
A gdyby psy wokół nas zawsze odradzały się na nowo, wracały raz po raz i pamiętały wszystkie swoje wcielenia? Gdyby znały nas od podszewki, tęskniły za nami, szukały swoich ulubionych towarzyszy? Gdyby takie powroty były możliwe i w trakcie całego naszego życia moglibyśmy raz jeszcze spotkać swoich ukochanych czworonożnych przyjaciół sprzed lat? Tych, którzy odeszli zdecydowanie za wcześnie? Serce każdego wrażliwego psiarza z pewnością zabiło szybciej na taki koncept psiego odrodzenia. I nie ma się co dziwić. Będąc od urodzenia otoczona psami, obecnie opiekując się duetem szalonych Potworów, nie wyobrażam sobie bez nich życia. Nie umiem pomyśleć, że może ich kiedyś zabraknąć. A wtedy chciałabym, by wróciły, by wszystko znowu nabrało sensu.
Podobne myśli kotłowały się w głowie amerykańskiego pisarza W. Brucea Camerona, który tęsknił po latach za swoim psiakiem z czasów dzieciństwa. Pewnego dnia, napotykając na drodze innego psa o ujmującym spojrzeniu pomyślał, że to przecież mogła być jego ukochana Cammie. To właśnie wtedy do głowy wpadł mu pomysł na powieść Był sobie pies, którą uznaje za najważniejszą książkę w swoim pisarskim dorobku.

Bibiana <3









