„Dziecko piasku” Tahar Ben Jelloun

Bombla_DzieckoPiasku

 

„Czy to przygoda, czy życiowa próba? Rzekłbym, jedno i drugie. Niech ci, którzy chcą wyruszyć ze mną, podniosą prawą dłoń i przysięgną mi wierność. Reszta może odejść ku innym opowieściom, do innych bajarzy. (…) Potrzebuję was. Biorę was na wspólników mojego zamysłu. Kładę was sobie na plecy i niosę na pokład statku. Każda przerwa w podróży będzie przeznaczona na milczenie i namysł. Nie będzie żadnych modlitw, tylko silna wiara.”

Opowieść towarzyszy ludziom od zarania dziejów, praktycznie od zawsze. Tradycja snucia historii jest jednocześnie tak uniwersalna, tak ponadczasowa, że dotyczy wszystkich kultur, tych najstarszych i najmłodszych, ze wszystkich zakątków kuli ziemskiej. Opowieści tworzą wszyscy. Jest w tym coś niezmiernie pięknego, że pomimo różnic, niesnasek i konfliktów to właśnie dzięki dobrze opowiedzianej historii wszystko może zmienić się na lepsze. Poprzez słowa można wykreować nowe światy, stworzyć nierealne fabuły i fantastyczne scenariusze, można wskrzesić życie lub przekształcić swoje własne zupełnie od nowa. Stać się na chwilę kimś zupełnie innym, kimś nowym, lepszym bądź gorszym w zależności od własnego widzimisię. Tym, kim zawsze pragnęliśmy się stać. Opowieść to nasze sacrum i profanum. Może łamać tabu, może być odpowiedzią na miłość, na strach, na nienawiść, na ból, czy rozpacz. Poprzez język można odrodzić się i zaistnieć od zera, tak, że nikt nigdy nie dowie się prawdy. Chociaż prawda w opowieściach zawsze jest względna. Zawsze jest czyjaś. Dlatego nic nie może tam być pewne. Trzeba spróbować, zanurzyć się w słowa i odkryć prawdę samemu.

O magii opowiadania, niezwykłej mocy słów i tradycji snucia przypowieści opowiada marokański pisarz Tahar Ben Jelloun w swojej niezwykłej powieści z 1985 roku zatytułowanej „Dziecko piasku”. To historia jak żadna inna. Płynna, przelewająca się, przekształcająca się na oczach czytelnika, w uszach słuchaczy niczym piaski otaczającej ją pustyni. Zmienia się z chwili na chwilę, migocze, oślepia i mami, przesypuje słowa i tworzy się wciąż od nowa, jak skomplikowany poemat, jak szept Sheherezady i jej tysiąc jeden arabskich baśni. Tworzy fałszywe tropy, fabularne fatamorgany na horyzoncie, by za chwilę poprowadzić do bezpiecznej oazy i zostawić tam znowu w lodowatą noc zagubionych, niepewnych dalszego ciągu zdarzeń. Słowa są tutaj jak delikatna nić, która łączy kolejne pokolenia, ale też plącze się i zasupłuje, w zależności od krętych zaułków, w które się zapuści, przekazując dalsze losy bohaterów.

Bajarz Si Abdel Malek, snujący swe opowieści wśród słuchaczy marokańskich placów, pragnie podzielić się zdradzoną mu lata wcześniej tajemnicą. To wielki sekret czyjegoś życia. Życia pełnego wstydu, zagubienia i poszukiwania siebie. Życia w ukryciu i wielkim smutku, gdzie niezrozumienie samego siebie spowodowało izolację od świata zewnętrznego. Słuchacze poznają historię Ahmeda zwanego również Zahrą, który przychodzi na świat w konspiracji i kłamstwie. Otóż chłopiec tak naprawdę rodzi się dziewczynką, ale pogrążony w rozpaczy ojciec, któremu do tej pory rodziły się same córki, postanawia sam zmienić koleje losu i ukryć prawdziwą płeć dziecka. Mały Ahmed ma być chłopcem, bo tak i nic już tego nie zmieni. Ani dojrzewające, szczelnie owijane połami dżalabiji ciało, ani niemutujący głos, ani delikatne rysy twarzy. Postanowienie ojca, który za wszelką cenę chciał mieć syna zostaje w pełni zrealizowane i oto jest – ona w nim, on w niej – jedno ciało, dwie siłą rozszczepione tożsamości. Jest sobą i tą inną. Jest sobą i tym innym. Raz Ahmedem, potem Zahrą i znów Ahmedem. Historia życia to niewypowiedziane prawdy, fałszywe maski, a wszystko to prowadzi jedynie na drogę niezaspokojenia i w końcu w otchłanie szaleństwa.

Ahmed zaczyna poznawać siebie dopiero poprzez spisywanie myśli do tajnego pamiętnika, który po latach ma trafić właśnie w ręce bajarza Si Abdel Maleka. Zahra rodzi się z czasem. Wychodzi prosto ze słów przelewanych na papier, by w końcu powstać i stać się prawdziwym ciałem. Ahmed wyzwala ją poprzez opowieść o własnym życiu. Odnajduje swoją tożsamość na kolejnych kartach i jednocześnie odkrywa swoje prawdziwe „ja” w domowym lustrze. Kobieta rodzi się z mężczyzny, a niemożliwe staje się możliwe. Ahmed przekracza siebie, dokonuje transgresji ciała, przenika w głąb uśpionych instynktów i wydobywa na wierzch swoje piersi, biodra, delikatny, kobiecy głos. Tłumiony krzyk, który kumulował się w nim przez lata przenika przez niego. Ahmed, a tak naprawdę już Zahra czuje, że musi się wypowiadać, musi uwolnić swój głos, by oczyścić się ostatecznie. Jej opowieść to swoiste katharsis. Mężczyzna, którym od zawsze była, znika w strumieniach słów, potokach zdań, przeszywającym krzyku, w którym miesza się strach i rozkosz wyzwolenia.

Przez opowieść Ahmeda i opowieść o Ahmedzie snutą przez Si Abdel Maleka i kolejnych bajarzy, którzy przejmują tę historię i tworzą ją od nowa swoimi słowami, przebija się tragiczna w skutkach historia o utraconej i jedynie po części odzyskanej kobiecości w świecie, który kobiecością gardzi. To jakby świat kobiet widziany oczami kobiety przekształconej w mężczyznę, która naraz czuje do swojego ciała niechęć i naturalną miłość. Trafia do tego co pomiędzy, a co w rzeczywistości muzułmańskiej po prostu nie istnieje. Odrzuca surowe zasady patriarchalnego społeczeństwa, sprzeciwia się boskim prawom, by podjąć się próby walki o prawo do bycia sobą, a którego pozbawiła ją wola ojca tuż po urodzeniu. Ojciec  kreuje Ahmeda w nienawiści do swoich poprzednich córek i pogardzie dla „niemęskiego” domu, jaki przypadł mu w udziale. Wymyśla go i ustnie przekazuje dalej, podaje jak legendę, szeptem, w sekrecie, z ust do ust, jeszcze zanim wymarzony syn pojawia się na świecie. Ahmed jest słowem, bo ze słowa powstaje.

W „Dziecku piasku” słowa bajarza otwierają nowe drzwi, kolejne bramy, za którymi pojawiają się labirynty wąskich uliczek, niosące echo kolejnych wątków, odnóg następnych opowieści snutych przez kolejnych narratorów. Nie można być pewnym, która opowieść jest tą jedyną i prawdziwą. Kto opowiada, a kto słucha. Kto ma władzę na tą historią i gdzie zaczyna się jej źródło. Czy Ahmed/Zahra był jeden? Czy może każdy w tej opowieści odnalazł cząstkę siebie i odtworzył swoje dzieje w losach bohaterów? Jedno jest pewne – to właśnie bajarz prowadzi słuchaczy poprzez opowieść. Jest przewodnikiem w zwodniczych światłach pustyni. Sam dawkuje napięcie, skrada się i znika, by powracać z ciemności i zamykać kolejne opowieści w opowieściach. Jak baśniowa Szeherezada, tak i on przeplata sekretne dzieje, zamyka i otwiera kolejne szkatuły, przepływa między fabułami, zanim ktokolwiek zorientuje się, że to już zupełnie inna historia, zupełnie inna epoka, inny świat. I inna opowieść.

O.

*Za tę magiczną historię dziękuję pani Małgorzacie Szczurek z wydawnictwa Karakter.

Komentarze do: “„Dziecko piasku” Tahar Ben Jelloun

  1. tanayah napisał(a):

    Brzmi naprawdę intrygująco, a jak jeszcze masz skojarzenie w pewnym sensie z „Baśniami z tysiąca i jednej nocy” to… <3 Muszę przeczytać tę książkę 🙂

  2. funnyhaha napisał(a):

    Dla mnie „Dziecko piasku” było wielkim rozczarowaniem, chyba największym w tym roku. Recenzowałam tę książkę na blogu w okolicach marca. Może miałam zbyt wysokie wymagania, ale muszę przyznać, że nie uświadczyłam magii, a walka o tożsamość wydała mi się naciągana.

    • Bombeletta napisał(a):

      Ja ugryzłam od innej strony tę historię – od samego tworzenia się człowieka poprzez słowo i opowieść, aż po przenikanie się tożsamości. Sama walka o tożsamość nie ma w sobie zbyt wiele intrygującego – tak jak sama napisałaś – to już było w „Orlando” Woolf, chociaż tak naprawdę w zupełnie innym wymiarze, bo opowieść o Orlando nie wynika z walki o kobiecość w cywilizacji muzułmańskiej – to jednak tożsamość przekazywana poprzez opowieść ma już głębsze, mocniejsze znaczenie. I to moim zdaniem jest najmocniejszą stroną „Dziecka piasku” 🙂
      Pozdrawiam!

  3. funnyhaha napisał(a):

    Chyba wiem, o czym piszesz, o tożsamości, czy w ogóle szerzej – o jednostce, która konstruuje się w procesie narracji. Tyle, że ja tego w Dziecku piasku nie widzę, tzn. widzę, że taki miał być efekt, ale to jest dla mnie szyte zbyt grubymi nićmi. Jakby przez sam tekst przezierał szkielet, a to mnie drażni, bo zamiast opowieści dostaję chwyt. Nie wiem, czy to jest jasne 😉 Może gdyby mi wydawca nie naobiecywał Borgesa i cudów, podeszłabym do tego inaczej 😉

Dodaj komentarz: