Site icon Wielki Buk

„Tatuażysta z Auschwitz” Heather Morris recenzja

Nie sposób nie było słyszeć o tym tytule – jego charakterystyczna okładka swojego czasu była wszędzie, a sam tytuł całymi miesiącami utrzymywał się na pierwszych miejscach list światowych i polskich bestsellerów. Niewiarygodna historia miłosna z niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau w bestsellerowej powieści Heather Morris „Tatuażysta z Auschwitz”.

Historia potrafi być zwodnicza. Czas potrafi płatać figle pamięci. Wydarzenia mogą plątać się, rozmazywać, zatracać w wyobrażeniach. Jednak pewne fakty nigdy nie powinny zostać zapomniane, nie mogą ulec zatarciu. Wyryte w kamieniu powinny stanowić przygnębiające dziedzictwo ludzkości po wsze czasy, ku pamięci kolejnych pokoleń, by nigdy nie popełniły tego samego błędu, nie zeszły z wyznaczonej ścieżki. Wydarzenia II Wojny Światowej naznaczyły kolejne pokolenia ludzi na całym świecie. Okrucieństwa odcisnęły swoje piętno, a niewyobrażalne liczby ofiar zapisały się na zawsze w naszych umysłach. W nas płynie krew tych, którzy przetrwali, to my musimy pamiętać wydarzenia takimi, jaki były, a nie takimi, jak byśmy chcieli je widzieć.

To właśnie dlatego „Tatuażysta z Auschwitz” wywołał nie lada kontrowersje, zbulwersował historyków w tej opowieści, cokolwiek poruszającej serca, sporo jest jednak niedopowiedzeń, a samej autorce Heather Morris historycy zarzucają nadinterpretacje, przeinaczenia faktów historycznych, a nawet przekłamania. Czy piękna opowieść miłosna na tle piekła oparta o prawdziwe wydarzenia wystarczy?

Lale Eisenberg trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau 23 kwietnia 1942 roku, gdy rząd Słowacji ugiął się pod żądaniami nazistowskiej III Rzeszy. Został przydzielony do pracy jako Tätowierer tatuażysta, którego praca polegała na nanoszeniu numerów kolejnym grupom więźniów. To tam, podczas jednego z nowych transportów poznał młodziutką Gitę Furman i zakochał się bez pamięci. Oboje byli gotowi zrobić wszystko, by przetrwać piekło, pewnego dnia opuścić obóz i dożyć w spokoju końca swoich dni.

Ta historia brzmi niemal nieprawdopodobnie, a wydarzyła się naprawdę. Lale i Gita przeżyli, by pod zmienionym nazwiskiem trafić do Australii, założyć rodzinę i nowy dom. To właśnie tam, siedemdziesiąt lat po tragicznych wydarzeniach Lale Sokołow (już nie Eisenberg) po śmierci żony postanowił podzielić się swoimi wspomnieniami z Heather Morris scenarzystką, która w jego opowieści znalazła inspirację, by stworzyć scenariusz filmowy. Z czasem ten scenariusz przekształciła na powieść, a ta wkrótce stała się światowym bestsellerem, tłumaczonym na wiele języków. Być może to właśnie dlatego „Tatuażysta z Auschwitz” miejscami bywa boleśnie uproszczony, sam bohater dziwnie beztroski, a sama opowieść zamienia się w coś na kształt love story w przerażającym otoczeniu buzujących krematoriów i ludzi, którzy umierają setkami tysięcy.

Nasz bohater snuje opowieść o jednej z największych ludzkich tragedii z perspektywy ponad siedemdziesięciu lat, więc oczywistym jest, że nie wszystko będzie się w tej relacji zgadzać pod względem historycznym. Jego rozedrgana pamięć może meandrować w przeszłości, ale to Heather Morris sama popełniła rażące błędy, utrzymując zarówno we wstępie, jak i posłowiu, że zrobiła research i wszystko dokładnie sprawdziła. Do błędów popełnionych przez autorkę odniosła się Wanda Witek-Malicka z ramienia Centrum Badań Muzeum Auschwitz zaznaczając, że „Tatuażysta z Auschwitz” pełen jest rozbieżności z prawdziwymi wydarzeniami. Badaczka przyjrzała się opisywanym wydarzeniom, porównała je z archiwalnymi dokumentami, a wtedy okazało się, że nawet tytułowa pozycja Lalego jako jednego z dwóch stałych tatuażystów obozu zostaje podważona. To nie była pozycja stała, ale rotacyjna, nie było jednego człowieka, który tę pracę wykonywał… To jedynie podsyca więcej pytań dotyczących chociażby specjalnych przywilejów naszego bohatera, związanych z tą funkcją. Takich rozbieżności jest więcej, a całość ukazuje słowami Wandy Witek-Malickiej „całościowy nieautentyczny obraz rzeczywistości łagrowej”. To jedynie początek wielu niedopowiedzeń.

To czytać, czy nie czytać „Tatuażystę z Auschwitz”? Decyzja należy do Was, Drodzy Czytelnicy, ale mogę Wam jedynie powiedzieć, że tę powieść czyta się z niepokojem, bo jeszcze żadna relacja z niemieckiego obozu koncentracyjnego nie była tak podkoloryzowana, tak miejscami przesłodzona i upoetyzowana. Od pierwszych stron czuć, że coś w tej powieści jest nie do końca tak, jak być powinno, a z każdym kolejnym rozdziałem całość pruje się w szwach. Tutaj tylko love story ma jakiś punkt odniesienia i można przeczytać tę powieść właśnie ze względu na ten aspekt obozowej, niemożliwej niemal miłości, przesyconej emocjami. Miłośnikom prawdy historycznej nie polecam, chociaż możecie przeczytać z ciekawości, żeby samemu przekonać się czym „Tatuażysta z Auschwitz” jest, a czym być próbuje.

Być może odebrałabym tę powieść pozytywniej, gdyby nie dotyczyła tak okropnego prawdziwego okresu historii. Być może podeszłabym do niej inaczej, gdyby akcja nie rozgrywała się zaledwie 80 lat temu, na naszych okupowanych ziemiach, tak niedaleko, tak blisko. Niestety liczyłam, że biorąc do ręki taki bestseller, powieść, która dotyczy tak ważnego momentu historii, dostanę coś więcej niż miłosną wydmuszkę. Myliłam się.

O.

*Zapraszam na film!

Exit mobile version