Legendy potrafią mieć niezwykłą moc. Moc, która łączy w sobie wiarę naiwnych ludzi, siłę prawdziwych wydarzeń i przekazywanej z pokolenia na pokolenie plotki, która często jest o wiele bardziej fascynująca od prawdy. Legendy potrafią scalać całe społeczności, a także być łącznikiem pomiędzy ludźmi wszelkiej płci, wiary, czy społecznej roli. Tym bardziej, gdy takie opowieści z pogranicza świata realnego a magicznego zawierają w sobie pierwiastek grozy, niewiadomego, niezrozumiałych sił, które nade wszystko pragną szkodzić człowiekowi. Takie legendy pobudzają wyobraźnię. Utrwalają się w umyśle pod postacią podświadomych lęków i strachów. Lepiej uważać i dmuchać na zimne. Lepiej nie mieszać się, gdy przyjdzie pora.
Tak jak odejść zawczasu postanowiła jedna z bohaterek niesamowitej upiornej opowieści Edith Nesbit zatytułowanego „Jak żywi, marmurowi” (oryg. „Man-size in Marble”).
“But on each side of the altar lay a grey marble figure of a knight in full plate armour lying upon a low slab, with hands held up in everlasting prayer, and these figures, oddly enough, were always to be seen if there was any glimmer of light in the church. Their names were lost, but the peasants told of them that they had been fierce and wicked men, marauders by land and sea, who had been the scourge of their time, and had been guilty of deeds so foul that the house they had lived in—the big house, by the way, that had stood on the site of our cottage—had been stricken by lightning and the vengeance of Heaven. But for all that, the gold of their heirs had bought them a place in the church. Looking at the bad hard faces reproduced in the marble, this story was easily believed.”
Młodziutka, świeżo poślubiona para ze względów finansowych postanawia zamieszkać na małej, odległej wsi. Ona pisze i tworzy, on maluje – wszystko idealne i idylliczne. Udaje im się nawet za rozsądną cenę zatrudnić pomoc domową i tak przeżywać kolejne dni w poczuciu szczęśliwości i harmonii. Jednak do czasu. Zbliża się 31 października, czyli Wigilia Wszystkich Świętych, czyli Halloween. I ni stąd, nie zowąd, nagle ich gosposia składa tymczasowe wypowiedzenie – musi odejść w ciągu trzech dni i może wróci za tydzień, jak wszystko dobrze pójdzie. A tak się składa, że miejscowa legenda mówi, że w Święto Duchów powstają z cokołów dwa marmurowe posągi, które strzegą kościelnego ołtarza, by wrócić do domu. Tam, gdzie teraz mieszkają nowożeńcy.
„Jak żywi, marmurowi” Edith Nesbit to jak najbardziej klasyczne, niemal o schematycznej konstrukcji, gotyckie opowiadanie grozy, które nie tyle ma przerazić czytelnika, ile bardziej wprowadzić w stan niepokoju, gorączkowego oczekiwania na to, co się wydarzy. Tajemnica, której niby czytelnik już się domyśla, a którego rozwiązanie i tak kusi, nęci i pcha do przodu. Bohaterowie, których los niby jest już przypieczętowany, a jednak, przez ten krótki moment ogromnie nam na nich zależy. I ten mrok, jakieś zło, które wisi i czeka na swój moment, by zniszczyć wszystko, co zwyczajnie dobre.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo coś czeka, by wedrzeć się do domu.
O.
*Po więcej Edith Nesbit i jej „Opowieści Upiornych” koniecznie zajrzyjcie do Samotni do Tommyknockera TUTAJ.
**A kto chce sam na własnej skórze poznać straszną opowieść „Jak żywi, marmurowi”, ten niech zajrzy na stronę Project Gutenberg – opowiadanie do przeczytania w oryginale, zupełnie za darmo TUTAJ.
Zapowiada się… niesamowicie, strasznie… Kurczę, Ty to potrafisz człowieka skusić 🙂
Ogromnie mnie to cieszy 😀 Zawsze jest dobra pora na małe straszenie 😀
autorki nie znam, ale brzmi ciekawie i do Tommy’iego już zaglądam po więcej.. 😀
Ja znam Nesbit wyłącznie z powieści „Pięcioro dzieci i coś”, którą kochałam w dzieciństwie i to było dla mnie ogromne zaskoczenie, że tworzyła również mroczne historie 😀
Małe straszonko, mniam, mniam 😀 Czuję się skuszona 🙂
Wielka radość 😀 Mniam mniam 😀
Edith Nesbit? Ta od rodziny Bastablów i „Pięcioro dzieci i coś” (nb. znasz? Zaczytywałam się tym, dziecięciem będąc ^^)?
Śpieszę czytać!
Tak! 😀 Dokładnie ta! <3 KOCHAM "Pięcioro dzieci i coś"! <3 Jaka to była WSPANIAŁA opowieść!) 😀
Cudowne, klasyczne opowiadanie grozy. To właśnie ono otwiera niedawno wydane „Opowieści upiorne”. Pozostałe historie są równie straszne !
No właśnie dzięki tej klasyczności – doskonałe! 🙂 Jakby co, to poleciłam dzisiaj Twój tekst o „Opowieściach upiornych” na FB i wrzuciłam linka do Ciebie 🙂
Super, dzięki 🙂
A u mnie dziś o najnowszym u nas Koontzie.
O! Jak prześwietnie! Cyklu o Oddzie jeszcze nie znam, ale zaczynam powoli nadrabiać twórczość Koontza 🙂
Chyba jeszcze dzisiaj pomaszeruje do księgarni 🙂
Maszeruj 😀
Wygląda na ciekawą historię 🙂 Chętnie bym przeczytała, ale w oryginalne odpada… bo nie uczyłam się angola 😉
Tom „Opowieśc Upiornych” własnie pojawił się w Polsce, więc jakbyś kiedyś polowała, to bardzo warto 🙂
Uuu, to ja już ściągnęłam na dysk, a niedługo się zrzuci na kundelka – będzie czytane 😀
MEGA 😀
<3