu. Tak lepiej dla samego poszkodowanego, jak i dla otoczenia. Przecież nigdy nie wiadomo, kiedy wewnętrzny nadwrażliwiec uruchomi swoje zmysły, zbudzi się z chwilowej drzemki i zaatakuje znienacka. Wtedy wszystko może zostać wrogiem – dziecko sąsiadów, młoda kobieta śląca przypadkowy uśmiech, albo… zasnute bielmem oko starszego człowieka.

Jest coś takiego w początkach nowego tygodnia, co napawa mnie niezwykłym optymizmem. Czasami ten optymizm rozmywa się już pod wieczór, by przy wtorku zniknąć zupełnie, skonfrontowany z wymagającą rzeczywistością. A czasami sam w sobie staje się inspiracją na kolejne dni.
Dzisiaj czuję, że uda mi się ten optymizm utrzymać na jako takim poziomie i wykorzystać twórczo. Oby, bo pracy przede mną co niemiara.
Ale… Czas nadrobić zaległości z ostatnich dni. Zapraszam na Tydzień Blogowy! <3
Do poczytania, do oglądania i do polubienia.
Bo warto czytać.
O.

Już od dawna literatura afrykańska nie była tak silnie promowana, tak intensywnie obecna na listach światowych bestsellerów, jak w ostatnich miesiącach. Powoli podbija rynek wydawniczy, nadrabiając całe lata milczenia i nieobecności. Czy ta nieobecność była wynikiem świadomego tłumienia głosów przez dominującą większość, czy zwyczajnej obojętności na to, co nieznane i obce nie ma już znaczenia – Afryka to trend, to kierunek, w którym dzisiaj zmierzają ci, którzy szukają odpowiedzi na sytuację społeczno-polityczną współczesnej nam rzeczywistości. Ci, którzy podejmują próby zrozumienia historycznych konsekwencji błędów kolonizatorów, wydarzeń niby odległych w czasie i miejscu, a jednocześnie tak bliskich dzisiejszemu obrazowi świata.

Co prawda nie wszyscy miewają urlopy albo wakacje, ale każdy miewa czasami wolne dni i nawet wolny weekend przytrafi się od czasu do czasu.
Ten weekend będzie weekendem specjalnym, bo jednocześnie pełnym pozytywnych bukowych emocji i zapracowanym do utraty tchu na dokładkę. Takie weekendy to ja lubię – nie można się nudzić. 😉

Moi Drodzy,
Wyobraźcie sobie taką scenkę rodzajową.
W skrzynce czeka na Was zaproszenie na ślub znajomych książkoholików. Serce bije Wam jeszcze żywiej, kiedy okazuje się, że proszą swoich gości o… książki w formie prezentu. Ach! Cóż to za chwila! Przez moment kwiczycie z radości, już wyobrażacie sobie te epickie zakupy i wtedy, KLOPS!

„Słyszeć o wielkich, pierwotnych rzeczach to jedno, ale widzieć je na własne oczy, to coś całkiem innego. Życie w nich i poznanie natury przyrody wymagało inicjacji, której żaden inteligentny człowiek nie był w stanie odbyć bez uprzedniego przewartościowania wszystkiego, co dotąd uważał za trwałe, niezmienne i święte.”
Algernon Blackwood
Las. Pierwszy, pierwotny władca Ziemi, którą przez wieki dzielił niezmiennie i jedynie z połaciami wód, piasku i lodu. Las, w którym nie istnieją jeszcze udeptane ludzką stopą ścieżki. Nie ma szlaków, nie ma dróg, tylko drzewa. Bezkresny, falujący ocean zieleni, który ciągnie się w nieskończoność. Taki las ciągle jeszcze istnieje, jego ostatnie oazy, ciche i zaklęte w czasie. W takim lesie wszystko jest możliwe i niczego nie można być pewnym. Dźwięki niosą się niepokojąco, albo ucinają już po chwili, echo raz dźwięczy po jednej stronie, by zaraz odezwać się tuż za plecami. Czasami słychać szepty, ale to tylko podobno wiatr wiruje między liści. Po chwili każde kolejne drzewo wydaje się być takie same, a nadchodzące z czasem cienie dezorientują. Wyjście miało być tuż, za zakrętem, ale… wyjścia już nie ma.
Taka jest wszechwładna potęga lasu, drzew i tych, którzy w nim mieszkają. Taka jest potęga przyrody, której nie sposób ujarzmić. Taka jest siła najczystszej, pierwotnej Natury. I o takiej potędze opowiada debiutancka, fascynująca powieść grozy autorstwa Artura Urbanowicza, czyli „Gałęziste”.

Moi Drodzy,
To był absolutnie szalony tydzień, pełen inspirujących rozmów, dzikiej pracy i dających ostro do myślenia lektur. Skończyłam pisać mój artykuł dla Okolicy Strachu, czyli przegodnego magazynu o tematyce grozy. <3 Tym samym spełniłam moje wielkie marzenie. Tematyką podzielę się z Wami niebawem, a poniżej pokazuję okładkę wrześniowego numeru – tam będzie można znaleźć mój tekst. <3
Przeczytałam „Każdy umiera w samotności” Hansa Fallady – sporo czasu zajmie nim psychicznie uporam się z tą lekturą. Dawno żaden tekst nie wpłynął tak mocno na mój nastrój, zdecydowanie nie podnosi na duchu, ale jest doskonała.
Dość już o mnie – teraz coś dla Was, czyli TYDZIEŃ BLOGOWY i porcja linków do poczytania, oglądania i polubienia.
O.

Chick-lit, czyli tzw. literatura kobieca, tworzona zazwyczaj przez kobiety i dla kobiet, podbija światowy rynek literatury popularnej i od lat dominuje na listach bestsellerów topowych księgarni. To intensywnie promowane tytuły, których autorki nie mogą co prawda narzekać na ilość czytelniczek, niemniej jeśli chodzi o krytykę literacką zazwyczaj trafiają do jednego worka z przysłowiowymi harlequinami, erotykami, a także wszystkimi pozostałymi gatunkami zwanymi obraźliwie „literaturą dla kucht”. Co to oznacza? O ile w sercach czytelników jest miejsce na literaturę życiową, opartą o codzienne doświadczenia zwykłych kobiet na całym świecie, to w krytyce literackiej miejsca na te kobiety i ich problemy nie ma, bo… i tutaj pojawia się cały ciąg argumentów, które próbują definiować chick-lit jako gatunek stereotypowy, jako uproszczony w odbiorze i zawsze nakierowany na promocję o szerokiej skali, jakoby kubek i torba dodawane do książki miały skusić te rzesze zadowolonych z lektury czytelniczek. Intrygujące, że sporadycznie w tej krytyce bierze się pod uwagę to, że te powieści zwyczajnie dobrze się czyta, wciągają, śmieszą, wzruszają, nie wymagają zbyt wiele, ale po prostu cieszą docelowego odbiorcę. A to powinno wystarczyć.