„Dwie i pół duszy” Justyny Hankus, czyli o NAJLEPSZEJ powieści grozy 2023 (do tej pory). Powieść, która zachwyca i przeraża, literatura piękna, połączenie grozy, realizmu magicznego, motywów ludowych i religijnych, słowiańskich i jak najbardziej współczesnych – OBŁĘDNA!
„A tu, przy tym lesie, nad jeziorem, dziwnie się czuł, jakby po plecach nieustannie łaziły mi mrówki, jakby coś na niego patrzyło spomiędzy pni; coś ssało jego duszę i uwagę (…)”
DRZEWA MAJĄ OCZY
„Tylko do lasu nie za bardzo lubił chodzić.
– Bo tam coś gada, dziadku, i ciężko mi w nogi.”
Coś dziwnego dzieje się wokół Rutek nad jeziorem Ruty. Coś dziwnego i niepokojącego. Nie od dziś, nie od wczoraj – od zawsze. Coś gapi się z lasu, coś szepcze, coś śpiewa, coś krzyczy i kusi… Kusi młode kobiety, kusi nieostrożne dzieci, kusi młodych mężczyzn… Coś, co sprawia, że Cyganka-zielarka wzdryga się i odwraca wzrok. Coś, co sprawia, że Wodnik w jeziorze syczy z obrzydzenia. Coś, co sprawia, że nawet Wiedźma z poligonu nie ma na to lekarstwa, a miejscowy ksiądz wystarczających egzorcyzmów. To coś przed laty skusiło matkę Mateusza Kusego i teraz on ma dwie dusze – a dwie dusze to zbyt wiele na jednego człowieka. To zbyt wiele na jezioro Ruty i na mieszkańców Rutek. Zło gotuje się, bulgocze, chichocze między drzewami…
CZY STRASZY?
„Od dołu przez najcieńsze kapilary, przez żyły, skrzyżowania arterii aż do serca wpełzł niepokój i rozgościł się w piersi Mateusza, wprawiając go w lekki dygot, który po chwili zmienił się w lepki strach pełznący po szyi na policzek… A lepki strach był jedyną rzeczą, jakiej Mateusz się bał.
Muszę odnaleźć Wodnika, postanowił, patrząc przez okno, za którym wyszarzał się zimowy dzień, muszę sprawdzić, czy to, co zostało ukryte, nadal jest bezpieczne.”
Las, który patrzy, las, który kusi, drzewa, które mają oczy. Las złowieszczy, las podstępny, las chichotliwy. Las, który jest pułapką – nikt przez ten las nie chodzi, chyba, że coś go do tego lasu przyciągnie. A przyciąga i woła, niezmiennie, od lat. Las, który jest siedliskiem. Czego? Czegoś, co starsze jest od ludzi, od wiary, od świata. Czegoś, co zamieszkało i rozgościło się wygodnie, mając blisko to, czym karmi się tak wyrafinowanie. A karmi się złem. Czystym i nierafinowanym.
Tak, ten las jest przerażający, tak jak przerażające jest to, co w lesie się czai. Ale! U Justyny Hankus najbardziej przerażają ludzie.
NAJWIĘKSZE MOŻLIWE ZŁO
„Miesiąc później ludzie zaczęli się niepokoić. Szeptać między sobą, obmawiać jeden drugiego.”
Zmierzając w kierunku konkluzji – „Dwie i pół duszy” to opowieść o największym możliwym złu. Złu, które jest zaraźliwe i fałszywe. Złu, które panoszy się i pustoszy serca i ludzkie dusze. Złu, które jest pradawne i przedwieczne. Złu, które jest. Bez względu na koleje losy, bez względu na czas i na przestrzeń.
Jest las, ale wokół są ludzie, bez ludzi to przecież nie działa, nie ma się czym karmić. Ludzie, którzy żyją i wiarą i zabobonem, rozdarci, rozpruci. Zamknięci w swoim małym rutkowym świecie. Ludzie, których wzrok wydaje wyroki. Może być swój, może być obcy, nie ma znaczenia, jest jedynie cel. Nigdy nie patrzą do wewnątrz, ale na zewnątrz, a ich myśl jest tłumna, kolektywna. Są zbiorem, są jednym ciałem, nie ma świadków, nie ma sprawców – jest zbiorowa agresja i narastająca przemoc. W „Dwóch i pół duszy” przerażają sceny tej właśnie przemocy – podczas lektury czułam narastające kłucie w żołądku, narastający niepokój, bo nie ma dla mnie nic bardziej przerażającego niż niewinna istota – nieważne czy człowiek, czy zwierzę – która cierpi.
Powieść Justyny Hankus to groza, to horror, to realizm magiczny, to baśń i zagadka zbrodni (niejednej zresztą) w jednym. Wodniki kochają się w pięknych Cygankach, młode kobiety wchodzą skuszone do lasu, a dzieci mogą wcale nie być do końca dziećmi. Człowiek może mieć dwie dusze, a może mieć duszy pół. Zmarli mówią i szepczą po śmierci. Są psy i są mali chłopcy. Są słoiki, których zawartości należy strzec za wszelką cenę. I jest las. Od lasu wszystko się zaczyna, na lesie wszystko się kończy. Czyta się z zapartym tchem, z poczuciem narastającego przerażenia, chociaż ten strach przekształca się podczas lektury. Jest inny niż ten, który czuliśmy na początku. I my też na koniec jesteśmy inni.
Taką grozę chciałoby się pożerać łyżkami – zachwycająca, przerażająca, nasza rodzima do szpiku kości. Najlepsza.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo coś kusi spomiędzy drzew.
O.
*We współpracy patronackiej z Wydawnictwem Powergraph.