Site icon Wielki Buk

10 książek mojego życia na 7. urodziny Wielkiego Buka

Moi Drodzy,

Dzisiaj mija 7 lat odkąd na blogu Wielkiego Buka pojawił się pierwszy wpis!

Aż trudno w to Kochani uwierzyć! Za mną ponad 1400 wpisów na blogu, ponad 1100 filmów na kanale i ponad 1000 przeczytanych książek! I miliony wydane na zakupy przy okazji.

Takiej drogi nie przechodzi się jednak samemu, bo gdyby nie Wy, to Wielki Buk byłby Wielkim Klopsem. Dlatego z całego serducha dziękuję Wam za to, że ze mną jesteście, że śledzicie moje poczynania, że komentujecie, piszecie, że czytacie razem ze mną! To dla mnie niesamowite wyróżnienie! Dziękuję dziękuję dziękuję!

Z tej urodzinowej okazji przygotowałam dla Was:

10 książek mojego życia

Tych najważniejszych, przełomowych, które coś zmieniły we mnie, w moim życiu, w moim spojrzeniu na świat. Książek wyjątkowych, których nie zapomnę już nigdy.

Baśnie Braci Grimm i Baśnie Andersena

Baśnie były dla mnie kluczem do wszystkiego, magiczną bramą do innego świata. Tajemnicze, mroczne, dziwaczne, zachwycały mnie. Chciałam poznawać ich więcej i więcej, ale nawet najbardziej zaczytany rodzic nie może spędzać całych dni z dzieckiem na czytaniu baśni. A to oznaczało, że muszę nauczyć się czytać sama. Dostałam obsesji na tym punkcie i pamiętam, że podświadomie robiłam wszystko, by przyspieszyć ten proces. Baśnie stały się moim napędem i moją inspiracją i to dzięki nim nauczyłam się samodzielnie czytać.

„Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren

Książka, która rozpoczęła całe to moje zaczytane szaleństwo. Książka mojego dzieciństwa. Kamień milowy mojego książkoholizmu. Czytałam dużo, każdego dnia, ale jak dotąd żadna książka nie sprawiła, że przepadłam w lekturze i nie chciałam, nie mogłam się z niej wynurzyć. Bullerbyn miało tę moc. Ponad 300 stron, jedna sobota w 2 klasie szkoły podstawowej i ja. Od rana do wieczora, przy stole, w fotelu, na kanapie. Pożarłam na jeden chaps. To był mój pierwszy Duży Buk. Książka, która wywołała książkowego kaca, przekrwione gały i pierwszą książkową obsesję.

„Władca Pierścieni” J.R.R. Tolkien

Początek gimnazjum. Nowe koleżanki i nowe inspiracje. Tolkiena pamiętałam z „Hobbita”, którego Tata przyniósł mi jak miałam 10 lat, pamiętałam tamten niezwykły świat, ale to „Władca Pierścieni” otworzył mi oczy na omijaną przeze mnie do tej pory fantastykę. Na alegorie, na metafory,  na wszystkie wartości, które ukrywają się pod powierzchnią fantastycznych opowieści. To właśnie Tolkien wyostrzył mój zmysł na odkrywanie tych sensów, na ich poszukiwanie i sprawił, że już żadna inna powieść fantasy nie zrobiła na mnie tak intensywnego wrażenia.

„Sto lat samotności” Gabriel Garcia Marquez

Mój pierwszy PRAWIE Wielki Buk. Powieść dzięki której powstał ten blog, bo to ona wpadła mi do głowy jako pierwsza, gdy pomyślałam o tym, że chciałabym się dzielić z Wami moimi przemyśleniami o książkach. Jak zwykle przyniesiona przez Mamę. Miałam anginę, trzynaście/czternaście lat, tłum książek wokół łóżka i Mama z kolejną książką w ręku. Masz, przeczytaj. Spodoba ci się., A o czym jest?, O ludziach. typowa Mama. I miała rację. Ród Buendia zawładnął moją wyobraźnią, zachłysnęłam się realizmem magicznym i nie mogłam oderwać. Nie znajdziecie jej ani na blogu, ani tutaj na kanale, bo do dzisiaj zbieram myśli jak o niej opowiedzieć.

„Jedz, módl się, kochaj” Elizabeth Gilbert

Niebawem mija dwanaście lat odkąd podjęłam najważniejszą decyzję mojego dorosłego życia. Decyzję, która sprawiła, że obróciłam moje życie o 180 stopni. I nie żałuję. Dwanaście lat temu rysowały się przede mną nowe perspektywy, ale musiałam postawić jeden, ten najważniejszy krok i zrobić coś nieodwracalnego, czego bałam się jak niczego do tej pory. To właśnie Elizabeth Gilbert pomogła mi znaleźć siłę i podjąć ostateczną decyzję. Gdyby nie jej książka w tamtych trudnych chwilach, to możliwe, że wcale nie czytalibyście dzisiaj tego zestawienia. Możliwe, że w ogóle byśmy się nie poznali. A ja siedziałabym gdzieś tam, zgorzkniała, zastanawiając się co by było gdyby. Teraz już wiem co by było i wiem, że tamta decyzja była najlepszą w moim życiu. I to właśnie Elizabeth Gilbert dała mi tego kopa, którego tak bardzo potrzebowałam.

„Lśnienie” Stephen King

Całkiem możliwe, że nie byłoby Bezsennych Śród, gdyby nie Król Horroru. To nie jest moja ulubiona powieść Mistrza Horrorów, ale moja PIERWSZA. Jak ja się najadłam strachu! Jak bardzo nie mogłam zgasić światła w nocy! Ile paznokci wyżarłam do krwi! No i strach przez łazienką przez jakiś czas byłam pewna, że zobaczę coś w wannie czy lustrze. To dzięki Lśnieniu zatopiłam się w literaturze grozy. To dzięki Kingowi pokochałam się bać, czytając książki.

„Ciemno, prawie noc” Joanna Bator

Jak dobrze wiecie, kocham polską literaturę, wspieram polskich autorów, śledzę uważnie nasz polski rynek książki, ale był taki czas, gdy po nasze rodzime tytuły sięgałam bardzo bardzo sporadycznie, niemal wcale. Wszystko odmieniła Joanna Bator, gdy zachęcona przyznaną jej Nagrodę Nike przeczytałam „Ciemno, prawie noc”. To było jak cios w brzuch. Jak objawienie. To jedna z tych fabuł niesamowitych, która w miarę czytania, w miarę upływu stron i rozdziałów, wywołuje w czytelniku naturalną potrzebą zwinięcia się w kłębek, w pozycji płodowej, tak by przeczekać najgorsze. W trakcie lektury rodzi się strach. Joanna Bator od tamtych chwil pozostaje moją najulubieńszą polską pisarką.

„Atlas zbuntowany” Ayn Rand

Jedni jej nienawidzą. Inni kochają. Powieść-gigant, olbrzym gargantuiczny, potwór z przesłaniem. Biblia filozofii obiektywizmu. Poznałam na studiach, podsunął mi mój Kuba. Zatopiłam się w niej bez reszty. Nie zgadzam się z Rand w wielu aspektach, ale tak jak ona i jej bohaterowie wierzę w siłę człowieka. W moc jednostki. Tak jak oni wysoko cenię ciężką pracę. Tak jak oni wspieram indywidualizm i myśl własną. Być sobą przede wszystkim. Nigdy kimś innym. Nigdy nie podążać ślepo za tłumem. Nie czekać na cud, który nigdy nie przyjdzie. Nie patrzeć tępo, gdy dzieją się rzeczy nieodwracalne. Czytać. Pisać. Tworzyć. Kreować rzeczywistość, bo to jest możliwe. To jest w zasięgu możliwości.

„Krwawy Południk” Cormac McCarthy

Na dziś jest to książka mojego życia. Jeden z największych Dużych Buków. Być może dlatego, że McCarthy to odpowiedź na ten mroczny zew mojej duszy, na tę najbardziej melancholijną część mojej osobowości. „Krwawy Południk” to jego najlepsza i najmocniejsza powieść, która działa na wyobraźnię mocniej od porządnej szklanki bourbona. Okrutna wizja pustynnej wędrówki przez wyjałowione ziemie Pogranicza, na której nikt nie ma litości. A w tym wszystkim Sędzia i jego jeźdźcy, którzy plądrują spaloną ziemię. Trudno w to uwierzyć, ale to opowieść oparta o prawdziwą historię. Bezwzględnie mocna. I czasami jak zamknę oczy wydaje mi się, że i ja sunę z nimi po pustyni Sonory.

„Nad Zbruczem” Wiesław Helak

Moje tegoroczne odkrycie i powieść, która nawróciła mnie na polską powieść historyczną, która otworzyła przede mną cały nowy świat literackich doświadczeń. Opowieść o polskim pograniczu, o dolinie rzeki, która dzisiaj być może przez wielu jest już zapomniana, a która przez lata była niemym świadkiem historycznych wydarzeń, a także tworzyła symboliczną granicę cywilizacji między Zachodem a Wschodem. Wiesław Helak snuje dzieje polskiego rodu, a jednocześnie ukazuje koniec polskiego ziemiaństwa, wymieranie dworków jako centrum polskiej myśli. Na dokładkę, zachwyca absolutnie precyzją, językiem wartkim, a poetyckim, polszczyzną, której nie spotyka się już we współczesnej literaturze.

10 książek mojego życia, książek przełomowych, wyjątkowych, które zapisały się na zawsze w moim sercu. Jestem ciekawa Waszych książek życia, takich, które w jakiś sposób odmieniły Was na zawsze. Będzie mi ogromnie miło, jeśli podzielicie się ze mną, bo jestem ogromnie ciekawa.

A ja sobie i Wam życzę kolejnych pięknych zaczytanych lat!

O.

Exit mobile version