BEZSENNE ŚRODY: „Skeleton” Ray Bradbury

Bombla_BezsenneSKELETON
 

„A skeleton. One of those jointed, snowy, hard things, one of those foul. Dry, brittle, gouge-eyed, skull-faced, hake-fingered, rattling things that sway from neckchains in abandoned webbed closets, one of those things found on the desert all along and scattered like dice.”

Czy znacie to uczucie, gdy wszystko Was boli, nieomal czujecie każdą, nawet najmniejszą kostkę w Waszym ciele, a na dokładkę macie poczucie jakiegoś takiego wyobcowania? Jakby Wasze ciało wcale nie należało do Was, tylko żyło swoim własnym życiem, jak jakiś pasożyt, napierający na Wasz umysł? Czaszka ściskająca w kleszczach mózg, kręgosłup podtrzymujący postawę i wszystkie te pomniejsze elementy, dzięki którym nasza zewnętrzna powłoka porusza się i działa… Od czasu do czasu, szczególnie w chorobie, gdy majaki przychodzą znienacka, można doznać czegoś podobnego. Jednak, gdyby przyszło Wam przeżywać to poczucie bólu i wyobcowania codziennie? Gdyby Wasze ciało stało się nienaturalną obsesją, przyjacielem i wrogiem jednocześnie, które nie pozwala Wam normalnie funkcjonować? Gdyby wszystko wokół przestało mieć znaczenie i w równaniu pozostalibyście tylko Wy i Wasz szkielet, a gdzieś daleko w tle reszta świata? Dramat obsesji i cielesnego wyobcowania opisał Ray Bradbury w jednym ze swoich opowiadań zatytułowanym „Skeleton” (dosł. „Szkielet”).

Harris cierpi na niezwykle intensywne bóle wszystkich kości. Nie wiadomo, czy to wyłącznie bóle wyimaginowane, wymyślone w dziwnej obsesji, czy może prawdziwe. Trudno powiedzieć, bo pomimo regularnych, jak to u hipochondryka, wizyt u lekarza, ten ignoruje jego symptomy i odsyła co rusz do domu, polecając wypoczynek i oderwanie od „szkieletowych” myśli. Tylko jeden lekarz zdaje się odpowiadać na opętanie Harrisa, niejaki doktor M. Munigant, dziwny człowieczek, który przytakuje, poklepuje, a na dokładkę wręcza swojemu pacjentowi dokładny szkic szkieletu, by ten mógł napatrzeć się do woli. I zachęca go do ponownej wizyty. Jak pewnie się domyślacie odpowiedź na obsesję, wraz z wizualną reprezentacją problemu, jedynie wzmacnia zainteresowanie Harrisa. Rozmyśla ciągle o kościach, czuje je, maca, obserwuje i porównuje… Ból staje się nie do zniesienia, wzmaga obłęd. Szkielet jawi się niczym gotycki symbol śmierci, wewnątrz samego Harrisa, obcy i inny w stosunku do reszty ciała. Oskarża szkielet nawet o niepowodzenia w małżeństwie, czy w pracy. I gdy już nie może wytrzymać, gdy przerażenie i obrzydzenie biorą górę nad zdrowym rozsądkiem, Harris wzywa do siebie doktora Muniganta, a ten od razu znajduje rozwiązanie. Ale z pewnością nie takie, jakby spodziewał się nasz bohater.

„Skeleton” Raya Bradbury to krótkie i mroczne studium cielesnej obsesji. Harris zaczepia się jednej, pojedynczej myśli i nie może się od niej oderwać, a sprytny doktor tylko jednym gestem podsyca ją i doprowadza do absurdu. Najlepsze jest jednak przedstawienie szkieletowych doznań, które opisane są tak, że emocje bohatera automatycznie przechodzą na czytelnika. To ten moment, gdy czytając na chwilę stajemy się Harrisem, czujemy to co on czuje i przez ułamek sekundy wydaje nam się, że i wewnątrz nas siedzi coś, co nie do końca do nas należy, a ma przecież nad nami władzę. Strach jest tutaj jak najbardziej naturalny, wynikający ze śmiertelności i świadomości ciała. I ten element tajemnicy dziwnego doktora Muniganta, który tylko się uśmiecha, przytakuje i podgryza chlebowego palucha.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo liczę wszystkie moje kości.

O.

*Opowiadanie ”Skeleton” pochodzi z tomu „October Country” Raya Bradbury i jego prześwietną komiksową formę znajdziecie TUTAJ.

Komentarze do: “BEZSENNE ŚRODY: „Skeleton” Ray Bradbury

    • Bombeletta napisał(a):

      Dziękuję 🙂 Policz – opowiadanie bardzo wkręcające 🙂 W linku jest jego prześwietna komiksowa wersja z przerażającą grafiką 😀

  1. takitutaki napisał(a):

    nie słyszałem o tym opowiadaniu.. a brzmi ciekawie, Bradbury’ego znam z '451 stopni Fahrenheita’ które jest już klasykiem ;D komiks ciekawy ale poszukam w bibliotece 🙂

  2. tanayah napisał(a):

    Uch, to musiało być straszne doświadczenie, tak odczuwać swój szkielet. Przypomniało mi się jak na biologii w gimnazjum zobaczyłam jak wygląda kość pięty (nie wiem jak to się prawidłowo nazywa) i potem przez tydzień mi się tak jakoś „niewygodnie” chodziło, bo ciągle miałam w głowie, że ona jest taka wypukła 😀

  3. zajeckicajec napisał(a):

    Ty to potrafisz przerazić Olgo 😀
    Czy znacie to uczucie, gdy wszystko Was boli, nieomal czujecie każdą, nawet najmniejszą kostkę w Waszym ciele, a na dokładkę macie poczucie jakiegoś takiego wyobcowania? – O mamo, leżę w łóżku i już nie wiem, w którą stronę mam się położyć, żeby mnie wszystko nie bolało 😉

  4. Agata napisał(a):

    Nie wiedziałam, że Bradbury pisze horrory. Autora znam tylko ze sławnych „451 stopni Fahrenheita”, ale zaciekawiłaś mnie tym szkieletowym opowiadaniem 🙂

  5. Lolanta napisał(a):

    Świetny komiks 🙂 Akurat w temacie, bo mnie wszystko boli. A w dodatku dziś pan fizjoterapeuta tłumaczył mi działanie kręgów szyjnych. Nie czytałam jeszcze nic Bradbury, ale niezłe się zapowiada 🙂

Dodaj komentarz: