„S.” J.J. Abrams & Doug Dorst

Bombla_S

 

„A person is no more and no less than THE STORY of his passions and deeds.”

Coriolis V.M. Straka

Dzisiaj będzie inaczej. I nie tylko dlatego, że bardziej wizualnie, bardziej zdjęciowo, ale dlatego, że bardziej osobiście. O wiele bardziej emocjonalnie i ekscytująco. Bo  jak się tu nie ekscytować niezdrowo, kiedy natrafi się na tak wspaniałego Dużego Buka, że jedynie milimetrów brakuje mu do prawdziwej wielkości? No właśnie. Tak więc nie ma się co dziwić mojemu dzisiejszemu rozstrojowi i chwilowemu odejściu od bardziej formalnego stylu pisania, którym operuję na co dzień. Nie martwcie się, to tylko tak dzisiaj, przy poniedziałku, po bogatych w emocje dwóch tygodniach, jakie spędziłam na intensywnej lekturze.

Ale od początku. Istnieją książki, które tak po prostu się czyta, podczytuje, od czasu do czasu, chrupie jak przekąskę. Nie wnoszą specjalnie zbyt wiele do literackiego świata, ale stanowią doskonały przerywnik w lekturach bardziej wymagających, a lekkością i minimalną kalorycznością tylko urozmaicają jadłospis. Istnieją również książki, które intrygują, wciągają i zmuszają czytelnika do porządnej refleksji, zostając z nami na dłużej, a przynajmniej na jakiś czas. I w końcu, istnieją książki takie, które powalają na kolana, zwalają z nóg i podcinają ścięgna emocjonalne, stając się z miejsca jednymi z najlepszych z najlepszych, jakie było dane nam poznać. Sami przyznacie, że nie za wiele jest takich buków na świecie, chociaż zdarzając się od czasu do czasu i wtedy nasz świat nawet na chwilę staje na głowie, a myśli wirują i jak w kalejdoskopie tworzą coraz to nowsze i bardziej skomplikowane układy. Coś takiego przytrafiło się właśnie mi za sprawą niezwykłej opowieści, której nawet forma wyznacza niesamowitość.

SS

„S.”. S jak Sekret. S jak odwieczna tajemnica. S jak klucz do istnienia. W geniusz J.J. Abramsa nigdy nie wątpiłam, no może tylko przez moment przy jakimś serialu, by w chwilę później się zreflektować i przyjąć go za pewnik. Ten amerykański reżyser, producent, scenarzysta i tylko on sam wie kto jeszcze, tworzy projekty, których dopracowanie, przenikliwość i rozbudowanie zaskakują mnie od zawsze. Chociaż bywa również, że z części swoich pomysłów musiał rezygnować, ze względu na ich zbyt duże, hm, skomplikowanie. Ale nie w przypadku „S.”. W końcu Abrams, we współpracy z pisarzem Dougiem Dorstem, znaleźli sposób, by stworzyć dzieło doskonałe w przekazie i treści, bez konieczności wycinania, przerabiania i dopasowywania do wymogów popularnej widowni. Bo książka przecież już sama z siebie, jako przekaźnik historii jest wyjątkowa i bardziej elitarna. Czytelnicy godzą się ze wszystkim, co wymaga wysiłku intelektualnego. Podejmują rzucone im wyzwanie i przede wszystkim czytają, po prostu. W „S.” mógł zawrzeć wszystko to, co nie do końca sprawdziłoby się w kinie. Zamknąć opowieść idealną, rozbudowaną, wielowątkową z odpowiednim ładunkiem filozoficznym.

FOT1

Przede wszystkim, a może po pierwsze, „S.” to książka w książce. Czytelnik do ręki dostaje zapieczętowaną okrytą czarną okładką z wytłoczoną wielką literą „S” książkę, która znajduje się wewnątrz. To „Ship of Theseus” (dosł. Statek Tezeusza) autorstwa fikcyjnego, tajemniczego pisarza o nazwisku/pseudonimie V.M. Straka. O jego życiu wiadomo niewiele. Tylko skrawki, oderwane elementy, które nie do końca układają się w całość, a które bardzo powoli zaczną tworzyć pełny życiorys dopiero podczas lektury powieści, zapisków na marginesach i wszystkich dodatków dołączonych do samej książki.

FOT2

Po drugie „S.” to potrójna opowieść. Może to brzmieć skomplikowanie, ale ogarnięcie tej historii, jeśli poświęci się temu trochę czasu, odsłania perfekcyjną mozaikę zależności, tworzącą idealną całość. To historia bohatera „Ship of Theseus”, którego dzieje to wielka podróż w poszukiwaniu swojej tożsamości, którą stracił, a której nie potrafi odnaleźć. Jego historia niejako łączy się z życiem tajemniczego pisarza, jakim był V.M. Straka i tajną organizacją zwaną właśnie „S.”. A na końcu poznajemy ukrytą na marginesach książki współczesną historię rodzącej się miłości i wzajemnej fascynacji pomiędzy  Jen i Erickiem – dwojgiem studentów, zaintrygowanych twórczością V.M. Straki, którzy wikłają się w zagadkę jego życia, rozszyfrowując ją za pomocą samej powieści.

FOT3

Kluczem do zrozumienia tej książki i tym samym pełnego jej wchłonięcia jest już tytuł, czyli „Ship of Theseus”. Nie jest to w żadnym wypadku tytuł przypadkowy. Statek Tezeusza, znany także pod nazwą paradoksu statku Tezeusza to filozoficzny problem, który stawia pytanie o tożsamość danego obiektu. Wszystko zaczęło się od mitologicznego statku, sztandarowej jednostki greckiej, która po każdej potyczce była odbudowywana, rozbudowywana i ulepszana, a jej załoga wymieniana i uzupełniania. W związku z tym Plutarch zadał pytanie, czy to jest wciąż ten sam statek, co na początku, czy już zupełnie inny? W kategoriach życia i filozoficznych odniesień pytanie brzmi – czy człowiek może dowolnie zmienić swoją tożsamość, czy jego przeszłość już na zawsze wpisana jest w jego byt i tym samym to ona kształtuje go ciągle od nowa? Czy można stać się kimś innym? Zupełnie nowym? Wybrać samemu kim chcemy być?

„It is entirely possible, S. realizes, and in fact seems quite likely, that not one plank or hatch or cleat or peg or bolt or nail or orpe remains from the night he was first taken aboard. And yet: this is the ship.”

 W odniesieniu do „S.” i „Ship of Theseus” chodzi o głównego bohatera powieści V.M. Straki, który pewnego dnia budzi się nie pamiętając kim jest, jak ma na imię i jak znalazł się w tym konkretnym miejscu i czasie. Wkrótce zostaje uprowadzony na dziwny statek, którego załoga nie ma imion, nie ma kapitana i nie podlega żadnym konkretnym rozkazom. Porozumiewają się za pomocą specyficznych gwizdów, bo każdy z nich ma… zaszyte czarną nicią usta. Na statku czas płynie zupełnie inaczej niż na lądzie. A sam statek za każdym razem wygląda trochę inaczej, załoga zmienia się i wymienia, a nasz bohater powoli odkrywa tajemnice jednostki i cel, do którego zmierza. W międzyczasie dane jest mu, krok po kroku, odkrywać swoją przeszłość i konspirację, w którą został uwikłany przed laty, a która dotyczy sekretnej organizacji „S.”. Kim był? Kim jest? Czego lub kogo szukał? Kogo kochał? Czego pragnie?

„More than anything, he wants to see something familiar, something that connects him, however tenuously, to the world he must have known before he lost his memory, his identity, himself.”

Paradoks statku Tezeusza dotyka także Jen i Ericka, którzy odkrywając przed sobą nawzajem kolejne prawdy o sobie, czy dzieląc się sekretami, z czasem zauważają, że nie są już tymi samymi ludźmi, jakimi byli na początku, kiedy się poznali. Zmieniły się ich priorytety, pasje, plany na przyszłość. Kolejne karty ukazują codzienne dramaty, zmagania się z życiem, które układa się zupełnie inaczej, niż myśleli, że się ułoży. Odkrywają, że nie inaczej było z samym autorem „Ship of Theseus”, który dawno dawno temu postanowił stać się kimś zupełnie innym, zmienić się i porzucić dotychczasowe życie.

FOT4

I nic więcej nie mogę już Wam zdradzić, moi Drodzy. „S.” to powieść absolutnie wyjątkowa. Czytelnik do ręki dostaje wszystkie elementy potrzebne do rozwikłania zagadki. Każda kolejna strona książki przybliża do sekretów i wciąga w czyjś ukryty świat, który z założenia nie miał być nigdy odnaleziony. „S.” stworzona jest w taki sposób, byśmy mieli poczucie, że książka, która trafia do naszych rąk to właśnie ten jedyny egzemplarz, należący do Ericka i Jen, którzy razem, wspólnie wkroczyli w rzeczywistość Straki i którzy poświęcili się jej bez reszty. Czytelnik jest detektywem, tropicielem, kroczącym śladami zapomnianych opowieści, zaginionych tożsamości, istnień, którzy trwały jedynie poprzez język, pisanie, a które próbując wyłamać się od tradycji, tworzyły nowe układy i pełnie.

„S.” niesie za sobą niesamowite doświadczenie czytelnicze. Wielowymiarowe, wielopoziomowe, przenikające do naszego świata, tym samym bardzo meta. To zagadka sama w sobie, która łączy różne formy wypowiedzi, opowieść nie tylko poprzez książkę jako obiekt, ale jako zbiór ludzkich doświadczeń. „S.” J.J. Abramsa i Douga Dorsta jest po prostu piękna. To jednocześnie jest książka i tak bardzo o wiele więcej niż tylko książka, jeśli wiecie co mam na myśli. To hołd złożony słowu pisanemu. Poza czasem, poza epoką, poza tradycją. Pozostawia po sobie mnóstwo pytań, które warto zadać, zanim będzie za późno.

O.

 

Komentarze do: “„S.” J.J. Abrams & Doug Dorst

    • Bombeletta napisał(a):

      Tłumaczenia nie będzie raczej, bo nie jestem pewna, czy jakiekolwiek wydawnictwo podjęłoby się wyzwania – to trzeba mieć w papierze – jest moc dodatków (pocztówek, zdjęć, odręcznych listów etc.), papier jest postarzony, są pieczątki w środku i nawet pachnie starą książką 😀 Ale jest BOSKA, więc bardzo warto 😀

  1. tanayah napisał(a):

    No nie! Jak mogłaś mi narobić apetytu na książkę, która nie jest przetłumaczona na polski :P?! Niestety mój angielski nie jest na tyle dobry, bym czytała książkę z filozoficznymi dysputami 🙁

  2. Natalia_Lena napisał(a):

    Grosz do grosza odłożyć czas… Ech, widziałam już wcześniej S i marzy mi się. 🙂 A tak na serio – książka wygląda wprost niesamowicie i sama w sobie jest takim małym argumentem wyższości papieru nad czytnikami; te dodatki, notatki, postarzony papier = czysta, wielowymiarowa magia. Do tego fabuła brzmi interesująco 🙂 Z polskim wydaniem największy problem pewnie będzie leżał w cenie – za taką oprawę graficzną nie spodziewam się mniej niż 50 – 60 zł, a pewnie byłoby więcej.

    • Bombeletta napisał(a):

      Odłóż koniecznie, bo książka jest po prostu CUDNA <3 Rzadko się tak czymś zachwycam wizualnie, ale w tym wypadku forma wygrywa ze wszystkim co do tej pory miałam w ręku 🙂
      Co do ceny to na am. Amazonie kosztuje 32 USD, czyli mniej więcej 10-15USD więcej niż klasyczna książka. Ale warto zainwestować, bo na tłumaczenie (którego raczej nie będzie, bo to tak samo jak z "Night Film" Marishy Pessl") nie ma co liczyć raczej…

  3. zajeckicajec napisał(a):

    Pierwsze moje skojarzenie – Star Trek! Do tego wygląda fantastycznie i tak samo się o niej czyta. Ktoś z polskich wydawców zdecydowanie mógłby rzucić na to okiem 🙂

        • Bombeletta napisał(a):

          Sądzę, że i tak sporo czyta – nie ma co marudzić 🙂 Ale jak kiedyś będziesz miała okazję natrafić na „S.” – koniecznie przeczytaj 🙂

          • zajeckicajec napisał(a):

            Nam się wydaje, że sporo, bo obracamy się w takim środowisku. No może nie jest jeszcze najgorzej na świecie, ale jak widzę tych małolatów popisujących się, że nie czytają książek… Ręce opadają 😉 Ale jakbym kiedyś miała okazję to chętnie 🙂

            • Bombeletta napisał(a):

              Jakie to szczęście, że nie mam szansy na takich małolatów natrafiać, bo pewnie krzyczałabym w rozpaczy 😀 Może też racja, że to kwestia perspektywy i ludzi jakich spotykamy… Przynajmniej my czytamy 😀

  4. Kura Mania napisał(a):

    Czyli znów trza oszczędzać. Co za życie. Czy nie lepiej byłoby nie czytać i nie męczyć się listami must read/have?

    (Liczy drobniaki w skarbonce i wzdycha).

  5. secrus16 napisał(a):

    Ach te filozoficzne paradoksy! Zrobiłaś mi niezły zamęt w głowie… Ten projekt to coś niezwykłego, nie do końca go chyba pojmuję i raczej trudno by mi było poświęcić się w pełni zamysłowi twórców, bo z tego co piszesz wynika, że byłoby to konieczne. Niemniej ułożył mi się przed oczami obraz nie tyle fantastycznej powieści, co po prostu umysłowej przygody, jakiegoś przeżycia. Dzięki za ten wpis, bez niego być może nigdy bym o „S” nie usłyszał 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Nie ma sprawy 🙂 Bardzo polecam, bo to kawał przygody właśnie – powieść w powieści w powieści, z przejściem do naszego świata – niezwykła niezwykłość 🙂

  6. palanee napisał(a):

    Brzmi cudownie 😀 A jeszcze lepiej wygląda! I te notatki po bokach – to musi być naprawdę emocjonująca przygoda… Oj, potrafisz narobić ochotę na lekturę, nawet tę anglojęzyczną 😛

  7. Qbuś pożera książki napisał(a):

    Dziwnie nieco tak pisać po niemal dwóch latach, ale Twoja recenzja jest jedną z dwóch w polskiej blogosferze, które udało mi się znaleźć. Innymi słowy – nie ma z kim o tej książce dyskutować.

    Wspaniała to przygoda i cudowny przykład wydawniczego rzemiosła. Szkoda, że nadal nie trafiła do Polski. Śledziłaś może rozwój rozbijania szyfrów już po lekturze?

    • Bombeletta napisał(a):

      To złożona literatura, która ma wiele odniesień niezrozumiałych dla polskiego czytelnika i pewnie dlatego nigdy nie doczekamy się przekładu. Wysiłek podjęty w wydanie nijak miałby sie do wyników sprzedaży. :/
      Niestety, po lekturze już nie śledziłam…

  8. Qbuś pożera książki napisał(a):

    Dziwnie nieco tak pisać komentarz po niemal dwóch latach, ale w polskiej blogosferze nie ma w zasadzie recenzji tej książki – jest tylko Twoja i Lolanty. Innymi słowy – nie ma z kim o niej dyskutować.

    Ciekaw jestem, czy śledziłaś może wszystko to, co działo się (i nadal się dzieje) wokół książki w sieci? Trafiłaś na konta Twitterowe Erica i Jen? 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Co do kont twitterowych, to kiedyś trafiłam i nawet przez jakiś czas śledziłam – po premierze sporo było przeróżnych materiałów w sieci. 🙂

  9. Ciacho napisał(a):

    Czytam sobie dzisiaj w wolnej chwili Twoje recenzje Wielkich Buków, bo szukam ciekawych i wartościowych lektury, i natrafiłem na tę. Zainteresowałaś bardzo, niestety widzę że tego tytułu nie ma u nas, po polsku. Żałuję, bo chętnie bym się z tym zapoznałem, tym bardziej że konstrukcja książki do złudzenia przypomina „Dom z liści” Danielewskiego – nie wiem czy czytałaś, ale jeśli nie to bardzo zachęcam, bo to horror przez duże H i mega duże wyzwanie czytelnicze bogate też w takie nietuzinkowe i rzadko spotykane rozwiązania, jak prowadzenie fabuły jednocześnie w samej treści i w przypisach, zmienna narracje, przekreślenia, pogrubienia, odsyłacze w różne miejsca książki (na koniec, na kilka stron do tylu lub przodu). Na pewno by CI się spodobała. A na wydanie „S” po cichu liczę u nas.

    • Bombeletta napisał(a):

      „Dom z liści” to jeden z tych tytanicznych tytułów, które wciąż na mnie czekają – obowiązkowo muszę poznać! 🙂
      Jeśli chodzi o wydanie „S”, to raczej sytuacja nierealna. 🙁

      • Ciacho napisał(a):

        Obowiązkowo! 🙂
        No szkoda, pewnie dlatego, że autor bardziej kojarzony z serialami i przez polskich wydawców odbierany z przymrużeniem oka. Czy może się mylę i o coś innego chodzi?
        BTW – słyszałaś o akcji z Illumiane? Kolejny nietuzinkowy projekt, bardzo właśnie w stylu obu książek. Zerknij sobie:
        https://shop.moondrive.pl/content/9-illuminae
        Ja to biorę! 🙂

        • Bombeletta napisał(a):

          Bardzo godna, klasyczna akcja wydawnicza – fajnie, że zebrali wszystko i nawet jeszcze więcej. 🙂
          Tutaj sytuacja jest prosta, bo książka przemawia do młodzieży, ma niewiele treści konkretnej, opiera sie na grafice. Z „S” jest inaczej – to wielopoziomowa symboliczna opowieść dla dorosłych, pod którą trzeba mieć już jakąś bazę, żeby chociaż ogarnąć podstawę fabularną. Do tego dochodzi mnóstwo dodatkowych materiałów, na które składa się sama książka. To nie są grafiki wewnątrz/na stronach książki, ale mnóstwo dodatkowych „papierów” i elementów. 🙂 Dlatego to po prostu nie ma sensu na polskie warunki.

          • Ciacho napisał(a):

            Będzie pewnie grubo więcej, bo tam jest już ponad limit 6 tysięcy, mamy 1 czerwca, a zbierają do 23. Może mi to w złotej oprawce i limuzyną wyślą. 😀
            A może ktoś jednak kiedyś się u nas na to skusi i zaryzykuje. Liczę na to. Na Danielewskiego czekałem 6 lat od czasu zapowiedzi. 😛

Dodaj komentarz: