Twórczość H.P. Lovecrafta, podobnie jak dzieła pozostałych największych twórców obracających się w kręgach szeroko pojętej grozy, stanowi niezrównane i niemal odwieczne źródło inspiracji. Współczesna popkultura czerpie od klasyków garściami, co pozwala z łatwością odbiorcom odnaleźć powiązania, odnieść się do ulubionych tekstów, czy ukochanych postaci, ich historii oraz mitologii. W tych opowieściach wracają Wielcy Przedwieczni, powraca poczucie osaczenia przez coś większego i niepojętego dla ludzkiego umysłu, a ciemność podstępnie zacieśnia swoje macki, budząc obłęd i obrzydzenie.
Tag: H.P.Lovecraft
Warto Czytać #5: H.P. LOVECRAFT
Moi Drodzy,
Jest prawdą powszechnie znaną w odmętach blogosfery, że jestem LOVEgirl i jakkolwiek przedziwnie to brzmi, to połączenie, ten uroczy zlepek wcale a wcale nie odnosi się do jednorożców, do tęczy i chichotów pośród waty cukrowej, tylko do SNÓW O TERRORZE I ŚMIERCI, do koszmarów spoza eonów czasu, do istot zerkających z ciemności między wymiarami wszechświata.
Stworzyć alternatywę dla życia we wszystkich jego przejawach, nieustanną opozycję, trwałe schronienie: oto najwyższa misja poety na tej Ziemi. Howard Phillips Lovecraft wypełnił tę misję.
Michel Houellebecq „H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu.”
Jestem LOVEgirl, bo moją literacką obsesją jest ten, którego zwą Samotnikiem z Providence, ojcem mitologii Cthulhu, jeden z najważniejszych, ikonicznych twórców literatury weird fiction – H.P. Lovecraft.
Bezsenne Środy: „W GÓRACH SZALEŃSTWA” H.P. Lovecraft
„Pokój i bezpieczeństwo całej ludzkości wymagają bezwzględnie, by od niektórych mrocznych, wymarłych zakątków ziemi i niezgłębionych bezdni trzymać się z daleka – by uśpione wynaturzenia nie zbudziły się do życia, a bluźnierczo uchowane koszmary nie wyroiły się i nie wypełzły ze swych czarnych leży na dalsze, jeszcze rozleglejsze podboje.”
Istnieją takie krainy, których lepiej nigdy nie odkrywać. Takie miejsca, których lepiej nigdy nie penetrować bliżej. Światy, od których należy trzymać się z daleka, za wszelką cenę, przeciw naturalnym ludzkim instynktom. Dawno temu, na obrzeżach map zaznaczano te nieznane, tajemnicze rejony jako te, w których mieszkają smoki, śnią istoty, których lepiej nie budzić, nie dawać im szansy na zwrócenie ślepi w kierunku ludzkości. A jednak ciekawość zżera marzycieli od wieków, motywuje do dalekich ekspedycji na krańce Ziemi, gdzie nikt nie powinien się zapuszczać, tam, gdzie być może wszechwieczna czerń pożera światło i nic nie jest takie jak powinno być według praw fizyki i geometrii. Być może to tylko szalone sny pewnego arabskiego myśliciela, być może to tylko obłąkane wizje i majaki zniszczonej duszy dotkniętej mrokiem, a może to przedwieczna przeszłość, sprzed eonów czasu, gdy nasz świat dopiero rodził się i brał pierwszy oddech.
Z tej ciemności, z krainy bez światła, z krańców kontynentów wyłaniają się pasma tytanicznych stożków, monumentalnych piramid i minaretów o niewyobrażalnych kształtach. H.P. Lovecraft śni koszmar o terrorze i śmierci, o Antarktydzie i tym, co krąży na białych pustkowiach, snując opowieść „W górach szaleństwa”.
Bezsenne Środy: „Dziwny, wysoki dom pośród mgieł” H.P. Lovecraft
Nowy Rok i powraca na Wielkiego Buka straszny, horrorowy cykl Bezsenne Środy. Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła moim ukochanym, nieśmiertelnym, absolutnie doskonałym i nieporównywalnie dziwnym Samotnikiem z Providence, czyli twórczością H.P. Lovecrafta.
…Nie jest umarłym ten który spoczywa wiekami,
nawet śmierć może umrzeć wraz z dziwnymi eonami…
Bezsenne Środy: „Sny w Domu Wiedźmy” H.P. Lovecraft
Kto regularnie odwiedza lovecraftiańskie światy ten doskonale wie, iż Arkham to dziwne i niespokojne miejsce. A kto z czytelników jeszcze nie miał przyjemności odwiedzić tego mrocznego miasta w stanie Massachusetts, ten powinien co prędzej zgłębić jego plany i poznać niezwykłą historię. Czego tu nie ma – jak przystało na uniwersyteckie amerykańskie miasteczko znajdziemy tu uczelnię właśnie, czyli słynny Uniwersytet Miskatonic i ich katedrę rzeczy niesamowitych, Stowarzyszenie Historyczne badające przeszłość miasta i okolic, oraz Szpital Psychiatryczny, znany ze swoich wyjątkowych pacjentów. Arkham to osobliwe miejsce, dawniej zwane azylem czarownic, powstałe mniej więcej w czasach polowania na wiedźmy i procesów w Salem.
To właśnie w Arkham znajduje się dom starej, legendarnej wiedźmy Keziah Manson, której udało się w tajemniczy sposób zbiec z więzienia, nakreślając nieeuklidesowe kąty na murze, unikając tym samym śmierci. W jej domu mieszka teraz Walter Gilman i popada w szaleństwo śniąc „Sny w Domu Wiedźmy”, o czym opowiedział H.P. Lovecraft.
Bezsenne Środy: „Coś na progu” H.P. Lovecraft
Pamiętacie opowieść Samotnika z Providence o pewnym miejscu, na wybrzeżu, w którym zdarzyło się coś, o czym lepiej byłoby zapomnieć? Pamiętacie klątwę, rodzaj skazy, która przechodzi tam z pokolenia na pokolenie i zmusza do powrotu do „korzeni”? Pamiętacie tę obrzydliwą, klaustrofobiczną podróż, jaką zaserwował nam nie kto inny, jak H.P. Lovecraft w swoim „Widmie nad Innsmouth”? Wypełnione wilgocią, smrodem stęchłej ryby, opustoszałe miasteczko, gdzie lepiej nie pytać, nie kręcić się po zmroku? Tam, gdzie prężnie działa Ezoteryczny Zakon Dagona, a niejaki kapitan Obed Marsh zawarł pewien pakt, z tym czymś, co czyha w morskich otchłaniach? Jeśli tak i jeśli chcecie na powrót usłyszeć o sekretach miasteczka, to znajdziecie je, choć jedynie po części w niezwykłym, niewiarygodnym opowiadaniu „Coś na progu” („The Thing on the Doorstep”).
BEZSENNE ŚRODY: „I Cthulhu” Neil Gaiman
Cthulhu. Wielki Przedwieczny. Monstrualny śniący, uśpiony w cyklopowym mieście R’lyeh, głęboko w oceanicznych otchłaniach Pacyfiku. Władca snów. Wielki Inicjator. Bóstwo, które karmi swój kult. Śni szalone sny i nawiedza ludzi. Podsuwa wizje. Koszmarne widziadła. Zsyła szaleństwo. Pewnego dnia, gdy gwiazdy i planety na nowo pojawią się w odpowiedniej koniunkcji – przebudzi się, by siać terror i zniszczenie.
BEZSENNE ŚRODY: „Muzyka Ericha Zanna” H.P. Lovecraft
„Tam w wąskim korytarzu wsłuchiwałem się poprzez zamknięte drzwi z zakrytą dziurką od klucza w dźwięki, które napełniały mnie dziwną grozą… grozą pomieszaną ze zdziwieniem i tajemniczą melancholią. Nie były to jakieś straszne dźwięki, bynajmniej, ale towarzyszyła im wibracja zupełnie niespotykana na naszym ziemskim globie, a w pewnych momentach wydawało się, że jest to symfonia wykonywana nie przez jednego muzyka.”
Miasta mają swoje tajemnice. W czeluściach skrywają najmroczniejsze sekrety. Miasta są jak labirynty, w których ten, co nie zna drogi może z łatwością się zapodziać, zgubić gdzieś między uliczkami i nigdy już nie powrócić. Zaułki, piwniczki, ciemne przejścia, o których wiedzą jedynie nieliczni. Miasta to niezwykłe twory-stwory, bo nigdy nie wiadomo, co może czaić się w ich trzewiach. Kogo chowają przed wzrokiem przyjezdnych. Krążą legendy o całych dzielnicach, które znikają z map. O dziwnych istotach widzianych we mgle. O przejściach do innych światów. Takie miasta-potwory opisywało już wielu autorów, jednak jest ktoś, kogo miejskie mroczne opisy działają na wyobraźnię bardziej niż jakiegokolwiek innego pisarza. Mowa tu o kimś, kto sam bał się spacerować o zmroku, wśród wąskich przejść czuł się nieswojo, a nocami śnił o terrorze z otchłani. Pewnie już wiecie, o kim mowa. O H.P. Lovecrafcie oczywiście i tym razem jego niesamowitym opowiadaniu „Muzyka Ericha Zanna”.
Za dawnych, młodzieńczych lat studenckich narrator tej opowieści zamieszkiwał niejaką Rue d’Auseil, wąską, bardzo stromą i mroczną uliczkę w magazynowej dzielnicy, do której nigdy nie docierały promienie słońca. Uliczkę, której po latach nie jest w stanie odnaleźć ani na żadnej mapie, ani w terenie. Wspomina, jak ciężkie były dla niego tamte czasy. Był słaby zarówno fizycznie, jak i psychicznie, osamotniony. W okolicy sami starsi ludzie, a na poddaszu jego domu pokój wynajmował pewien niemiecki skrzypek, Erich Zann. Każdej nocy zza drzwi wydobywała się przedziwna muzyka, inna niż wszystko do tej pory. Dźwięki tajemne, nietypowe, na swój sposób genialne. Student próbował zaprzyjaźnić się z muzykiem, jednak ten odmawiał bliższego kontaktu. Wycofywał się i reagował nerwowo na wszelkie wzmianki o swoich utworach. On na coś czekał. Czegoś wypatrywał. Pewnej nocy oszalałe dźwięki, które wypływają ze skrzypiec przywołują naszego narratora, a to czego będzie świadkiem na zawsze już naznaczy jego życie.
W „Muzyce Ericha Zanna” H.P. Lovecraft ponownie hipnotyzuje czytelnika. Tym razem na wielu poziomach, gdzie koszmar rodzi się z natłoku artystycznych doznań. Czaruje opisem wrażeń tak intensywnych, tak poetyckich, a jednocześnie zrozumiałych, że przejmujemy niejako percepcję głównego bohatera i na moment stajemy się nim, doświadczając czegoś zupełnie niezrozumiałego. Opowiadanie to, pomimo swojej króciutkiej formy, jest wspaniale wieloznaczne. Daje pole do popisu wyobraźni, aktywuje wszystkie zmysły. Znajdziemy tu miejską legendę o zaginionej uliczce, której nie da się odnaleźć. Metaforę twórczego szaleństwa w geniuszu opętanego skrzypka. I muzykę płynącą prosto z otchłani.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo słyszę szalone dźwięki skrzypiec i wiem, że coś przysłuchuje się jej z ciemności.
O.
*To cudowne, króciutkie opowiadanie na jeden chaps znajdziecie zupełnie za darmo po polsku TUTAJ oraz w oryginale TUTAJ.
BEZSENNE ŚRODY: „Widmo nad Innsmouth” H.P. Lovecraft
„Ale czyż halucynacja nie może się zdarzyć pod wpływem hipnotycznego czaru, jaki rzuca to stare, widmowe miasto? Miejsca takie mają dziwne właściwości, a spuścizna obłąkańczej legendy może działać na wyobraźnię nie tylko jednego człowieka, zwłaszcza pośród wymarłych, cuchnących ulic, zbutwiałych dachów i kruszących się wieżyc. Czyż nie jest to możliwe, że źródło obecnego, a tak zaraźliwego szaleństwa czai się w głębiach tego widma, jakie roztacza się nad Innsmouth?”
Kiedy rozmyślam i piszę o H.P. Lovecraft’cie, czy jego twórczości to od razu narzucają mi się określenia „kultowe”, „jedyne w swoim rodzaju”, czy „na wskroś nowoczesne”. Nie umiem się nie zachwycać, bo jego proza, jak i sama postać autora, są tak fascynujące, tak wciągające, że nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcać Was do czytania i poznawania opowieści Samotnika z Providence. Oczywiście, w moim bezdennym zachwycie nie pozostaję osamotniona, bo sam Stephen King traktował mitologię Cthulhu i cały wyimaginowany świat wykreowany przez Lovecrafta jako kamień milowy literatury grozy. Jest coś takiego w tej twórczości, że gdy raz zostanie się wciągniętym w jego majaki i senne widziadła, nie potrafi się po prostu o nich zapomnieć. W jakiś zaraźliwy sposób przejmujemy sposób spojrzenia bohaterów i otwiera się przed nami koszmarny, potworny, niewysłowiony obraz kosmosu.
To co fundamentalnie obce, niewysłowione, Inne i stosunek do tego zarówno samego Lovecrafta, jak i jego bohaterów jawi się jako najbardziej współczesne właśnie. Samotność postaci, ich marionetkowość, ich odrębność wtłoczona w miejsca, z których nie ma wyjścia wydaje się jak najbardziej uniwersalna. Z niektórych miejsc nie ma ucieczki, a konfrontacja z rzeczywistością staje się nieunikniona. I dlatego właśnie wybrałam dzisiaj jedno z najlepszych i moich najulubieńszych opowiadań grozy, jakie kiedykolwiek napisano, a dodatkowo opowieść niezwykle mi bliską, bo nadmorską, jeden z „Wielkich Tekstów” Samotnika z Providence, jak nazwał je Michel Houellebecq, czyli „Widmo nad Innsmouth” („The Shadow Over Innsmouth”).
Stary port Innsmouth w stanie Massachusetts to miejsce, które od lat nie schodzi ludziom z ust. Mieszkańcy okolic Arkham zawsze szeptem przekazują sobie plotki o tym legendarnym, oddzielonym od reszty świata pasem mokradeł i bagien miasteczku. Jeśli zapytać kogokolwiek, to nikt do końca nie jest pewny, czemu odczuwa taką niechęć do mieszkańców Innsmouth. Coś jest z nimi na pewno nie tak. Mają dziwne, jakby zdegenerowane twarze, niezbyt ludzkie, pokryte chropowatą skórą. Ich miasto jest praktycznie wyludnione i nikt nie wie, co tak naprawdę wydarzyło się tam lata wcześniej. Podobno dawno temu niejaki Obed Marsh sprowadził na pobliską Diabelską Rafę coś albo kogoś, kto przejął władzę nad Innsmouth. Coś, co wymusiło na mieszkańcach nową wiarę i nienawiść do zewnętrznego świata. A razem z tym, do portu przybyło niespotykane bogactwo, złoto-niezłoto i tony ryb przy każdym połowie. Jakaś tajemnica drąży to miejsce. Coś tam siedzi i żeruje, wyczekując lepszych czasów. Co? Tego dowie się przypadkowy podróżnik, ktoś, kto zmuszony będzie spędzić w Innsmouth najpotworniejszą noc swojego życia.
H.P. Lovecraft był mistrzem obrazowania obcości i inności. W swoich opowiadaniach ukazywał bohaterów, którzy zagubieni w labiryntach ulic doznają niezwykłych wizji, przeżywają największe koszmary i wpadają w otchłań szaleństwa. Intryguje mnie od zawsze w tych historiach swoiste odwrócenie ról. Miejsca, które opisuje są dziwne i tajemnicze z założenia. To one i ich mieszkańcy nie pasują do reszty rzeczywistości. Jednak, gdy tylko pojawi się w nich ktoś nowy, to on z miejsca staje się wyrzutkiem, a wszyscy wokół niego zdają się być wrogami. Śledzą go oczy, niby zabite deskami okna wpatrują się w każdy jego ruch, narastające poczucie klaustrofobii na pustej przestrzeni doprowadza na skraj rozpaczy. Dokładnie tak jest w Innsmouth. Chore miejsce rani zdrowy rozsądek i każe zapomnieć o normalności. Każdy kto odwiedza to miasto jest prawdziwym Innym. Dziwolągiem wśród potworów, anonimowym gościem, który już nigdy nie powróci z ciemności obłędu.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo już stoją u moich drzwi.
O.
*Tekst opowiadania „The Shadow Over Innsmouth” w wersji oryginalnej, zupełnie za darmo znajdziecie do poczytania TUTAJ.
**O Lovecrafcie już pisałam (a jakże :D), więc kto jest zaintrygowany, zainteresowany i chce więcej może zajrzeć do tekstów o „Zewie Cthulhu”, czy „Koszmarze w Dunwich”, a także na tekst o doskonałym zbiorze esejów i listów „Koszmary i fantazje”. 🙂
***A na dokładkę screenshot zrobiony z jednej z najstraszniejszych gier, w jakie dane było mi grać, czyli: „Call of Cthulhu: Dark Corners of The Earh” – bardzo polecam 😀
BEZSENNE ŚRODY: „Koty Ultharu” H.P. Lovecraft
„Rozmawiano o starym wieśniaku i jego żonie, o taborze dziwnych wędrowców, małym Menesie i o wyglądzie nieba podczas jego modlitwy, o tym, co robiły koty w noc, kiedy tabor odjechał, i o tym, co później znaleziono w starej chacie, pośród mrocznych drzew, przy zaniedbanym, zarośniętym chwastami, odrażającym poletku.”
Dla wielu z nas psy, koty i inni przydomowi pupile to, jak powiedział kiedyś Św. Franciszek z Asyżu, „nasi bracia mniejsi”, włochaci (lub niewłochaci) członkowie naszej rodziny, może mniej uprzywilejowani, ale nie znaczy to wcale, że mniej ważni. Gdy mowa o znęcaniu się nad zwierzętami, biciu ich i umęczaniu, każdy normalny człowiek wzdrygnie się na samą myśl. Właściciel, który szanuje i traktuje swoje zwierzę jak wiernego towarzysza wzdrygnie się prawdopodobnie z podwójną mocą, a przed oczami przelecą mu potworności, o których wcale nie chciałby myśleć. Wierzy, że byłby w stanie ochronić swojego zwierzęcego przyjaciela i za nic na świecie nie pozwoliłby go skrzywdzić. Ale opowieści, szczególnie te straszne, kierują się swoimi prawami, a czasami ich elementy możemy odnaleźć w naszej rzeczywistości. Jakkolwiek próbowalibyśmy udawać czy oszukiwać, że to się wcale nie dzieje, że świat się zmienia, a natura człowieka ewoluuje, to wciąż można usłyszeć o ludziach pokroju pewnej pary, np. takiej z jednego ze Snów Terroru i Śmierci.
„Koty Ultharu” to jedna z pierwszych opowieści legendarnego już Samotnika z Providence, ojca mitologii Cthulhu, czyli H.P. Lovecrafta. Jest to historia niezwykła na tle całej twórczości pisarza, bo dotykająca jedynie kawałka tego co niedopowiedziane, tajemnicze, a czego mistrzem był Lovecraft. W mieście Ulthar nie wolno zabijać kotów. Niby prosta sprawa, prawda? A jednak kiedyś, zanim przydarzyło się to, o czym opowiada ta historia, nie było to znowu takie oczywiste. W tym spokojnym mieście przepadano za kotami. Prawie w każdym domu był jeden i każdy z nich był ulubieńcem swoich właścicieli. Ale nie wszystkim podobał się taki układ rzeczy, a raczej nie wszystkich dotyczyło to uwielbienie. Bo zawsze są jakieś wyjątki. Czasami okrutnie skrajne. Na przedmieściach, w ruderze wśród chaszczy, mieszkała dwójka złośliwych i zapijaczonych staruszków. Ta odrażająca para każdej nocy, w ramach zabawy, wyłapywała jednego kota i katowała go w sobie tylko znany, zwyrodniały sposób. Mieszkańcy wiedzieli o tym, ale milczeli ze strachu. Dlaczego? Nie wiem. I pewnego dnia przyjechała do miasta tajemnicza karawana z Południa, a wraz z nią mały chłopiec i jego ukochany koci pupil. A reszta to już legenda Ultharu. Ku przestrodze.
To krótkie opowiadanie Lovecrafta zawiera w sobie wszystko to, z czym, niestety możemy spotkać się i dzisiaj wszędzie tam, gdzie panuje ciemnota i niezrozumienie dla poszanowania zwierząt. Bo skoro wielu ludzi wciąż nie potrafi poprawnie zidentyfikować podstawowych praw człowieka, to tym bardziej nie będą potrafili ogarnąć swoim ograniczonym rozumem praw do życia wszystkich innych istot. Ale najważniejsze to nie pozostawać obojętnym. Nie zamykać oczu. Nie udawać, że nic się dzieje, gdy ktoś kogo znamy, lub którego mamy świadomość, maltretuje słabszych od siebie. Bo tego nie robi się kotu. Ani żadnej innej żyjącej istocie.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo słyszę tęskne zawodzenie za oknem i już wiem, że to człowiek jest największym z największych potworów.
*Pełny tekst, w oryginale (Lovecraft pięknie pisał – kto zna angielski niech koniecznie spróbuje!) znajdziecie tutaj (klik! klik!).
**A w ramach uzupełnienia, kto chętny i kto natrafi, polecam prześwietny esej Lovecrafta zatytułowany Koty i Psy, w którym skrupulatnie udowadnia wyższość tych pierwszych nad drugimi, a który znajdziecie w „Koszmarach i fantazjach”. Co prawda jestem wielką psiarą, ale nie umiem nie cieszyć się z tego zabawnego tekstu i również Wam polecam.