Site icon Wielki Buk

Reportaż #2: „Ludzie, którzy jedzą ciemność” Richard Lloyd Parry

Bombla_Reportaż2

„Jak większość ludzi dałem sobie wmówić, że Japonia to jedno z najbezpieczniejszych miejsc na świecie, że kobieta może tam chodzić po ulicach o godzinie drugiej w nocy i nic jej nie grozi.”

Kraj Kwitnących Wiśni. Kraina honorowych, walecznych samurajów i delikatnych, tajemniczych gejsz. Miejsce, w którym tradycja spotyka szaleństwo globalizacji. Przepełnione ulice i ukryte w zakamarkach ogrody zen. Gdzie sushi jest tak świeże, że jeszcze tańczy na talerzu, a wieczory spędza się zdzierając gardło na karaoke. Państwo słonecznego cesarza, grzecznych uśmiechów i wyćwiczonych ukłonów. Nippon dla laika jawi się jako miejsce spokoju, wyuczonej uprzejmości, gdzie gaijin, czyli człowiek zachodu, może czuć się komfortowo i bezpiecznie. Z łatwością można ulec złudzeniu, a w gruncie rzeczy zapomnieć, że Japonia jest tak naprawdę miejscem jak wszystkie – gdzie współistnieje dobro i zło, bez wyjątku.

Japonia powszechnych wyobrażeń to niemal egzotyczne miejsce idealne na przygodę, doskonałe na mały skok w bok od zwykłego, nudnego życia, nawet jeśli staje się miejscem, w którym podejmuje się pracę. Chwila nieuwagi, poczucie nieokiełznanej wolności, porzucenie typowej ostrożności i bum! Wpada się w wir nocnego życia – można zostać tancerką topless, „mydlarką” lub hostessą w dzielnicy Czerwonych Latarni, czyli tokijskiej Roppongi. Taką dziewczyną do towarzystwa, do picia i macania została młodziutka Brytyjka – Lucie Blackman, po której pewnego dnia słuch zaginął. Ktoś patrzył, ktoś obserwował, ktoś w końcu porwał i zniewolił posągową dziewczynę o złotych włosach. To jej historię, historię jej rodziny i przyjaciół, oraz opowieść o mrocznej stronie Japonii postanowił opowiedzieć Richard Lloyd Parry w hipnotyzującej książce „Ludzie, którzy jedzą ciemność. Prawdziwa historia o dziewczynie, która zaginęła w Tokio i o złu, które ją pochłonęło.”

Ten brytyjski reporter Timesa poświęcił lata na złożenie opowieści o życiu Lucie, a w zasadzie opowieści o jego ostatnich miesiącach, o tym co spotkało ją w Kraju Kwitnącej Wiśni, czego była świadkiem. Jednak ten reportaż to także opowieść o mieście i „japońskości” jako takiej. Parry świadomie obala wszystkie stereotypy, które sprawiają, że Japonia jawi się jako kraj, w którym nic złego nie może się zdarzyć. Na koniec wszystko staje się niebezpiecznie jasne – nawet tam trzeba się spodziewać najgorszego, bo zło czai się wszędzie, także w krainie kolorowych neonów i fałszywych uśmiechów. Ludzka natura jest niezmienna, nawet w odległej krainie jedwabnych kimon – zaczyna się od kłamstwa dotyczącego samego zawodu hostessy (definicja wymyka się rzeczywistości), przez narkotyki, które jednak istnieją chociaż mają być niewidzialne, po seks z klientami, niby niedopuszczalny, a przecież powszechny, gdy  celem są niemałe pieniądze i zadowolone obie strony układu. W zaułkach czai się ciemność, a w niej wygłodniałe oczy i zęby spragnionych krwi mężczyzn, czekających na naiwne dziewczynki, które stracą czujność, chociaż na chwilę.

W „Ludziach, którzy jedzą ciemność” można się zanurzyć i zatopić bez reszty. Jeśli posiada się już wiedzę na temat losu Lucie Blackman, to Richard Lloyd Parry zaskoczy nas głęboką analizą kulturową, wprowadzi w szczegóły sprawy i pokaże, że niczego nigdy nie można się spodziewać. Jeśli o zaginięciu Lucie nie wiemy nic, to musimy być gotowi na niemały szok – czytelnik zostaje rzucony na głęboką wodę, w mrok inności, dziwności i cielesności, która przeraża podobieństwem i odmiennością jednocześnie. To reportaż jak najmroczniejszy thriller, który przypomni nam, że nie ma jednoznacznych odpowiedzi, nie ma dobra bez zła, nie ma oaz moralności, a świat bywa niebezpieczny. Wszędzie, bez wyjątków.

O.

———————————————————-

Do Was:

O Lucie Blackman czytałam jakiś czas temu – przypadkowy artykuł streszczający podstawowe fakty o jej zaginięciu – jednak świadomość jej losu nie ułatwiła w żaden sposób przetrawienia „Ludzi, którzy jedzą ciemność”. Jeśli uwielbiacie Japonię tak jak uwielbiam ją ja (a wszystko przez Joannę Bator i Marcina Bruczkowskiego, którzy zaczęli kilkuletnią, ostudzoną w końcu manię), to będzie to lektura, która w jakiś sposób złamie Wam serce. Mimo wszystko Kraj Kwitnącej Wiśni od samego początku był w jakiś sposób naznaczony delikatnością i subtelnością, swoistym wyciszeniem – miejscem, o którym można marzyć, planem na podróż życia. Teraz nabrało ciemnych barw. I może to dobrze, bo trzeba być gotowym na wszystko. Lucie nie była i zniknęła w mroku.

Exit mobile version