BEZSENNE ŚRODY: „Rękopis znaleziony w butli” Edgar Allan Poe

Bombla_BezsenneRękopis

 

„Było to oczywistością, że mkniemy na oślep ku jakiemuś porywającemu odkryciu – ku jakiejś niewysłowionej tajemnicy, której świadomość jest brzemienna śmiercią.”

Wyobraźcie sobie świat, który wciąż jest jeszcze pełny nieodkrytych tajemnic. Świat, którego częściowe, wyrywkowe mapy mają puste, białe miejsca, a na ich granicach widnieją kreatury z legend. Pomyślcie o podróżnikach, o marynarzach, którzy zerkali na horyzont w oczekiwaniu i przerażeniu zarazem, czy tuż za kolejnymi wzburzonymi bałwanami, za kolejnym wirem nie pojawią się przysłowiowe smoki. Wyobraźcie sobie pierwsze dalekie wyprawy, gdy oceany kryły niezbadane sekrety, a każdy kolejny sztorm mógł być tym ostatnim. Pomyślcie o tych, którzy tracili na falach życie, popadali w obłęd, wracali pełni strachu i niewysłowionego lęku. Pomyślcie o okrętach, które nigdy nie powracały z rejsów. Pomyślcie o tych, których marzenie o jeszcze jednej spienionej fali poniosło zbyt daleko. Tak jak niegdyś morze skusiło legendarnego kapitana ze strasznej legendy o Latającym Holendrze. Podobno ten spowity czernią galeon wciąż można zobaczyć na afrykańskich wodach. I podobno wciąż jego widmo niesie za sobą śmierć. O mrocznym spotkaniu, które było tym ostatnim napisał zainspirowany marynarskimi opowieściami Edgar Allan Poe w swoim opowiadaniu „Rękopis znaleziony w butli”.

W bliźniaczy rejs Latającego Holendra, do jawajskiego portu Batawia w Indonezji, płynie narrator, którego rękopis po latach trafił w nasze ręce. Samotny, z dala od bliskich i rodzinnego kraju, szuka przeznaczenia na obcych kontynentach. Jednak ten rejs nie będzie dla niego szczęśliwym. Znienacka, po kilku dniach od rozpoczęcia podróży, w statek uderza gigantyczna fala, która zmiata z pokładu wszystkich… poza samym narratorem i pewnym starym Szwedem, którzy cudem ocaleli z katastrofy. Okręt, niesiony obłąkanymi wiatrami tajfunu, porywa ich i pędzi na spotkanie niedoścignionego horyzontu, gdy nagle wpada prosto na gigantyczny galeon i rozbija się w proch. Tylko jeden rozbitek przetrwał i cudem wdrapał się na jego pokład, by spotkać milczącą załogę, która za nic ma sobie jego obecność. Nikt go nie zauważa. Nikt się o nic nie pyta. Galeon na pełnych żaglach przecina potężne fale i pędzie ku narastającej czerni. Nadchodzi czas na spisanie opowieści.

„Rękopis znaleziony w butli” jest jedynym z tych opowiadań Poe, które najbardziej działają na wyobraźnię. Morska otchłań, która do dzisiaj pozostaje w jakiś sposób nieodgadniona, wtedy, w rozkwicie kolonizacyjno-odkrywczej ery, gdy ostatnie puste kropki znikały z map świata, była doskonałym tematem do snucia opowieści. Świat mitów powoli zanikał, jednak Poe w jedynie znany sobie mistrzowski sposób ożywił legendę i wtłoczył w rzeczywistość owładniętą manią „szkiełka i oka”. Latający Holender mógł być prawdziwy, a mógł być jedynie przedśmiertnym mirażem. Mógł wynurzyć się z tytanicznych otchłani biegunów i płynąć ku przeznaczeniu. Ale mógł być też jedynie widziadłem owładniętego przerażeniem umysłu. A czy rękopis był prawdziwy? Czy można przeczyć wyłowionej opowieści? A co jeśli naprawdę, na krańcach, gdy wszystko zmierza już ku ostatecznej czeluści, pozostaje jedynie czekać na nieuniknione? Na uderzenie pierwszej lodowatej fali?

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo słyszę skrzypienie okrętowych lin.

O.

* Kto ma ochotę na morską wyprawę na nieznane wody i spotkanie Latającego Holendra ten znajdzie „Rękopis znaleziony w butli” w cudownym tłumaczeniu Bolesława Leśmiana na stronie Wolnych Lektur TUTAJ.

Komentarze do: “BEZSENNE ŚRODY: „Rękopis znaleziony w butli” Edgar Allan Poe

    • Bombeletta napisał(a):

      Zacznij nadgryzać po kawałku – to są godne, w większości krótsze opowiadania (10-15 stron), idealne do popołudniowej kawy czy herbaty 🙂 Uwielbiam w przekładzie Leśmiana właśnie 😀

  1. takitutaki napisał(a):

    Poe Poe.. oczywiście u mnie jeszcze do nadrobienia.. ale opowiadanie to skojarzyło mi się z pewnym filmem… tylko nie pamiętam tytułu ale był to horror ze statkiem w roli głównej.. ale Poe oczywiście już czeka na kolej.. 😀

    • Bombeletta napisał(a):

      Ja tak nie przypadkiem tego Poe promuję, bo to są naprawdę krótkie opowiadanka, które można sobie podczytywać od czasu do czasu – Poe za jednym zamachem jest ciężki, a do tego jego opowieści są na tyle zróżnicowane, że nic ich nie łączy, więc lepiej sobie go od czasu do czasu podczytać – 10-15 stron np. na lunch 😀 Więc – zachęcam BARDZO 😀

      • secrus16 napisał(a):

        A ja swego czasu, jakiś rok temu, wziąłem „Opowieści niesamowite” Poego za jednym zamachem 😉 I jak to bywa ze zbiorami opowiadań – były lepsze i gorsze pomysły na teksty – ale od tego czasu zaczęła się moja ogrromna sympatia do najklasyczniejszej grozy spod znaku Unheimliche. Co do „Rękopisu…” zaś… Nie podobał mi się ;p Zerknąłem na dokument z moimi opiniami na temat każdego opowiadania i to dostało, ex aequo z dwoma innymi („Diabeł na wieży” i „Maska śmierci szkarłatnej”) najniższą ocenę. Temat oferował wiele, ale wg mnie Poe nie wykorzystał go dostatecznie. Za to Twoja recenzja bardzo zachęca i stwarza klimat, więc może nawet powtórzę sobie w niedalekiej przyszłości 🙂

        • Bombeletta napisał(a):

          Ale jak to „Maska śmierci szkarłatnej”?! 😀 To jest TAKIE genialne opowiadanie! Będzie kolejnych Poe w jedną z Bezsennych Śród, to może Cię przekonam na nowo 😀
          Co do „Rekopisu…” to jest to dopiero taki wstęp klimatyczny, bo tak jak pisał gdzieś tu w okolicy Rafał z Experymentu, Poe w pełni morską genialną powieść (jedyną w swoim dorobku) stworzył pod tytułem „Opowieść Artura Gordona Pyma z Nantucket” – będzie na Buku tej jesieni lub zimy 😀 Podobno (bo jeszcze nie czytałam) to jest morskie cudo 😀
          W ogóle Edgar Allan Poe był genialny <3

          • secrus16 napisał(a):

            Właśnie się o tym dowiedziałem, przeglądając komentarze 🙂 Poe faktycznie był genialny, zarówno prozatorsko, jak i lirycznie. „Maskę…” uważa się w sumie za jedno z lepszych opowiadań Mistrza, ale w mój gust jakoś kompletnie nie utrafiło (wtedy – ponad rok temu – może dziś byłoby inaczej). Najlepsze wrażenia wywarły na mnie: „Serce-oskarżycielem (COŚ niesamowitego!), „Studnia i wahadło”, „Złoty żuk” oraz „Berenice”, i kilka innych też bardzo, bardzo 😉 Z „Maską śmierci szkarłatnej” miałem tak, że kilka dni po przeczytaniu miałem już tylko strzępki wrażeń, w ogóle nie uchwyciłem klimatu, który przecież ze względu na tematykę powinien mnie pochłonąć. Ale zawsze można powtórzyć lekturę, więc będę próbował – być może przekonasz mnie recenzją 🙂

            • Bombeletta napisał(a):

              Taka ciekawostka na temat Maski – opowiadanie to zainspirowało Chambersa do sparafrazowania tej opowieści w jego „Królu w Żółci” 🙂 Przybycie nieznajomego do Carcosy i okrzyk jednej z bohaterek (fragment poematu):
              Camilla: You, sir, should unmask.
              Stranger: Indeed?
              Cassilda: Indeed it’s time. We have all laid aside disguise but you.
              Stranger: I wear no mask.
              Camilla: (Terrified, aside to Cassilda.) No mask? No mask! – MASAKRA
              Uwielbiam „Berenice” (te ZĘBY!), „Williama Willsona”, „Zagładę Domu Usherów”, „Maskę…” i „Zabójstwo przy Rue Morgue” 🙂 No i „Rękopis”, ale pozostałe też są cudowne 😀

  2. Lolanta napisał(a):

    Zmierzyłam się z Poe jeszcze raz, kilka dni temu i zaczynam się do niego przekonywać, wiec na pewno spróbuję się z „Rękopisem…”:) Tak ładnie wprowadziłaś w nastrój 🙂

  3. Experyment napisał(a):

    „Rękopis…” to wprowadzenie (podobnie jak „W bezdni Maelstroemu”). Prawdziwe morskie koszmary czekają w „Przygodach Artura Gordona Pyma z Nantucket” – przeczytaj koniecznie. Niektóre ze zbiorów zawierają kilka rozdziałów z „Przygód…” (sam mam takie dwa), przez co można odnieść wrażenie, że to dłuższe opowiadanie. Ale to powieść, zresztą jedyna w dorobku Mistrza. Warto przeczytać całość, ale jeśli masz pod ręką którąś „skróconą” wersję, to też może być – wybór rozdziałów zazwyczaj pozwala ogarnąć całą historię, a – przede wszystkim – wkręcić się klimat i przekonać, co stało się hen, tam na morzu… 🙂

    PS Nie czytajcie opisów w Wikipedii albo najlepiej nigdzie – spojlują i psują zabawę. A kilka fragmentów naprawdę zaskakuje i mrozi krew w żyłach. Jak to u Mistrza. 😉

  4. FiolkaK napisał(a):

    Niestety, nie znam jeszcze żadnego dzieła tego autora.Chcę to zmienić od dawna, ale….jakoś nigdy nie ma czasu..

Dodaj komentarz: